Ludowa Matka Boża Dzikowska

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 13.02.2020 17:02

W Muzeum Historycznym Miasta Tarnobrzega odbyła się prezentacja zakupionej przez kilkoma dniami kopii obrazu Matki Bożej Dzikowskiej.

Ludowa Matka Boża Dzikowska O. Maciejowi Złonkiewiczowi OP zawdzięczamy możliwość "odczytywania" obrazu Matki Bożej Dzikowskiej. Marta Woynarowska /Foto Gość

Jest to datowana na przełom XVIII i XIX stulecia ludowa, piękna kopia cudownego wizerunku Dzikowskiej Pani z klasztoru ojców dominikanów w Tarnobrzegu.

- Otrzymaliśmy informację, że w warszawskim Domu Aukcyjnym DESA Unicum, najstarszym i największym w Polsce, będzie wystawiony na aukcję ludowy obraz Matki Bożej Dzikowskiej. Nie mogliśmy pozwolić, by taka okazja przeszła obok. Po rozmowach z dyrekcją udało się nam zakupić go za połowę ceny estymacyjnej. Zapłaciliśmy 4 tysiące złotych - informował podczas prezentacji obrazu Tadeusz Zych, dyrektor MHMT.

Niestety nie udało się ustalić proweniencji wizerunku ani jego autora. Specjaliści ustalili, że jego powstanie można datować na przełom XVIII i XIX wieku. Namalowany został farbami olejnymi na płótnie.

Kopie obrazu Matki Bożej Dzikowskiej można spotkać niemal w całej Polsce, o czym pisali w trzecim tomie „Tarnobrzeskich śladów” opublikowanym w grudniu 2016 roku Piotr Duma i Piotr Czepiel.

- Tak duża liczba kopii, wykonanych w różnych technikach, wymownie świadczy o popularności i wielkiej żywotności kultu Matki Bożej Dzikowskiej. Do naszego sanktuarium przybywały rzesze pielgrzymów, z których bardzo wielu pragnęło mieć wizerunek Świętej Rodziny z dominikańskiego kościoła. Kopie te spotykamy w kościołach, kapliczkach przydrożnych oraz prywatnych domach - zauważył Tadeusz Zych.

Zwrócił uwagę na podobieństwa oraz różnice w obu obrazach, które wynikały z próby uproszczenia głębokiej symboliki oryginału, która z upływem lat dla wielu prostych ludzi stawała się całkowicie nieczytelna. Dlatego zamiast nakrytego czerwonym suknem stołu z owocami i ptakami, zapowiadającymi mękę i śmierć Jezusa, artysta umieścił małego św. Jana Chrzciciela tulącego baranka, którego obecność była o wiele łatwiejsza do rozszyfrowania. Również umieszczenie w oknie widoku świątyni o wybitnie wschodniej architekturze, oznaczającego Jeruzalem, było czytelniejsze aniżeli krajobraz z oryginału, naszpikowany symboliką.

- Artysta ominął wiele atrybutów, ale nie zrezygnował z nich całkowicie, sięgając po łatwiejsze w odbiorze - stwierdził dyrektor muzeum. - To co uderza i jednocześnie wzrusza, to pewna swojskość św. Józefa, ubranego w zwykłe, robocze odzienie, jakie nosili ówcześni chłopi, przy jednoczesnym podkreśleniu królewskości Maryi i Dzieciątka, ukazanych w bogatych strojach, zdobionych szlachetnymi kamieniami, w kolorze purpurowym, przystającym monarchom. I, co można uznać za pewien profetyzm, ich głowy zwieńczają korony. Pierwsza koronacja dzikowskiego obrazu odbyła się bowiem dopiero w 1904 roku, a więc około wiek po powstaniu płótna.

Ludowa Matka Boża Dzikowska   Zakupiona kopia po prawej stronie. Marta Woynarowska /Foto Gość

Dzisiaj porównanie oryginału cudownego wizerunku Pani Dzikowskiej z kopiami jest możliwe w dużej mierze dzięki decyzji o. Macieja Złonkiewicza OP, byłego przeora tarnobrzeskiego konwentu ojców dominikanów, który w 2004 roku, po konserwacji obrazu, zadecydował o niezakładaniu tzw. sukienek, zasłaniających go niemal w całości.

Goszcząc na dzisiejszej prezentacji przypomniał okoliczności towarzyszące tej decyzji.

- Kilkanaście miesięcy przed przypadającym w 2004 roku stuleciem pierwszej koronacji, skontaktowała się ze mną pani Małgorzata Sokołowska z Krakowa, malarka i konserwator dzieł sztuki, z prośbą o umożliwienie jej obejrzenia obrazu Matki Bożej Dzikowskiej. Dzisiaj już nie pamiętam, z jakiego powodu była nim zainteresowana. Kiedy spojrzała na niego fachowym okiem stwierdziła, że wymaga on pilnej konserwacji, albowiem pod warstwą malarską pojawiły się pęcherzyki - opowiadał o. Złonkiewicz. - W ołtarzu została zawieszona wierna kopia, a obraz pojechał do krakowskiej pracowni pani Małgorzaty.

W trakcie prac wyszły na jaw kolejne uszkodzenia, bardzo niebezpieczne dla malowidła. Jeszcze podczas konserwacji zapadła decyzja, że po powrocie obrazu do sanktuarium nie będą nałożone na niego tzw. sukienki, z których jedna pochodziła jeszcze z XVIII, druga zaś z połowy XX wieku.

- Dla tych sukienek sporządziliśmy specjalną ramę i zawiesiliśmy je w prezbiterium nad wejściem do zakrystii. Natomiast obraz, odsłonięty, powrócił na ołtarz. Umieściliśmy tylko korony, ale w jaki sposób zostały zamontowane, niech pozostanie tajemnicą - mówił z uśmiechem o. Maciej. - Dzięki tej decyzji cały pobożny lud może modlić się przed wizerunkiem Świętej Rodziny, takim jak namalował go jego autor. Dzięki temu widoczny jest cały zbiór teologicznych inspiracji.

Zakupiony obraz, jak zadeklarował dyrektor muzeum, zawiśnie w miejscu jak najbardziej mu przysługującym, czyli zamkowej kaplicy.

- Stamtąd w drugiej połowie XVII stulecia wyszedł, a teraz w kopii powróci - podsumował T. Zych.