Apacze pojawili się nad Wisłą

Katarzyna Opioła

publikacja 24.06.2018 10:59

U stóp Fregaty na kilka godzin wyrosła prawdziwa indiańska wioska, którą odwiedził ponoć sam Winnetou.

Apacze pojawili się nad Wisłą Nauka strzelania z łuków Katarzyna Opioła

Nie trzeba wiele, dobry pomysł, kawałek zielonego terenu, by sprawić dzieciom sporo radości. Kto w sobotnie popołudnie wybrał się nad Wisłę w Tarnobrzegu z pewnością nie żałuje. Za sprawą Stowarzyszenia Pikajro, przez kilka godzin dzieci mogły poznać smak indiańskiego życia. Na niewielkim skwerku obok Fregaty czekało na nie mnóstwo atrakcji.

- Dlaczego piknik indiański nad Wisłą? Bo jako stowarzyszenie promujemy Wisłę. Ona jest nade wszystko dla nas ważna. Organizujemy spływy kajakowe, wycieczki rowerowe. Obecnie przygotowujemy się do trójboju pieszo - kajakiem - rowerem. Tak jak nazwa stowarzyszenia wskazuje - mówiła Beata Wójcikowska, prezes Stowarzyszenia Pikajro, które działa w Tarnobrzegu już prawie dwa lata. - Na zorganizowanie pikniku indiańskiego zdecydowaliśmy się, albowiem jesteśmy posiadaczami łuków. W ubiegłym roku, dzięki pozyskanym środkom zewnętrznym, zakupiliśmy sprzęt łuczniczy i nawet przeprowadziliśmy warsztaty w strzelaniu z łuku. Mając w dyspozycji taką „broń” myśl o Indianach nasunęła się sama i oto dzisiaj bawimy się na pierwszym indiańskim pikniku. Do współpracy zaprosiliśmy stowarzyszenie motocyklowe Free Riders oraz Pracownię Artystyczną Regio Ars, które jak widać bardzo dzielnie nam pomagają - dodała z uśmiechem.

Organizatorzy przygotowali mnóstwo atrakcji. Było oryginalne indiańskie tipi i jego 12 miniatur, które można było pomalować według własnej fantazji. Tor przeszkód wymagający nie lada zręczności i dobrego oka, by go pokonać. Rzut na rogi, przejście przez pajęczynę, bieg z jajkiem czy strzelanie z łuku to tylko niektóre z konkurencji, jakie należało zaliczyć, by otrzymać okolicznościową pieczątkę. Nawet lekki deszcz nie przerwał zabawy. Pod namiotem przygotowano bowiem miejsca, gdzie można było wykonać z różnobarwnych koralików i piórek łapacze snów, biżuterię, oczywiście w indiańskim stylu lub namalować obraz na desce.

Jako, że Indianin nierozłącznie kojarzy się z koniem, tych też na pikniku nie zbrakło. Można było „zaliczyć” przejażdżkę w siodle albo pobujać się na koniku na biegunach. I jedne, i drugie miały wielu amatorów. Tyleż samo amatorów miały kule agule. Każdy, kto zaliczył indiański tor przeszkód otrzymał pakiet upominków, a specjalne nagrody wręczono „właścicielom” najciekawszych strojów.

Na wszystkich uczestników czekały lody, wata cukrowa i kiełbaska, pieczona tradycyjnie na patyku nad ogniskiem.