Pasterz z seminaryjnego wirydarza

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 12.05.2019 07:32

Niezwykłe i burzliwe są losy seminaryjnej figury Dobrego Pasterza. W jej cieniu wzrastały pokolenia przyszłych kapłanów.

Pasterz z seminaryjnego wirydarza Figura dobrego Pasterza WSD Sandomierz ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Figura Chrystusa Dobrego Pasterza, stojąca na wewnętrznym dziedzińcu sandomierskiego seminarium, nie tylko budzi ciekawość ze względu na jej burzliwe losy, ale przede wszystkim zachwyca wyrazistością przekazu. Uwagę przyciąga twarz Chrystusa wpatrzonego w trzymaną na ręce i przyciskaną do serca małą owieczkę. Przy tej figurze wzrastało niejedno już pokolenie adeptów do kapłaństwa. Wielu absolwentów sandomierskiego seminarium pobyt w uczelni kojarzy z poobiednimi spacerami wokół wirydarza czy też z tradycją mycia figury po pozytywnie zdanym absolutorium z języka łacińskiego.

Ważny znak wolności

Miejsce, gdzie obecnie stoi figura Dobrego Pasterza, pierwotnie było dziedzińcem klasztoru benedyktynek, zbudowanego w XVII wieku. W 1903 r. na skutek decyzji zaborczego rządu rosyjskiego klasztor zlikwidowano, a jego budynki miały zostać przeznaczone na urzędy powiatowe. Dzięki staraniom ówczesnego biskupa Aleksandra Zwierowicza władze rządowe przekazały zabudowania dla potrzeb seminarium duchownego. – W Bibliotece Diecezjalnej w Sandomierzu zachowały się archiwalne zdjęcia wirydarza, na których widać, że w miejscu, gdzie obecnie stoi figura znajdowała się zakonna studnia. Do studni prowadziło zadaszone przejście z budynku, aby podczas niepogody siostry czerpiące wodę ze studni nie mokły. W momencie, kiedy budynki zostały przekazane seminarium duchownemu, podjęto decyzję o rozbudowaniu gmachu poklasztornego, poprzez dobudowę północnego skrzydła. Najprawdopodobniej podczas tych prac studnia została rozebrana i zasypana. Po ukończeniu budowy wirydarz wymagał zagospodarowania i urządzenia, dlatego pojawił się pomysł, aby w jego centralnym miejscu ustawić figurę Dobrego Pasterza. Miała ona upamiętnić 1600. rocznicę wydania edyktu mediolańskiego – wyjaśnia ks. Piotr Tylec. Były to ważne obchody dla Kościoła w Polsce. Edykt, wydany w 313 r., przyznawał mieszkańcom Cesarstwa Rzymskiego prawo do wolnego wyznawania wiary. Dzięki temu chrześcijanie mogli publicznie sprawować kult, budować świątynie i nie byli prześladowani za wyznawanie wiary. Na terenie zaboru rosyjskiego Kościół był skrępowany licznymi restrykcjami, które zaostrzyły się jeszcze bardziej po powstaniu styczniowym. Niewielka odwilż nastąpiła na początku XX wieku w związku z kryzysem władzy carskiej, po przegranej wojnie rosyjsko-japońskiej. Dlatego Polacy będący pod zaborami oczekiwali przyznania pewnych swobód. Stąd obchody 1600. rocznicy edyktu mediolańskiego miały bardzo jasną wymowę. Biskup Marian Ryx wydał okolicznościowy lista pasterski, wyznaczając w diecezji główne obchody jubileuszu na dzień Zesłania Ducha Świętego. – Ówczesny rektor seminarium ks. Paweł Kubicki, który był najbliższym współpracownikiem biskupa, zasugerował, aby upamiętnić rocznicę wystawieniem figury Chrystusa na seminaryjnym wirydarzu. Wykonanie figury zlecono warszawskiej firmie braci Łopieńskich – dodaje ks. P. Tylec.

Wojenne losy

Odlana figura miała trafić do Sandomierza najprawdopodobniej statkiem wiślanym. Jednak zamierzenia te skomplikował wybuch I wojny światowej. Rosjanie, którzy zaczęli ponosić klęski na froncie i borykali się z dużymi trudnościami materialnymi, opuszczając Warszawę dokonali wielu grabieży. Łupem wojsk zaborczych padła także „sandomierska” figura Dobrego Pasterza, którą wywieziono do Petersburga. W czasie wielkiej wojny część budynków seminaryjnych była zajęta przez wojska rosyjskie, a następnie austriackie. Sam Sandomierz był miejscem bardzo krwawej bitwy, która rozegrała się w okolicach kościoła pw. św. Pawła w dniach 8–14 września 1914 r. Gasła więc nadzieja na odzyskanie zrabowanej figury. Po zakończeniu działań wojennych i odzyskaniu przez Polskę niepodległości, bp Ryx podjął działania, aby odnaleźć i odzyskać zaginioną figurę Chrystusa. Na mocy układu pokojowego w Rydze (1921 r.) Rosja zobowiązywała się zwrócić Polakom zrabowane dobra. Oczywiście nie wszystkie udało się odzyskać, jednak wśród odzyskanych skarbów i dzieł sztuki znalazły się rzeźby zrabowane z pracowni Łopieńskich. W 1926 r. figura trafiła wreszcie do Sandomierza. Podczas jesiennej konferencji dziekanów, która odbywała się w dniach 19 i 20 października 1926 r., zaplanowano wyjątkową uroczystość. „Zjazd zakończono piękną ceremonią poświęcenie posągu Dobrego Pasterza w Sandomierzu, której dokonał J.E. Pasterz diecezji w obecności wszystkich Ks. Ks. Dziekanów , Ks. Ks. Profesorów i Alumnów Seminarium” – zanotowano w protokole sprawozdawczym z konferencji.

Seminaryjne zwyczaje

Figura wspaniale wkomponowała się nie tylko w wirydarz seminaryjny, ale także w historię seminarium. Wokół dziedzińca i stającej tam figury Dobrego Pasterza biegną ogrodowe alejki, po których często spacerują alumni – przyszli kapłani. Wielu jej absolwentów, odwiedzających uczelnie wraz z grupami ministrantów, chętnie robi pamiątkowe zdjęcie pod figurą Chrystusa, opowiadając jednocześnie o niepisanej tradycji mycia posągu. – Nauka łaciny trwa w seminarium trzy lata. Niejednemu z kleryków przysporzyła ona sporo problemów. Kończący edukację egzamin nazywany jest absolutorium. Utarło się w kleryckiej tradycji, że przywilej mycia figury Dobrego Pasterza ma ten rocznik, który w komplecie zda pozytywnie egzamin, podsumowujący trzyletnią naukę łaciny. Niestety, nie co roku figura ma okazję być wymyta przez studentów – podsumowuje ks. Piotr Tylec, pełniący funkcję prefekta w seminarium.