Niezatapialni

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 25.02.2017 13:36

Piłka wodna jest sportem niszowym w Polsce. Jednak w Ostrowcu Świętokrzyskim przez lata cieszyła się ogromną popularnością. Tradycję odbudowują młodzi juniorzy pod okiem dawnych mistrzów, którzy także trenują narodową kadrę.

Niezatapialni Drużyna juniorów KSZO w piłce wodnej ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Waterpolo jest połączeniem pływania i piłki ręcznej. Żeby ją trenować, potrzeba świetnych umiejętności pływackich, dużej siły fizycznej i precyzji rzutu piłki jedną ręką. I choć nasza kadra nie święciła jeszcze spektakularnych sukcesów na arenie międzynarodowej, to dla wielu zawodników wywodzących się z ostrowieckiego klubu była spełnieniem sportowych marzeń, które rodziły się na miejscowej pływalni. Dziś dawni mistrzowie przekazują wiedzę, umiejętności sportowe i doświadczenie pływackim juniorom w nadziei, że kiedyś i oni wypływają swój sukces.

Niezatapialni   Trening juniorów KSZO ks. Tomasz Lis /Foto Gość - Piłka wodna jest jedną z najstarszych sekcji ostrowieckiego KSZO. I do tego sekcją, która przyniosła klubowi wiele sukcesów. To nasz klub tuż po wojnie zdobył mistrzostwo Polski, co stało się siłą napędową rozwoju tej dyscypliny w naszym mieście - opowiada Robert Serwin. Ostrowiecka pływalnia była i jest kuźnią talentów waterpolo. Tutaj pływackie szlify zdobywali czołowi zawodnicy polskiej kadry. - Pierwszy raz z tym sportem zetknąłem się jeszcze na starych obiektach Rawszczyzny, przyszedłem jako widz pooglądać mecz piłki wodnej rozgrywany jeszcze na basenie przy ul. Świętokrzyskiej. Spodobało mi się. Imponowało mi to, że ci zawodnicy byli niemal niezatapialni. Pływali jak błyskawica, walczyli jak zapaśnicy i stanowili zgrany zespół. Postanowiłem więc spróbować - opowiada Robert Serwin.

Po błyskotliwej karierze w klubie i kadrze narodowej teraz szlifuje młode talenty w Ostrowcu i prowadzi zespół narodowy w waterpolo. - Staram się w ten sposób spłacić dług wdzięczności klubowi i kadrze - dodaje. Jak opowiada, swoje sukcesy zawdzięcza niezwykłej osobie trenera śp. Jana Zakrzewskiego, który oczarował go piłką wodną i nauczył nie tylko pływackich zasad, ale co najważniejsze, tych życiowych. - Przebyłem całą drogę kariery sportowej. Zaczynałem od młodzika, przez juniora do seniora i obecnie trenera. Ta dyscyplina ukształtowała nie tylko moją karierę, ale charakter i osobowość. Teraz te zasady staram się przekazać tym chłopcom, którzy mają wielkie sportowe serca i mam nadzieję, że zrealizują swoje marzenia - dodaje R. Serwin.

Niezatapialni   Młodzi waterpoliści KSZO ks. Tomasz Lis /Foto Gość - Pływam niemal od dziecka. Zapisałem się w szkole podstawowej do sekcji pływackiej i osiągałem dobre wyniki w mojej kategorii wiekowej, jednak nudziło mnie pływanie tylko od ściany do ściany. Poszedłem na sekcję piłki wodnej, no i zostałem - wspomina Cezary Pietrzyk. Także od pływania zaczęło się to dla Igora Szlążkiewicza i Aleksandra Ozgi. - Pamiętam, był w podstawówce taki program nauki i doskonalenia pływania. Prowadził go właśnie nasz trener. Było to fajne, ale początkowo z Olkiem wybraliśmy judo. Potem jednak wróciliśmy do piłki wodnej. Ja miałem jeszcze przerwę i trenowałem piłkę ręczną, ale ciągnęło mnie do waterpolo i wróciłem po roku - wspomina Igor.

- To bardzo wymagająca dyscyplina. Dużo zależy od techniki i szybkości pływania. Trzeba mieć silne nogi i znać technikę, aby wybić się z wody. Jednak ważne są spryt i taktyka. To gra drużynowa, więc nie wygrywa jeden zawodnik, lecz drużyna. To nieustannie podkreśla trener, pokazując, jak mamy trenować ustawienia i przewidywać grę. Wtedy można pokonać najlepszych - podkreśla Cezary Pietrzyk. - Ja jestem środkowym napastnikiem, od tej pozycji wiele zależy. Muszę przewidzieć akcję i wybrać pozycję, aby koledzy podali mi piłkę do rzutu na bramkę. No i oczywiście trzeba umieć powalczyć i blokować obrońców - dodaje Igor.

- Wielu osobom trudno w to uwierzyć, ale waterpolo jest bardzo podobne do piłki ręcznej, zamiast biegania jest pływanie. Nawet taktyka i technika rzutów jest podobna. Jako napastnik muszę przy rzucie tak zamarkować atak, aby zmylić bramkarza i zdobyć bramkę. Także pod względem dynamiki te dwie dyscypliny są podobne - dodaje Aleksander Ozga.

Więcej na ten temat w "Gościu Sandomierskim" nr 6/2017.