Sandomierz w czasach epidemii

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 24.03.2020 20:15

Zwano je zarazą, pomorem, powietrzem morowym lub czarną śmiercią od skutków, jakie powodowała dżuma. Były jednymi z najczęstszych klęsk, jakie nas nawiedzały.

Sandomierz w czasach epidemii Pielgrzymi pokutni. Obraz ze zbiorów WSD w Sandomierzu. Autor nieznany. ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Patrząc na historię ziemi sandomierskiej, oprócz lat świetności i wzmożonego rozwoju w ciągu wieków napotykamy wydarzenia tragiczne, kataklizmy, klęski i epidemie, które powodowały zniszczenia, upadek gospodarczy i zmiany społeczne. Na przestrzeni wieków kilka rodzajów klęsk dotknęło miasto i jego mieszkańców, znajdujemy tego ślady w materiałach źródłowych - opowiada ks. Piotr Tylec, dyrektor Biblioteki Diecezjalnej w Sandomierzu.

Zarazy w ciągu wieków

Jednym z najstarszych kataklizmów, jakie dotknęły powstający gród, były najazdy tatarskie (1260 i 1287 r.) i litewskie (1349). Jak wymienia ks. Tylec, kolejnymi tragicznymi wydarzeniami były pożary. - W historii zanotowano co najmniej 10 wielkich pożarów Sandomierza. Pierwszy wydarzył się w 1374 r., kiedy miasto zostało doszczętnie spalone - dodaje historyk. Bliskość rzeki Wisły powodowała stałe zagrożenie powodziowe. - Powodzie dotykały bardziej ludność zamieszkującą tereny podmiejskie, mniej samych mieszkańców miasta, które ulokowane było na wzgórzach - wskazuje ks. Tylec.

Jednak najczęstszymi klęskami w minionych wiekach były epidemie. - Zarazy, które dotykały Sandomierz, zdarzały się wielokrotnie, ale z braku odpowiedniej dokumentacji, szczególnie z okresu średniowiecza, trudno oszacować, jak wiele ich było. Dla przykładu - w Krakowie w latach 1500-1750 były aż 92 epidemie dżumy. Warszawę w latach 1601-1650 nawiedziło 19 epidemii dżumy. Zarazy dotykały Sandomierz w XVI wieku. Zachował się zapis kronikarski mówiący, że król Zygmunt III Waza w roku 1588 opuścił Kraków, uciekając przed morowym powietrzem i schronił się w Sandomierzu. Jednak i tu dotarła zaraza, dlatego król ratował się ucieczką do Lublina, a stamtąd do Warszawy - opowiada ks. Tylec.

Epidemia dżumy, która wybuchła w 1602 r., niemal wyludniła miasto. Kolejna klęska morowego powietrza, jak dawniej nazywano zarazę, dotknęła mieszkańców regionu po wycofaniu się wojsk szwedzkich oraz po najeździe Jerzego Rakoczego, czyli pod koniec lat 50. XVII wieku. - Była to także epidemia dżumy, która zdziesiątkowała ludność Sandomierszczyzny. Te wydarzenia militarne i sanitarno-społeczne doprowadziły do wyludnienia miasta i uważane są za koniec czasu świetności Sandomierza - dodaje historyk.

Epidemie dżumy wygasły w początkach XIX w., jednak pojawiły się nowe niebezpieczne choroby, w tym bardzo śmiercionośna cholera. - Pierwsza epidemia cholery dotknęła Sandomierz w latach 1830-1832. W czasie tej zarazy zmarł administrator apostolski diecezji sandomierskiej bp Aleksander Dobrzański. Został on pochowany na miejscu spalonego kościoła św. Wojciecha, przed kościołem św. Józefa, gdzie umiejscowiony był w tamtym czasie tzw. cmentarz choleryczny - opowiada ks. Piotr. Obecnie na terenie dawnego cmentarza znajduje się figura św. Aleksandra na pamiątkę, że właśnie w tym miejscu pochowany został bp Dobrzański. - Epidemia cholery, szalejąca w Królestwie Polskim w latach 1830-1832, pochłonęła ok. 50 tys. ofiar. Duża śmiertelność sprawiła, że właśnie w tamtym czasie zaczęły powstawać tzw. cmentarze choleryczne, gdzie chowano zmarłych dotkniętych zakaźną chorobą - opowiada ks. Tylec. Jak dodaje, podczas epidemii zmarło wielu kapłanów, którzy posługiwali chorym i umierającym. Jednym z nich był regens, czyli rektor sandomierskiego seminarium, który równocześnie był proboszczem w Solcu.

- Ostatnią pandemią, która dotknęła Sandomierz, była grypa hiszpanka. Panowała ona w Europie w latach 1919-1920, czyli 100 lat temu. Wbrew nazwie, przybyła ona nie z Hiszpanii, ale ze Stanów Zjednoczonych. W naszym mieście epidemia ta dotknęła głównie żołnierzy z sandomierskiego garnizonu. Zmarłych pochowano na cmentarzu wojennym, przed cmentarzem katedralnym - wyjaśnia historyk.

Chorobą, która zebrała swoje żniwo podczas działań wojennych, był tyfus plamisty, a dokładnie dur plamisty. Na tę chorobę zmarło kilkunastu kapłanów, którzy zarazili się, posługując osobom dotkniętym zakaźną chorobą. Na tyfus plamisty zmarł między innymi ks. Jan Gajkowski (8 kwietnia 1919 r.).

Zrozumieć przyczynę

- Podejście do zagadnienia epidemii czy zarazy zmieniało się w ciągu wieków. W poprzednich wiekach poziom rozwoju medycyny i higieny osobistej był niewspółmierny do czasów obecnych. Również znajomość rozprzestrzeniania się chorób epidemicznych nie była znana na takim poziomie jak obecnie. Dlatego przez długie wieki epidemie traktowane były jako "kara Boża". Ciekawy jest zapisek Jana Długosza z 1360 r.: "Zaraza, która czy to zesłana przez Boga dla pomszczenia licznych ludzkich wykroczeń, czy to w skutek jakiego szczególnego układu gwiazd i konstelacji, czy też z innej jakiejś przypadkowej nieznanej przyczyny wybuchła" - cytuje ks. Tylec.

Dyrektor biblioteki diecezjalnej przytacza też dzieło Hieronima Powodowskiego z 1589 r., zatytułowane "Recepta duszna i cielesna przeciw powietrzu morowemu", w którym autor doszukuje się źródeł epidemii "nie tak z nakazania jakiego przyrodzonego, jako z dopuszczenia, a kaźni Boskiej za jakie grzechy własne albo czyje insze". Przytacza także słowa zachowanego kazania z roku 1758: "Bóg grzechy karze ogniem, wojną, głodem i powietrzem. (...) Być to nie może, aby grzechy miały być bez kary. Jak ciężko kto zgrzeszył, tak ciężko powinien być karany".

Sandomierz w czasach epidemii   Patroni od morowego powietrza. Obraz w kościele pw. Michała Archanioła w Sandomierzu. ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Potrzeba pokuty i poprawy życia

Z takiego podejścia na rzeczywistość zarazy w ciągu wieków ukształtowały się ludzkie postawy i praktyki pobożnościowe, które miały za zadanie przebłaganie Boga i oddalenie zagrożenia chorobą. - W średniowieczu powstawały grupy biczowników, którzy w publicznych pochodach dobrowolnie biczowali się, pokutując za grzechy. Przez długie lata bardzo popularne było noszenie specjalnych krzyży, tzw. karawaków, które wraz z odmawianą stosowną modlitwą miały chronić przed zarazą. Rozwinął się także kult świętych, których orędownictwo miało chronić w chwilach zarazy. Za patronów w czasach morowego powietrza uznawano św. Sebastiana, św. Rozalię i św. Rocha. W kościele seminaryjnym w Sandomierzu zachował się obraz przedstawiający wspólnie tych troje świętych czuwających nad chorymi dotkniętymi zarazą - opowiada ks. Piotr. Przetrwała w archiwach także modlitwa do św. Rocha: "Rochu, który masz moc Boskiego daru lud z morowego wybawić pożaru, rozpędź te chmury, uzdrów zakażone".

Rozpowszechnił się także zwyczaj pielgrzymowania do miejsc, które słynęły cudami, jednak początkowo pielgrzymowanie nie było związane z intencją zachowania od zarazy. - Kroniki jasnogórskie odnotowują pielgrzymkę z Sandomierza w 1638 r., ale nie wiemy, czy była integralnie związana z ustaniem zarazy. W połowie XVII w. miejscem, gdzie wiele osób doznawało cudu uzdrowienia, był mały kościół w Sulisławicach, z jeszcze mniejszą ikoną Matki Bożej Bolesnej. Uzdrowień doznawały także osoby cierpiące na choroby zakaźne. Wykazuje je Księga Cudów, którą przytacza ks. Jan Wiśniewski w "Monografii dekanatu sandomierskiego" - opowiada ks. Piotr.

W dostępnych źródłach zachował się opis pielgrzymki błagalnej ze Staszowa do Sulisławic. Kompaniję, czyli pielgrzymkę, zarządzili rajcy miejscy w obliczu zarazy cholery, która dziesiątkowała mieszkańców Staszowa. Pątnicy wyruszyli nocą, gdyż staszowianie mieli zakaz opuszczania dotkniętego zarazą miasta, niosąc krzyż na ramionach. Rankiem dotarli do miejscowości Wiązownica-Zgórsko, skąd było widać sanktuarium. Tutaj ustawili krzyż, gdyż dalszej podróży zabronili im żołnierze rosyjscy. Pątnicy wrócili do miasta, gdzie ustała już zaraza. Jak notują kroniki, od tego momentu staszowianie rokrocznie pielgrzymują do Sulisławic w sobotę po oktawie Bożego Ciała. W tym roku pielgrzymka ze Staszowa do Sulisławic wyruszy po raz 200. - Podobną inicjatywę podjęli sandomierzanie w 1855 r., kiedy miasto nawiedziła druga epidemia cholery. Pielgrzymka wyruszyła 8 września i z tym dniem, według przekazu, epidemia ustała. Od tego momentu pielgrzymowano co roku do maryjnego sanktuarium. Tradycję przerwała II wojna światowa, potem wznowienie jej uniemożliwiły represje komunistyczne. Tradycję pielgrzymowania wznowiono w 2004 r. - opowiada ks. Tylec.