Duch został po odlocie

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 01.07.2018 21:13

Przez jednych wielbiony, przez innych określany nieco lekceważąco „gorszym Malczewskim”.

Duch został po odlocie Wernisaż wystawy Marta Woynarowska /Foto Gość

Tymczasem jakby na przekór tym sądom na aukcjach jego obrazy osiągają wysokie ceny, znajdując wielu nabywców. W czym tkwi tajemnica prac Wlastimila Hofmana, że nie można obojętnie przejść obok nich?

Odpowiedź na to pytanie można od dzisiaj znaleźć w zamku Tarnowskich w Dzikowie, siedzibie Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega, które przygotowało na wakacyjny czas duchową ucztę dla zwiedzających. Przez najbliższe dwa miesiące prezentowanych będzie 40 olejnych obrazów pochodzących głównie ze zbiorów Muzeum Karkonoskiego w Jeleniej Górze, wzbogaconych o parę eksponatów z kolekcji prywatnych.

- Po wielu latach Hofman dorównuje popularnością swemu mistrzowi. Ciekawostką jest fakt, iż na przestrzeni ostatnich czterech lat w polskich domach aukcyjnych sprzedano bardzo wiele jego prac, nierzadko za pokaźne sumy. Niewątpliwie artysta należy do elity polskich malarzy. Ponadto warto wspomnieć, iż Dzików dla Hofmana nie był całkiem obcym miejscem. Znał się bowiem i przyjaźnił z naszym Marianem Ruzamskim. Zachowała się nawet ich korespondencja. Razem w latach przedwojennych wystawiali swoje prace w warszawskiej Zachęcie. Dzisiaj również ich obrazy zawisły obok siebie, ponieważ wystawa sąsiaduje z salonikiem Ruzamskiego - mówi Tadeusz Zych, dyrektor MHMT. - Pewnym smaczkiem na naszej wystawie jest obraz przedstawiający ojca Maksymiliana Kolbe, który znalazł się na niej dzięki panu Dominikowi Komadzie, kierownikowi tarnobrzeskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. Poinformował, że na plebanii w Gawłuszowicach znajduje się portret o. Kolbe autorstwa Hofmana. Zupełnym zaskoczeniem było dla nas odkrycie szkicu konia przysłoniętego na odwrocie obrazu. Dzisiaj jest możliwość zobaczenia i lica, i tyłu płótna.

Duch został po odlocie   Licznie prezentowane są autoportrety Marta Woynarowska /Foto Gość

Na ekspozycji prezentowane są dzieła z różnych okresów twórczości malarza - od wczesnych z początku XX wieku - "Autoportretu", "Mojej Mamy", poprzez dwudziestolecie międzywojenne - np. "Pod lipą", "Anioła z tulipanem", po ostatnie lata pracy - "Autoportret z czaszką" i "Robotnika". Są także prace powstałe w okresie wojennej tułaczki, w tym podczas pobytu w Turcji, jak "Wnętrze świątyni Hagia Sophia w Stambule" z 1940 r. Na wystawie można zobaczyć przykłady prac reprezentatywnych dla tematyki interesującej artystę. Są zatem portrety, autoportrety, pejzaże i pełne liryzmu sceny religijne oraz symboliczno-fantastyczne, przywodzące na myśl przedstawienia Jacka Malczewskiego. Należy jednak zaznaczyć, iż po głębszej analizie, tak podkreślane podobieństwo prac Hofmana do dzieł mistrza, okazuje się być powierzchowne. Sprowadza się bowiem, jak zauważyła Elżbieta Wolniewicz-Mierzwińska, do sięgnięcia po pewne motywy przedstawieniowe "zestrojone w podobne układy kompozycyjne". Obaj hołdowali jednak i czerpali z odmiennych tradycji - Malczewski z antyku i renesansu, Hofman zaś z gotyku i ludowości, zwłaszcza prostych rzeźb ludowych.

Autor "Introdukcji" był nie tylko nauczycielem, mistrzem, ale także przyjacielem Hofmana, który po początkowej nauce w pracowni Floriana Cynka w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych (ASP od 1900 r.), zdecydował swą edukację malarską kontynuować u Malczewskiego. Zajęcia w szkole rozpoczął będąc jeszcze uczniem Gimnazjum im. Jana Sobieskiego, a egzaminy na uczelnię zdał w 1896 r. mając zaledwie 15 lat. Zainteresowanie rysunkiem i niewątpliwe zdolności plastyczne przejawiał już jako dziecko, mieszkając z rodziną w Karlinie pod Pragą, gdzie przyszedł na świat w 1881 r. Do Krakowa rodzina Hofmannów przeniosła się w 1889 r. i od tej chwili Polska stała się jego ojczyzną. Chociaż, z polskością, jej historią, tradycją był dobrze obeznany dzięki matce Teofili Muzyk, pochodzącej z drobnej szlachty małopolskiej. W trakcie studiów w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych uczestniczył także w zajęciach w reaktywowanej katedrze pejzażu prowadzonej przez Jana Stanisławskiego. Silna osobowość oraz sposób widzenia i przedstawiania przyrody przez Stanisławskiego wywarły na młodym i chłonnym nowości adepcie sztuki malarskiej ślad, ale nie aż tak silny jak w przypadku Malczewskiego. Niemniej pejzaż Wlastimila Hofmana nie jest czystym fragmentem jakiegoś widoku, to synteza nie wolna od symboliki, przepełniona nastrojowością podszytą melancholią.

Po ukończeniu z wynikiem bardzo dobrym krakowskiej uczelni, Hofman kontynuował naukę w ówczesnej artystycznej Mekce - Paryżu, gdzie po wielu trudach został przyjęty do pracowni Leona Gérôme w École des Beaux-Arts. Po dwóch latach paryskiej nauki w 1901 r. powrócił do Krakowa. Rozpoczął intensywną działalność artystyczną, powstawały prace wyznaczające kierunek dla całej jego twórczości, w której przeważała tematyka religijna, antyczna, baśniowo-fantastyczna, a także ludowa czerpiąca z tradycji, wierzeń, przesądów, zabobonów i folkloru polskiej wsi. Na obrazach pojawiały się wiejskie Madonny, pastuszkowie, starcy, nędzarze, kalecy, fauny, koziołki. Poprzez swą symboliczno-alegoryczną wymowę pełną duchowości i wyciszenia nie pozostawiały i nie pozostawiają także dzisiaj odbiorcy obojętnym. "Mistyczno-religijny nastrój obrazów przykuwa uwagę odbiorcy, przemawiając do jego uczucia i zmuszając do myślenia i kontemplacji. […] Potrafił on oświetlić twarze skupione w modlitwie promieniem wiary i nadziei - czyni to z nadzwyczajną głębią ekspresji" - pisał Wacław Jędrzejczak.

Duch został po odlocie   "Anioł z tulipanem" Marta Woynarowska /Foto Gość

Sam Hofman zaś podkreślał: "Pragnąłbym jedynie, żebym rozwinąć mógł duchowe skrzydła! Tu jak najszerzej, gdyż wiem, duch nie zginie. Chciałbym go włożyć w moje malowidła, które zostaną po moim odlocie".

Przez lata w Polsce twórczość Hofmana była niezauważana, czasami lekceważona, nierzadko spotykał się z ostrą krytyką, jak chociażby w przypadku, dzisiaj uznawanej za najwybitniejsze jego dzieło - "Spowiedzi" z 1906 r. (w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie). Sukcesy świętował za to na zagranicznych wystawach w Monachium, Wiedniu, Paryżu, gdzie jego prace natychmiast znajdowały nabywców. W ojczyźnie został doceniony dopiero po latach pracy. Życie i twórczość utrudniało mu także obco brzmiące imię i nazwisko. Za radą Jacka Malczewskiego zmienił pisownię imienia na polską – z Vlastimila na Wlastimil. Po II wojnie zaś urzędowo nakazano mu zmianę „niemieckiego” nazwiska na bardziej polskie, dlatego zniknęło na końcu jedno "n" – od tej pory pisał się "Hofman".

Po II wojnie światowej, kiedy powrócił z żoną z wojennej tułaczki, która zawiodła ich aż do Palestyny, osiadł na stałe w Szklarskiej Porębie, gdzie pracował aż do śmierci w 1970 r.

W 10 lat później Muzeum Karkonoskie postanowiło stworzyć własną kolekcję prac Wlastimila Hofmana, którą obecnie można zobaczyć w Muzeum Historycznym Miasta Tarnobrzega.

Ekspozycja będzie udostępniona do 2 września bieżącego roku.