Misja, zadanie do wypełnienia

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 22.10.2017 21:38

- Wyjazd na misje to nie wycieczka, lecz konkretne zadanie do wypełnienia. Tam jedzie się otwartym i gotowym by posługiwać. Posługa misyjna jest piękna, ale i niełatwe – opowiada Joanna Owanek świecka misjonarka.

Misja, zadanie do wypełnienia Ks. Mateusz Kusztyb posługuje w Bostwanie Archiwum misyjne

Misyjna mapa

Gdyby na mapie świata zaznaczyć punkty, gdzie posługiwali i pracują nadal nasi diecezjalni misjonarze, to takich miejsc było by naprawdę dużo i byłyby w najbardziej ekstremalnych miejscach. Dlaczego? Bo wszędzie tam są ludzie, którzy czekają na Boże Słowo i posługę miłosierdzia. Każdy z misjonarzy, duchowny, zakonny czy świecki wie, że jego zadaniem jest być świadkiem Chrystusowej Ewangelii przez głoszone słowo, świadectwo życia i posługę miłosierdzia. Najdalej do domu ma ks. Grzegorz Kasprzycki, który od kilku lat niezmordowanie wprowadza ewangeliczne prawo miłości pomiędzy wojownicze plemiona Papuasów. Aż trzech misjonarzy pracuje w Ekwadorze. W tym górzystym kraju, posługują w jednych z najbiedniejszych terenów, który co jakiś czas nawiedzają trzęsienia ziemi. Niejednokrotnie muszą pokonywać strome górskie ścieżki, aby dotrzeć do swoich parafian. Ks. Wiesław Podgórski używa nawet motolotni, aby zaoszczędzić czasu i częściej dotrzeć z posługą do najbardziej oddalonych terenów swojej misji. Od ponad roku na Kubie swoją misję ewangelizacyjną wypełniają ks. Paweł Bielecki i ks. Marcin Chłopek. Misja, zadanie do wypełnienia   Nasi misjonarze na Kubie Archiwum misyjne Nie mają łatwego zadania. Całkiem niedawno ich miasto Caibarién, ucierpiało od huraganu Irma, który spowodował spore straty także w budynkach parafialnych. Duże trudności w misji ewangelizacyjnej sprawia nadal reżimowy rząd, który ogranicza działania duszpasterskie i pastoralne. Trzech naszych kapłanów: ks. Piotr Kaliciński, ks. Tomasz Wargacki i ks. Marek Młynarczyk, posługuje na misjach w Republice Południowej Afryki. Ks. Piotr od lat pracuje z rdzennymi Zulusami, u których bardzo ceni sobie przywiązanie do tradycji i kultywowanie plemiennej kultury. W Ugandzie, w wiosce dziecięcej w Gulu, od dobrych kilku lat posługują dwie misjonarki świeckie Ewa Maziarz i Joanna Owanek. W krainie krów, słoni i diamentów, czyli Botswanie, pracuje na niełatwej misji ks. Mateusz Kusztyb. Pole do pracy misyjnej ma wielkie, bo liczba katolików waha się tam od 1 do 3 procent.

Lek na ludzką biedę

- Trzyletnia misja w Ugandzie daje mi poczucie, że dotarłam do najbiedniejszych i najbardziej opuszczonych. Czas dzielę miedzy sierociniec św. Judy (St. Jude Children’s Home), przedszkole św. Moniki i więzienie dla kobiet i mężczyzn. W przeszłości lud Acholi, pośród którego pracujemy, był bogatym w krowy, ziemię, ludzi, szanowanym przez inne plemiona. Kiedy władza odebrała im krowy, nastał czas wojen, nienawiści, porywano dzieci i siłą wcielano do Armii Bożego Oporu. Dodatkowo Ebola dziesiątkowała ludzi. Do dziś spotykamy ludzi, którzy bardzo dobrze pamiętają te wydarzenia. Zostawiły one w nich niegojącą się duchową ranę, niezatarte piętno w świadomości i dumie – opowiada Ewa Maziarz, świecka misjonarka w Ugandzie.

Misja, zadanie do wypełnienia   Świeckie misjonarki w Ugandzie Archiwum misyjne Ta apatia jest przekazywana na kolejne pokolenie. Jak opowiada najbardziej jest to widoczne w rodzinach, w wychowaniu dzieci, w traktowaniu siebie nawzajem. Dzieci od najmłodszych lat pozbawiane są poczucia własnej wartości, wiary w siebie i swoje talenty i możliwości. - Jako pracownik socjalny obrałam sobie za cel pomoc dzieciom w odnalezieniu ich talentów, dobrych cech, które pokażą im, że są ważne, kochane, wartościowe. Chcę, aby choć tylko przez chwilę poczuli się kimś ważnym i kochanym. W katechezach staram się, aby zawsze usłyszały, że mamy Ojca, który kocha nas ponad wszystko, i nawet jeśli są sierotami to mają Tatę, który jest zawsze z nimi. Z więźniami modlimy się o Jego miłosierdzie nad nami oraz o to abyśmy zawsze czuli się jego kochanymi dziećmi. W kobietami osadzonymi w więzieniu oraz ich dziećmi spotykam się dwa razy w miesiącu z ich dziećmi. Tam właśnie poczułam najgłębiej, że Bóg powołał mnie do posługi wobec najbiedniejszych i najbardziej opuszczonych – podkreśla misjonarka.

Jesteśmy tutaj potrzebne

- Kilka miesięcy przed zakończeniem mojego pierwszego kontraktu misyjnego, zostałam zaproszona do współpracy przy projekcie stworzenia szkoły dla kobiet. Ma on na celu naukę od podstaw: pisanie, czytanie, liczenie, znajomość liter i liczb. Nasze studentki to w większości kobiety, które do Ugandy przybyły, jako uchodzący wojenni z Sudanu Południowego. Przybyły tutaj wraz z dziećmi z nadzieją na znalezienie bezpieczniejszego miejsca, w którym mogłyby wychowywać swe dzieci. Ich mężowie zazwyczaj zostali wcieleni do armii w Sudanie – opowiada Joanna Owanek, misjonarka w Gulu.

Misja, zadanie do wypełnienia   Szkoła dla kobiet w Gulu w Ugandzie Archiwum misyjne Pomysł utworzenia szkoły zrodził się w bardzo prozaicznych okolicznościach, gdy siostry z jednego ze zgromadzeń zakonnych spotkały kobiety na jednym z okolicznych targów. Podczas rozmowy jedna z kobiet wyznała siostrze, że jej największym marzeniem jest umieć poprawnie zapisać swoje imię i nauczyć się liczyć tak, by jej nikt nie oszukał w trakcie zakupów. Siostry ze wspólnoty św. Moniki, która prowadzi szkołę, pracują także w jednym z obozów dla uchodźców. To właśnie stamtąd najczęściej zapraszane są kobiety do powstałej szkoły. - Sama praca z tymi kobietami jest niesamowita. Każdego dnia podziwiam je, że mają siłę i ogromny zapał, aby zdobyć, choć podstawy wiedzy. A to nie jest takie proste. Codziennie rano zwykle idą w pole, by pracować, dopóki upał pozwala. Następnie wracają do domów, gotują obiad, zajmują się dziećmi, a dopiero potem mają czas na szkołę. Wiele z nich musi pokonać także znaczną odległość, aby przyjść do szkoły. Mimo wszystkich tych trudności, czasem ogromnego zmęczenia, przychodzą, zawsze gotowe do nauki. Kształcimy je także, jak mogą dobrze wychowywać swoje dzieci i pomóc innym – opowiada misjonarka.

Misja, zadanie do wypełnienia   Misjonarki w Gulu Archiwum misyjne Wspomina także wzruszające chwile spędzane razem z uczennicami w ich domach. – Ostatnio zaprosiły mnie na obiad, na sudańskie jedzenie. Były więc kisera, greens, doo-doo, fasola i wiele innych przepysznych rzeczy. To, co mnie bardzo uderzyło, to fakt, jak mocno podkreślały, że chcą tworzyć wspólnotę z miejscowymi, że nie chcą żyć jak zamknięta kasta, ale tworzyć relacje, znajdować przyjaciół. Praca z nimi naprawdę dodaje sił i przekonania, że jesteśmy tutaj, jako misjonarze bardzo potrzebni – dodaje Joanna.

Prosto z pustyni Kalahari

Ks. Mateusz Kusztyb posługuje w Botswanie położonej w centralnej części Afryki Południowej, która jest zwana ostatnią dziką Afryką. Jego misja o nazwie Tlhatlogong znajduje się w miasteczku we wschodniej części kraju. Posługuje wśród plemienia Tswana, które stanowi zdecydowaną większość ludności Botswany. W ostatnich tygodniach papież Franciszek ustanowił na tych terenach diecezję ze stolicą w mieście Francistown. Nowa diecezja zastąpiła tym samym istniejący od 1998 roku Apostolski Wikariat ze stolicą w tym samym mieście. Pierwszym biskupem papież mianował pochodzącego z Ghany dotychczasowego wikariusza apostolskiego tych terenów bp. Franclina Nubuasah SVD.

Misja, zadanie do wypełnienia   Misja w Bostwanie Archiwum misyjne - Kilka tygodni temu jako diecezja odbyliśmy historyczną pielgrzymkę. Dlaczego historyczną, bo była to w historii Kościoła na tych terenach pierwsza jakakolwiek pielgrzymka. Pielgrzymowaliśmy do niedawno odkrytych grobów dwóch Jezuitów, którzy przybyli na ten teren w XIX wieku, tam zmarli i zostali pochowani. Ich misja zakończyła się niepowodzeniem, a kolejni misjonarze przybyli dopiero na te ziemie około 60 lat temu – opowiada ks. Mateusz Kusztyb. - W całej nowo utworzonej diecezji posiadamy 17 misji katolickich i 26 kapłanów, wśród których ogromną większość stanowią Misjonarze Słowa Bożego (werbiści). Ja jestem pierwszym i jak dotąd jedynym księdzem diecezjalnym nie pochodzącym z Afryki. Wśród duchowieństwa są także lokalni kapłani z Botswany, a także po jednym z Tanzanii, Zambii i Ghany – informuje misjonarz. - Największym problemem lokalnej ludności, jest powszechna i nieustannie się rozszerzająca epidemia AIDS. Pod tym względem Botswana zajmuje na świecie niechlubne drugie miejsce. W związku z tym wołanie o zasady moralności chrześcijańskiej wydaje się bardzo pilne. Drugim dużym problemem jest fakt, że pomimo prowadzonej już kilkadziesiąt lat ewangelizacji, w tym kraju rozwijają się tak zwane kościoły afrykańskie, które nie mają w Kościołem nic wspólnego, a jednocześnie w świadomości lokalnej ludności ustawiają się jako Jego odpowiednik. Smutne jest także to, że władze państwa na Kościół Katolicki i jego kapłanów patrzą coraz mniej przychylnym okiem utrudniając lub uniemożliwiając uzyskanie wymaganych dokumentów i pozwoleń – dodaje. Misjonarz podkreśla, że Botswana woła o misjonarzy. Nie ma wątpliwości, że tereny pustyni Kalahari to nadal ziemia pierwszej ewangelizacji. Wprawdzie ekonomicznie miejscami bardziej przypominająca Europę niż inne kraje Afryki, lecz pod względem wiary tkwiąca głęboko w mentalności dalekiej od postawy ewangelicznej.

Pośród tysiąca wysp

Kilka lat temu do posługi misyjnej w dalekiej i egzotycznej Papui Nowej Gwinei ruszył ks. Grzegorz Kasprzycki. Podkreśla, że na początku bardzo trudno było mu zrozumieć zwyczaje tutejszych plemion, które są bardzo wojownicze i dlatego międzyplemienne konflikty wybuchają często i z bardzo prozaicznych powodów. - Gdy popatrzymy na globus, wydaje się, że Papuasi chodzą po ziemi, ale do góry nogami względem nas. Czasem myślę, że aby zrozumieć miejscowe zwyczaje, trzeba by stanąć na głowie, bo wtedy wszystko będzie prostsze do zrozumienia – mówi z uśmiechem ks. Grzegorz.

Misja, zadanie do wypełnienia   Ks. Grzegorz Kasprzycki posługuje w Papui Nowej Gwinei Archiwum misyjne Jednak po wielu miesiącach swojej posługi misjonarza zauważa także wiele podobieństw Papuasów i Polaków. - Mimo swojego wojowniczego charakteru Papuasi są bardzo towarzyscy i jak Polacy lubią świętować. Okazji do świętowania, podobnie jak w Polsce, dostarczają uroczystości religijne, państwowe jak i rodzinne. Bardzo uroczyście świętowany jest dzień patrona kościoła bądź kaplicy. W uroczystość świętych archaniołów odwiedziłem jedną z kaplic pod wezwaniem św. Michała Archanioła. Na uroczystość przybyli mieszkańcy lokalnych wiosek i wspólnot. Obchody rozpoczęliśmy Mszą św. z piękną oprawą liturgiczną i śpiewem. Po Mszy św. wszyscy udali się na zewnątrz szukając zacienionego miejsca. Każda z rodzin przyniosła mumu, czyli pieczone mięso z warzywami. Ta potrawa jest przygotowywana tylko na większe uroczystości. Mięso i warzywa oblewa się świeżym mleczkiem kokosowym i piecze w gorących kamieniach – opowiada misjonarz.

Misja, zadanie do wypełnienia   I komunia święta w Papui Nowej Gwinei Archiwum misyjne Podobnie bardzo wspólnotowo świętuje się dzień pierwszej komunii świętej. - Po Mszy świętej nikt nie udaje się do restauracji. Tutaj świętuje się we wspólnocie. Wszyscy siadają w cieniu drzew i oczekują na przyniesienie posiłku. Wszystkie miski z jedzeniem składane są na prowizorycznym stole. Po modlitwie każdy otrzymuje talerz i staje w kolejce po swoją porcję i rozpoczyna się świętowanie – opowiada misjonarz.