Muzeum Okręgowe w Sandomierzu. Troski i nadzieje

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 07.08.2019 15:42

O planach, szansach, ale i kłopotach placówki, która za dwa lata będzie obchodzić 100-lecie działalności, mówi jej dyrektor Dominik Kacper Płaza.

Muzeum Okręgowe w Sandomierzu. Troski i nadzieje - Cóż, przed nami długa i trudna droga, ale jesteśmy gotowi na wyzwania - zapewnia Dominik K. Płaza, dyrektor Muzeum Okręgowego w Sandomierzu. Marta Woynarowska /Foto Gość

Marta Woynarowska: Minął rok od chwili objęcia przez Pana stanowiska dyrektora sandomierskiego muzeum. Jak oceniłby Pan ten czas, patrząc przez pryzmat celów, jakie sobie Pan założył?

Dominik Kacper Płaza: Bardzo trudno jest dokonywać swego rodzaju samooceny i lepiej, gdy czynią to inni. Naturalnie są czynniki, które w wymierny sposób mogą świadczyć o efektach naszej pracy, podkreślam naszej, ponieważ wyniki, jakie muzeum osiąga, to wspólny wysiłek wszystkich fantastycznych pracowników. Ich zaangażowanie zaowocowało, chociażby w ostatnich miesiącach, znaczącym wzrostem frekwencji odwiedzających, która w lipcu była o 2 tys. osób większa w stosunku do tego samego czasu w ubiegłym roku. Naturalnie niebagatelną rolę ogrywa tu boom turystyczny na Sandomierz, który stał się - m.in. dzięki serialowi "Ojciec Mateusz" - bardzo popularnym miastem, chętnie odwiedzanym przez gości. Niemniej staramy się na różne sposoby zachęcić turystów do przekroczenia progów zamku. Otworzyliśmy się na współpracę z lokalną społecznością, instytucjami, szkołami, i to nie tylko sandomierskimi, ale z całego powiatu, a nawet dalej. Bardzo staram się, by nie ograniczać się i nie zamykać tylko w granicach województwa świętokrzyskiego, ale również patrzeć za Wisłę i współpracować z Tarnobrzegiem, Stalową Wolą, Kielcami, Ostrowcem Świętokrzyskim i miejscowościami należącymi do dawnego województwa tarnobrzeskiego, w którym Muzeum Okręgowe stanowiło najważniejszą instytucję kultury. Niestety, przez pierwszy rok mojego kierowania muzeum nie udało się uregulować sytuacji finansowej.

Skoro wspomniał Pan o pieniądzach - od lat muzeum boryka się z permanentnym niedofinansowaniem. Pomocą ma być włączenie się w jego utrzymanie Ministerstwa Kultury, obok miasta, powiatu i urzędu marszałkowskiego.

Mam nadzieję, że w tym roku się to zmieni. W sytuacji panującej od kilkunastu lat muzeum nie może dalej funkcjonować. Znamy przecież nie tak dawne historie, kiedy jesienią kończyły się pieniądze na pensje dla pracowników, kiedy muzealne konto świeciło pustkami. Niestety to, co uda się nam wypracować - jest to kwota ok. 500 tys. zł - przeznaczamy w całości na bieżące potrzeby, czyli pensje, opłaty za media, ochronę. Zostaje niewiele, co moglibyśmy spożytkować na zakup muzealiów, konserwację czy organizację większych przedsięwzięć. Wierzę mocno, że organizatorzy Muzeum Okręgowego w Sandomierzu docenią naszą instytucję, pracowników i pozwolą realizować nam założone plany i idee. Ponadto po pozytywnej rekomendacji wydanej przez przedstawicieli Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, którzy podczas wiosennej wizyty bardzo wnikliwie sprawdzali zamek, począwszy od piwnic po sam strych, otrzymaliśmy pismo z deklaracją prof. Piotra Glińskiego, ministra kultury, o zarezerwowaniu 600 tys. zł dotacji, w którym zawarte były także dodatkowe wymagania postawione muzeum. Świadczy to o docenieniu potencjału naszej instytucji, ale chcę zaznaczyć, że nie jest to moja zasługa, gdyż jest to efekt wieloletnich starań i cała chwała winna spaść na pracowników. W chwili obecnej dopinane są wszelkie niezbędne procedury u naszych organizatorów. Kilkanaście dni temu Sejmik Województwa Świętokrzyskiego przyjął uchwałę wyrażającą zgodę, by Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego w przyszłości stał się organem współprowadzącym muzeum. Czekamy na taką samą decyzję ze strony powiatu. Z panem burmistrzem jestem w stałym kontakcie i mam zapewnienie, że zgoda ze strony miasta będzie. Wierzę, że do końca roku kwestia ta zostanie pozytywnie rozwiązana. Był to jeden celów, jaki sobie postawiłem, decydując się na start w konkursie na dyrektora sandomierskiej placówki. Bez zwiększenia nakładów finansowych muzeum nie ma szans na jakikolwiek rozwój. Muzealnictwo w ostatnich latach bardzo się zmieniło, wiele instytucji mocno uciekło nam do przodu. Wypadałoby rozpocząć pogoń za uciekającym nam światem. Poza tym Zamek Królewski, siedziba muzeum, wraz ze starym miastem w listopadzie 2017 r. znalazł się w granicach pomnika historii "Sandomierz - historyczny zespół architektoniczno-krajobrazowy", ustanowionego decyzją Prezydenta RP. Potwierdza to rangę miejsca, ale jednocześnie zobowiązuje do czegoś. Zwłaszcza że pomników obszarowych w Polsce jest naprawdę niewiele.

Zauważył Pan, że sandomierskie muzeum przez ciągłe niedofinansowanie mocno zostało w tyle za innymi placówkami. W jakim kierunku miałyby iść zmiany?

Naturalnie wszystko będzie rozbijać się, jak zawsze, o pieniądze. Włączenie się MKiDN jest dla nas sporą szansą nie tylko na zwiększenie budżetu, ale także na możliwość startu w konkursach grantowych, zabiegania o dotacje celowe przeznaczone tylko dla instytucji prowadzonych lub współprowadzonych przez ministerstwo, a tych jest w skali kraju tylko kilkadziesiąt, zatem konkurencja jest znacznie mniejsza. Teraz np. można się ubiegać o pieniądze z programu współpracy z instytucjami zagranicznymi. Mamy plan dotyczący Zawiszy Czarnego i współpracy z Golubacem w Serbii czy kooperacji ze słowackim Bardejovem, ale - póki co - nie możemy w nim startować, bo nie mamy jeszcze ostatecznej decyzji o współprowadzeniu. Startując w konkursie, przedstawiłem plan, który zresztą nie jest jakimś odkryciem, że konieczne jest zdobycie nowych powierzchni poprzez tworzenie oddziałów czy też filii tematycznych, jak chociażby dla działu etnograficznego, którego zbiory można by prezentować w środowisku bardziej naturalnym, a nie w komnacie zamkowej, czy też działu literackiego, przez lata mieszczącego się w tzw. Iwaszkiewiczówce, czyli w kamienicy, gdzie zatrzymywał się Jarosław Iwaszkiewicz. W tej chwili na zagospodarowanie czekają pomieszczenia na parterze ratusza. Nie ukrywam, że moim marzeniem byłoby przeznaczenie całego zabytkowego obiektu na cele kulturalno-turystyczno-promocyjne i ulokowania w nim Muzeum Historycznego Miasta Sandomierza jako oddziału MOS, tak jak funkcjonuje to w wielu innych miastach. Turyści bardzo chętnie zwiedzaliby zabytkowe wnętrza ratusza, a nie, jak teraz, oglądali go tylko z zewnątrz. Stworzenie w nim ekspozycji o dziejach Sandomierza, czyli wyprowadzenie z zamku zbiorów działu historycznego i numizmatów, pozwoliłoby na wygospodarowanie miejsca na inne ekspozycje. Do uregulowania pozostaje także kwestia zbiorów literackich, mieszczących się obecnie w baszcie.

Jeszcze kilkanaście lat temu muzeum mieściło się w kilku obiektach, z których wyprowadziło się m.in. zmuszone trudnościami finansowymi. Nie wyszło to jednak placówce chyba na dobre?

Chcąc się rozwijać, wprowadzać nowe wystawy narracyjne, potrzebujemy większej przestrzeni, a w zamku mamy jej zbyt mało. Marzy nam się, by stworzyć opowieść o barwnej, dramatycznej i niezwykłej przeszłości samego wzgórza zamkowego i królewskiej siedziby, wzniesionej przez Piastów, zniszczonej przez Szwedów, a przez carskiego zaborcę zamienionej w więzienie, które trwało tu do końca lat 50. ubiegłego stulecia. O więziennej przeszłości zamku mówi się bardzo niewiele, a przecież tę funkcję pełnił przez ponad 160 lat, o czym świadczy chociażby fasada od strony dziedzińca. Mam wprawdzie pewne wątpliwości co do interaktywnej opowieści o tym, co działo się w tutejszym więzieniu, zwłaszcza podczas II wojny światowej i w latach komunizmu, albowiem żyją jeszcze osoby represjonowane, które przeszły tutaj gehennę. Niemniej chyba mamy czasy, kiedy trzeba oddziaływać na emocje i to dość mocno, bo - jak się okazuje - ludzie tego oczekują. Złożyliśmy do ministerstwa wniosek o wsparcie naszych działań w tym kierunku. Przed kilkoma dniami skierowaliśmy zaś do Wojewódzkiego Domu Kultury w Kielcach prośbę o dofinansowanie programu edukacyjnego adresowanego do młodzieży, mówiącego m.in. o więziennej przeszłości budowli, w tym roku bowiem mija 60 lat od wyprowadzenia się więzienia z zamku. Jeśli nie otrzymamy tych pieniędzy, spróbujemy zorganizować część wydarzeń własnym sumptem, we współpracy z grupami rekonstrukcyjnymi. Chcemy, by młodzież na własnej skórze przekonała się, jak wyglądały komunistyczne przesłuchania. Gdyby udało się wyprowadzić wspomniane już działy, zyskamy kilka dużych sal, w których moglibyśmy stworzyć interesującą, budzącą emocje interaktywną wystawę o zamkowym więzieniu albo ekspozycję skierowaną do dzieci, traktującą o dziejach zamku. Często bowiem słyszę, że brakuje wystaw dla dzieci. Naturalnie, będzie się to wiązało z dużymi nakładami, ale zamierzamy ostro walczyć o pieniądze zewnętrzne. Z pewnością musimy unowocześniać wystawy i wprowadzać elementy interaktywności, ale zdecydowanie nie na taką skalę, jak to dzieje się w różnych centrach edukacyjnych, zabawowych, które trochę rozpasały gości muzeów. Poza tym, jako muzeum rejestrowe, obwarowani jesteśmy przepisami, zabraniającymi bezpośredniego udostępniania swoich eksponatów zwiedzającym. I o tym należy pamiętać, zwłaszcza że większość z nich jest zabytkami bezcennymi dla dziejów i kultury Polski. Także takie potęgi muzealne, jak Luwr, British Museum, również chronią swoje eksponaty za pancernymi szybami. Cóż, przed nami długa i trudna droga, ale jesteśmy gotowi na wyzwania.