Niosą pomoc każdemu

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 08.05.2018 17:23

Są zawsze gotowi by spieszyć na ratunek innym. Dziś nie tylko gaszą pożary, ale przede wszystkim są fachowcami w ratowaniu ludzi.

Niosą pomoc każdemu Ćwiczenia klimontowskich strażaków ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Patron strażaków św. Florian przedstawiany jest najczęściej jak gasi płonący dom. Dziś zadania strażaków to szeroki zakres działań ratowniczych-gaśniczych z podkreśleniem ratowniczych. Gdy popatrzymy na wykaz akcji, do jakich są wzywani, to okazuje się, że muszą być specjalistami niemal od wszystkiego. Nie tylko gaszą pożary, ale niosą pomoc ofiarom wypadków drogowych, ratują tonących, pomagają osobom uwięzionym w nietypowych miejscach, czy niosą pomoc podczas klęsk żywiołowych. Klimontowska jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej to jedna z najstarszych w regionie sandomierskim. Jak wynika z archiwalnych dokumentów Towarzystwo Straży Ogniowej Ochotniczej powstało w 1910 r., jednak dopiero w 1912 r. straż była w pełni wyposażona i gotowa do działań. Dlatego ten właśnie rok uznaje się za początek historii OSP w Klimontowie. – Stuletnia tradycja zobowiązuje. I choć specyfika działań jednostki zmieniła się diametralnie przez te sto lat, to jednak najważniejsze jest zaangażowanie w służbę i gotowość do niesienia pomocy innym – podkreśla druh Jan Kapusta, komendant OSP w Klimontowie. Jedną z cech wyróżniających tę jednostkę jest specjalizacja w ratownictwie wysokościowym. Od 1995 r., decyzją Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej klimontowską jednostkę strażaków ochotników włączono do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego, co wiązało się z utworzeniem trzech sekcji: ratowniczo-gaśniczej, ratownictwa wodnego i drogowego. Kilka lat temu jednostka zadeklarowała kolejną specjalizację w ratownictwie wysokościowym. Każda ze specyfikacji wiąże się z wyposażeniem jednostki we właściwy sprzęt i wyszkolenie ludzi do niesienia określonej pomocy. – Ktoś może pomyśleć, po co taka specjalizacja na terenie, gdzie nie ma wysokich gór, jaskiń lub miejsc, które mogłyby sprzyjać zdarzeniom wymagającym użycia specjalistycznego sprzętu, umiejętności i wiedzy strażaków w zakresie ratownictwa wysokościowego. Życie czasem zaskakuje i coraz więcej jest przypadków, kiedy jesteśmy zadysponowani, aby udzielić pomocy w nietypowych sytuacjach. NIedawno byliśmy wezwani do pomocy w wydobyciu osób, które znalazły się w głębokich studniach czy też pomagaliśmy osobie, która pracowała na wysokości przy wycince drzew i została przyciśniętej przez konar. Każde z tych zadań wymagało użycia specjalistycznego sprzętu i naprawdę dużych umiejętności i doświadczenia strażaków – dodaje komendant. Dlatego klimontowscy strażacy zaczęli starania o odpowiednie wyposażenie i zdobycie umiejętności w tego typu ratownictwie.

Prezent pod choinkę

Jeszcze kilka miesięcy temu jednostka posiadała tylko dwie pary uprzęży i znikome ilości lin oraz innego sprzętu asekuracyjnego. – Mieliśmy tylko podstawowy sprzęt, który nie pozwalał na podejmowanie często niebezpiecznych zadań. W każdej akcji liczy się nie tylko zdrowie i życie poszkodowanego, ale także bezpieczeństwo ratownika. Szukaliśmy okazji, aby taki sprzęt pozyskać. I dostaliśmy go dosłownie pod choinkę. Podczas prowadzonej przez Radio Kielce akcji „Choinka pod choinkę” nasz biskup ordynariusz Krzysztof Nitkiewicz ufundował bożonarodzeniowe drzewko, które miało być zlicytowane, a dochód przeznaczony na zakup sprzętu dla naszej jednostki. Dzięki naszemu biskupowi oraz osobom, które nabyły choinkę, dziś dysponujemy fachowym wyposażeniem do akcji ratowniczych prowadzonych na wysokości – podkreśla Mirosław Kwapiński, prezes OSP Klimontów.

W pakiecie strażacy otrzymali specjalne kaski ochronne, uprzęże asekuracyjne, liny i cały osprzęt do bezpiecznego przeprowadzenia tego typu akcji. – Kilka tygodni temu uczestniczyliśmy także w specjalistycznym szkoleniu w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie poznawaliśmy zasady niesienia pomocy w ratownictwie wysokościowym. Było to bardzo cenne doświadczenie. Pierwszej nocy musieliśmy odnaleźć i wydobyć osobę uwięzioną głęboko w jaskini. Nie było to łatwe. Trzeba było w ciasnych szczelinach zabezpieczyć osobę poszkodowaną, oczywiście pozoranta, ustabilizować jego funkcje życiowe i wydobyć na powierzchnie, dbając o bezpieczeństwo poszkodowanego i nas, ratowników. Każde nasze działanie było obserwowane, oceniane i omawiane później na odprawie. Kolejnym wezwaniem tej samej nocy szkoleniowej, była pomoc osobie, która próbowała targnąć się na własne życie. Musieliśmy ją odszukać w ciemnościach i udzielić jej pomocy aż do przybycia ratowników medycznych. W kolejnych ćwiczeniach otrzymaliśmy zadanie, aby  pomóc osobom poszkodowanym podczas wypadków drogowych. Były to bardzo wymagające dni, ale doświadczenie, jakie zdobyliśmy jest bardzo cenne i teraz czas, abyśmy je przekazali naszym kolegom z jednostki – opowiada Karol Kaczorowski.

Trening czyni mistrza

Mimo że nie zawyła strażacka syrena, do wozu bojowego sprawnie wskakuje kilku klimontowskich strażaków, w tym jedna młoda dziewczyna. Szybki, choć bez sygnałów dźwiękowych, wyjazd tym razem nie do akcji, ale na ćwiczenia. Zadanie: pomoc osobie uwięzionej na dnie głębokiego wąwozu, gdzie nie mogą dotrzeć ratownicy medyczni. Istnieje podejrzenie o uszkodzeniach kończyn osoby poszkodowanej. Po kilku minutach strażacy ochotnicy z Klimontowa są już na miejscu. Szybka ocena sytuacji, pierwsze rozkazy i przygotowanie sprzętu do wykonania zadania. – Poszkodowany znajduje się w miejscu niedostępnym dla ratowników medycznych, dlatego naszym zadaniem jest zorganizowanie stanowiska do podjęcia działań ratowniczych, opuszczenie strażaków, którzy zdiagnozują stan osoby poszkodowanej i podejmą działania, aby bezpiecznie wydobyć ją i przekazać medykom – wyjaśnia komendant Jan Kapusta kierujący akcją. Strażacy zwinnie rozpakowują sprzęt, tworzą strefę asekuracji, przygotowują sprzęt do podjęcia osoby poszkodowanej i sami wkładają uprzęże, by bezpiecznie zejść do poszkodowanego. Każdy doskonale wie, co ma robić. Nie potrzeba zbędnych słów. Co chwila słychać tylko krótkie meldunki, co już jest gotowe. Ubrani w specjalistyczne uprzęże i asekurowani przez kolegów do poszkodowanej osoby schodzą druh Tomasz Pacholczyk i Karol Kaczorowski. Jeden schodzi wyposażony w torbę medyczną, drugi zabiera deskę ratowniczą, która posłuży do bezpiecznej ewakuacji osoby poszkodowanej. Po kilku minutach od rozpoczęcia akcji już są na dole. Składają szybki meldunek do kierującego akcją i rozpoczynają udzielanie pomocy. – Tutaj pośpiech jest niewskazany. Drobny błąd może okazać się tragiczny w skutkach. Trzeba dobrze rozeznać, jaki jest stan poszkodowanego, zabezpieczyć funkcje życiowe i przygotować do bezpiecznego transportu – podkreśla kierujący akcją komendant Jan Kapusta. Po kilkunastu minutach rozpoczyna się najtrudniejszy element akcji, ewakuacja osoby poszkodowanej. Nie jest to łatwe, bo strome ściany wąwozu wymagają odpowiedniego zabezpieczenia transportowanej osoby i wzajemnego ubezpieczania ratowników. – Tutaj musimy zachować duży spokój i rozwagę, bo łatwo o błąd, który może być bardziej tragiczny w skutkach niż sam wypadek – podkreśla Tomasz Pacholczyk. W tym samym czasie inni strażacy, tzw. asekuranci, czuwają nad bezpieczeństwem całej akcji. To oni przy użyciu odpowiedniego sprzętu i siły własnych rąk opuszczali ratowników, a teraz wyciągają całą grupę. Bardzo dobrze radzi sobie tutaj druhna Joanna i choć to drobna dziewczyna, to jednak koledzy mogą czuć się pewnie. Po chwili osoba poszkodowana jest już w bezpiecznym miejscu. Akcja się kończy. – Oceniam bardzo dobrze dzisiejsze ćwiczenia. Kilku naszych kolegów po raz pierwszy podejmowało takie zadania, ale radzili sobie bardzo dobrze. Ćwiczenie jest konieczne, aby podczas prawdziwej akcji działać sprawnie i profesjonalnie – dodaje komendant. O potrzebie takich ćwiczeń przekonani są wszyscy uczestnicy akcji. – Strażak musi się uczyć całe życie. Każdy z nas podejmuje różne szkolenia, zdobywając określoną wiedzę w zakresie różnych form ratownictwa. Każda akcja jest inna i wymaga szerokiej wiedzy i doświadczenia. By nieść pomoc innym i samemu być bezpiecznym podczas akcji nie wolno wyłączać myślenia, ale działać zdecydowanie, profesjonalnie i z rozwagą – podsumowuje druh Paweł Gronek.