Koledzy koledze

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 17.12.2017 21:30

Pierwsza aukcja i pierwszy sukces.

Koledzy koledze Licytację poprowadził dyrektor muzeum Marta Woynarowska /Foto Gość

Muzeum Historyczne Miasta Tarnobrzega zorganizowało aukcję obrazów, z której cały dochód zostanie przeznaczony na zakup kolekcji prac Mariana Ruzamskiego.

Swoje oleje, pastele, grafiki, rysunki przekazało nieodpłatnie wielu uznanych polskich i zagranicznych artystów. Naturalnie nie mogło zabraknąć prac tarnobrzeskich artystów, w tym Bożeny Wojtowicz-Ślęzak, Mariana Kosiora i Stanisława Dziubaka. Ceny wywoławcze były bardzo zachęcające i większość prac znalazła nabywców. O niektóre z nich trwała zacięta licytacja.

- Pomysł przeprowadzenia aukcji nie jest czymś nowym, gdyż wiele muzeów organizuje je, pozyskując w ten sposób pieniądze na zbożny cel. Naszym celem zaś jest zebranie sumy pozwalającej na zakup sporej, liczącej bowiem 96 obiektów kolekcji po Marianie Ruzamskim, najwybitniejszym artyście malarzu wywodzącym się z Tarnobrzega. Parę lat temu zwrócił się do nas z propozycją jej kupna kolekcjoner w Rzeszowa. Po negocjacjach doszliśmy do porozumienia i teraz zbieramy pieniądze na zakup. Aukcja odbywa się pod hasłem „Artyści dla artysty”, gdyż dzięki pracom współczesnych malarzy, będziemy mogli nabyć prace ich starszego, nieżyjącego kolegi - mówił Tadeusz Zych, dyrektor muzeum. - Pragnę podkreślić, iż od trzech lat w okresie letnim organizujemy w zamku w Dzikowie Międzynarodowe Sympozjum Artystyczne im. Mariana Ruzamskiego, którego uczestnicy, a wśród nich nie brakuje wybitnych i uznanych nazwisk, pozostawiają tutaj swoje prace. Dzisiejsza licytacja jest z jednej strony hołdem złożonym przez współczesnych artystów Ruzamskiemu, a z drugiej każdy, kto wylicytuje obraz dołoży swoją cegiełkę do gromadzonej kolekcji.

Oferowane przez rzeszowskiego kolekcjonera prace tarnobrzeskiego artysty pochodzą z różnych okresów jego twórczości, prezentują również dużą różnorodność technik, w jakich je tworzył. Szczególną wartość mają obrazy prezentujące widoki przedwojennego Tarnobrzega, zwłaszcza, że niektóre z nich ukazują nieistniejące już ulice, budynki, dla których nie ma żadnych innych przekazów ikonograficznych. Ogromną wartość posiada również cykl portretów wykładowców Uniwersytetu Lwowskiego oraz lwowskiej bohemy.

Aukcję poprzedził przedpremierowy pokaz fabularyzowanego dokumentu „Prowincjonalny trójkąt artystyczny” w reżyserii Aleksandra Dyla, poświęconego w głównej mierze tarnobrzeskiemu okresowi życia i twórczości Mariana Ruzamskiego.

- Tadeusz Zych kiedyś opowiedział mu historię życia Ruzamskiego, o którym wiedziałem bardzo niewiele. Dramatyczne koleje jego losu i fascynująca historia „Pawlasówki”, domu doktorostwa Janiny i Eugeniusza Pawlasów, gdzie gromadziła się artystyczno-kulturalna elita, tak mnie zafrapowały, że postanowiłem zrobić o tym film. Poza tym był to ostatni moment, by zdążyć jeszcze przeprowadzić rozmowy z osobami pamiętającymi tamte czasy i tamtych ludzi, jak chociażby z Alicją Oniskową, córką państwa Pawlasów. Film mógł powstać dzięki pomocy i bezinteresowności wielu osób. Powstawał długo, w bólach, ale wreszcie się udało, chociaż na premierę chyba trzeba będzie jeszcze poczekać - opowiadał Aleksander Dyl, operator filmowy, autor zdjęć, scenarzysta i reżyser w jednym.

W filmie, w części fabularyzowanej wystąpili tarnobrzescy aktorzy - Bolesław Ziemba, jako Dziadosz, człowiek, który złożył na Gestapo donos na Ruzamskiego i Andrzej Wilgosz, który wcielił się w postać malarza.

- Propozycja Olka mnie zaskoczyła. Postać Ruzamskiego nie była mi obca. Poznałem jego historię i prace podczas pobytu u przyjaciół w Berlinie, gdzie prezentowana była wystawa „Sztuka w Auschwitz”, na której znalazły się również obozowe prace tarnobrzeskiego artysty. Później zaś Tadeusz Zych, organizując ekspozycję dzieł Ruzamskiego w Tarnobrzeskim Domu Kultury, poprosił mnie, abym był przewodnikiem po niej. Losy malarza były mi zatem dobrze znane, co z pewnością ułatwiało wejście w rolę, a i nie bez znaczenia jest moje zamiłowanie do dwudziestolecia międzywojennego. Niemniej musiałem zmienić swój image - zapuścić włosy i przede wszystkim wąsy, gdyż sztuczne były przyklejane na jakieś substancje, które uniemożliwiały ich odklejenie - mówił z uśmiechem Andrzej Wilgosz. - Powrót po latach przed kamerę był dla mnie wspaniałą przygodą, za którą jestem Olkowi bardzo wdzięczny.