4 czerwca to zwycięstwo Polski

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 03.06.2019 19:42

Dla posłów Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego 4 czerwca 1989 roku zaczęła się polska droga do wolności i demokracji.

4 czerwca to zwycięstwo Polski Posłowie OKP z byłego województwa tarnobrzeskiego. Od lewej siedzą: Kazimierz Rostek, Marian Dojka i Jacek Bujak. Marta Woynarowska /Foto Gość

Na zaproszenie Bogusława Szwedo, prezesa Radia Leliwa, z tarnobrzeskimi dziennikarzami spotkali się Jacek Bujak, Marian Dojka oraz Kazimierz Rostek, wybrani z Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” do tzw. sejmu kontraktowego w okręgach nr 94 (Tarnobrzeg) i 95 (Stalowa Wola), obejmujących województwo tarnobrzeskie. Okazją do spotkania była 30. rocznica częściowo wolnych wyborów, będących efektem porozumienia zawartego przy Okrągłym Stole pomiędzy władzami komunistycznymi a demokratyczną opozycją, które ustalało, iż 35 procent miejsc przeznaczonych zostanie dla przedstawicieli strony obywatelskiej. Jedynie do Senatu wybory były całkowicie demokratyczne.

Dlaczego iść do wyborów?

- Niestety dzisiaj nie brakuje osób starających się umniejszać znaczenie 4 czerwca, tymczasem tego dnia zaczęła się droga Polski do wolności, suwerenności, demokracji i samorządności - podkreślał Jacek Bujak, do 2009 roku mieszkający w Gorzycach, a obecnie w przygranicznym Barwinku. Dowodem tego, jak uważa były poseł, jest brak zainteresowania władz różnego szczebla zorganizowaniem okolicznościowych obchodów pierwszych częściowo wolnych wyborów do parlamentu polskiego.

- Dlaczego wówczas poszliśmy głosować? Odpowiedź na to pytanie zawarte zostało w programie Komitetu Obywatelskiego, z ramienia którego startowali kandydaci z kręgu „Solidarności”. We wstępie do programu KO jego twórcy wyjaśniali: „Wzywamy wszystkich do udziału w wyborach dlatego, że widzimy pożytek, jaki Polska może osiągnąć przez udział sił niezależnych w sejmie i senacie. To ważna szansa na dziś i na przyszłość. […] Stając do wyborów, nie zamykamy oczu na nadal niedemokratyczny charakter systemu rządzenia krajem i nie zamierzamy go uwiarygodniać. Chcemy ten system zmieniać, dokonując tego na drodze ewolucyjnych przemian, wykorzystując także metody parlamentarne” - Jacek Bujak przytoczył fragment programu.

Droga do wyborów

Wiosną 1989 roku do „Solidarności” działającej w KiZPS Siarkopol dotarła informacja, iż jedna osoba spośród jej członków znajdzie się na liście KO w wyborach do Sejmu. - Podczas tajnego głosowania zarząd, składający się z 30, czy może 40 osób niemal jednomyślnie, przy jednym głosie przeciwnym, zdecydował, iż owym kandydatem będę ja - wspominał Marian Dojka. - Wszystko odbyło się na drodze demokratycznych prawyborów.

4 czerwca to zwycięstwo Polski   Tabliczka z sejmu kontraktowego. Marta Woynarowska /Foto Gość

- Razem z Marianem Dojką, startującym do Sejmu, oraz przyszłymi senatorami Zbigniewem Romaszewskim i Janem Kozłowskim tworzyliśmy tzw. czwórkę Komitetu Obywatelskiego w okręgu nr 94, który był bardzo trudny - mówił Jacek Bujak. - Tworzyły go niejako dwa regiony, w mniejszej części dawnej Galicji i znacznie większej Kongresówki. Tradycje i poglądy polityczne obu rejonów znacząco się różniły. Mocno to odczuwaliśmy z Marianem podczas spotkań przedwyborczych. Tym bardziej chciałbym dzisiaj, po 30 latach, podziękować wszystkim moim wyborcom, a jest za co. Otrzymałem bowiem 110 600 głosów, czyli prawie 84 procent, Marian Dojka zaś 95 587, co dało mu 73-procentowe poparcie. Żaden z kandydatów strony przeciwnej nawet nie zbliżył się do naszych wyników. Wygrana w tych wyborach była moim największym i najważniejszym osiągnięciem w działalności politycznej - podkreślił J. Bujak. - Przyznaję, że informacje o skali wygranej zaskoczyły mnie. Takiego poparcia nie spodziewaliśmy się.

W obu okręgach, obejmujących nasz region, przyznano po dwa mandaty dla przedstawicieli Komitetu Obywatelskiego i po jednym dla kandydatów Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (tylko okręgu nr 94) i Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Kampanię wyborczą obaj posłowie z okręgu 94 wspominają jako niezwykle ciężką pracę. - To była prawdziwa harówka - mówił M. Dojka. - Musieliśmy wziąć urlopy, by móc odbywać codziennie nawet po dwa spotkania z wyborcami. Jeździliśmy moim pomarańczowym maluchem. Często towarzyszył nam Boguś Szwedo.

W większości miejsc pojawiały się tłumy, entuzjazm wśród ludzi był niezwykły. Niemniej zdarzały się także dość nieprzyjemne sytuacje, kiedy przedstawicieli KO spotykały krzyki, a nawet wyzwiska, ale to, jak wspominali, zdarzało się po lewej stronie Wisły, na Sandomierszczyźnie.

Kazimierz Rostek zwrócił uwagę na niezwykle krótki czas kampanii wyborczej, która trwała niecałe dwa miesiące, zaczęła się bowiem po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, tj. 5 kwietnia 1989 roku. - W moim okręgu nr 95 czołową rolę odegrała „Solidarność” Huty Stalowa Wola, promieniując na cały region, i jej przywódca Wiesław Wojtas - zauważył K. Rostek. - Jego rola jest nie do przecenienia. Spotkania Komitetu Obywatelskiego odbywały się na plebanii przy kościele Matki Bożej Królowej Polski w Stalowej Woli. Na jednym z nich, z udziałem wszystkich przedstawicieli komitetów obywatelskich z całego województwa, zostali wybrani kandydaci solidarnościowi do Sejmu i Senatu. Padła wówczas propozycja, abym kandydował do Senatu, ale odmówiłem, ponieważ mieli nas reprezentować Romaszewski i Kozłowski. W przerwie mój były nauczyciel historii Wacław Górski, który w 1948 roku siedział w więzieniu razem z moim ojcem, zaczął mnie namawiać do kandydowania do Sejmu, uzasadniając to zaufaniem, jakim byłem darzony przez ludzi. Mieliśmy wówczas z powodu jakiś błędnych wyliczeń wybrać tylko jednego kandydata z KO.

W tajnym głosowaniu, jak się niemal wszystkim wydawało, pewniak Władysław Liwak przegrał z Kazimierzem Rostkiem. Ostatecznie, jednak po korekcie liczby miejsc dla strony solidarnościowej z jednego do dwóch, na listach KO w okręgu nr 95 obok K. Rostka pojawił się również W. Liwak.    

Zdjęcie przepustką do wygranej

- Bez tego zdjęcia z pewnością trudno byłoby wygrać wybory - zaznaczył J. Bujak. Chodziło o słynne zdjęcia kandydatów KO „Solidarność” z Lechem Wałęsą, które trafiły na plakaty wyborcze. - Kim bowiem ja byłem, kto mnie znał, zwykłego inżyniera z Gorzyc? Kiedy jednak ludzie zobaczyli Wałęsę, znanego wszystkim, reakcja była jedna. Te plakaty były naszą przepustką do parlamentu.

4 czerwca to zwycięstwo Polski   Jacek Bujak pokazuje historyczne zdjęcie z Lechem Wałęsą. Marta Woynarowska /Foto Gość

Drużyna Wałęsy, jak nazwano kandydatów KO, była pomysłem prof. Bronisława Geremka oraz reżysera Andrzeja Wajdy. Ludzie skupieni przy przywódcy „Solidarności” doskonale zdawali sobie sprawę z braku doświadczenia w prowadzeniu kampanii wyborczej oraz, co doskwierało jeszcze bardziej, pieniędzy.

- Jedyną szansą było stworzenie tzw. drużyny Wałęsy. Dlatego wszyscy kandydujący z KO udali się do Gdańska, gdzie w hali Stoczni Gdańskiej odbyła się sesja fotograficzna. Wałęsa musiał wówczas pozować kilkaset razy i uścisnąć dłoń kilkuset kandydatom. Co jakiś czas prosił o chwilkę przerwy, by mógł usiąść. My zaś staliśmy grzecznie w ogonku, czekając na swoją kolej - opowiadał z uśmiechem Jacek Bujak. Pan Jacek zachował i zdjęcie, i plakat, bo, jak podkreśla, dla niego są dzisiaj niezwykle cenną pamiątką.

A jak z perspektywy czasu ocenia 4 czerwca?

- Jestem zadowolony, bo moje oczekiwania z 4 czerwca 1989 roku, czyli wolnej, suwerennej, demokratycznej i samorządnej Polski spełniły się. Mamy wolne wybory do Sejmu i Senatu, mamy konstytucję, samorząd, należymy do NATO i Unii Europejskiej - podkreślił Jacek Bujak.