Elektryczne tajemnice

ks. Tomasz Lis

|

Gość Sandomierski 41/2017

publikacja 12.10.2017 00:00

Dziś czymś normalnym jest to, że po naciśnięciu włącznika zapala się żarówka. Aż strach pomyśleć, jak byśmy żyli, gdyby energii elektrycznej zabrakło choćby na kilka dni.

Elektrownia w Połańcu od 2017 r. należy do grupy Enea. Elektrownia w Połańcu od 2017 r. należy do grupy Enea.
Zdjęcia Archiwum Enea Elektrownia Połaniec

Większości z nas wydaje się, że elektryczność była od zawsze. I w zasadzie mamy rację. Bo przecież wyładowania elektryczne, czyli popularne pioruny, biły z nieba o ziemię od samego jej początku. Wielokrotnie człowiek chciał poznać to zjawisko i czynił starania, by je ujarzmić, co często kończyło się zaskakująco bądź tragicznie dla śmiałka. Odkrycia trzech ostatnich wieków pozwoliły poznać naturę elektryki, sposób jej wytwarzania, przesyłania i zastosowania. W jednej z kronik parafialnych proboszcz po założeniu instalacji elektrycznej w kościele zapisał: „Dziś w parafii wybuchła era elektryczności”. Miał rację, bo obecnie żyjemy w epoce, w której trudno sobie wyobrazić codzienne życie, komunikację i pracę bez energii elektrycznej. Począwszy od rannego budzika, oświetlenia domu, telefonu, poprzez silniki elektryczne, lodówki, odkurzacze, radio, telewizor aż do współczesnych zastosowań, np. w informatyce, wszędzie towarzyszy nam elektryczność. Popularny prąd stał się tak normalnym i niemal nieodzownym towarzyszem naszej codzienności, że jego wartość uświadamiamy sobie dopiero wtedy, gdy spoglądamy na comiesięczny rachunek lub wtedy, gdy go zabraknie.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.