Nie zważając na status społeczny czy majątkowy, choroba i cierpienie dotykają każdego z nas. Niełatwe do zaakceptowania i trudne w znoszeniu nie zawsze muszą kojarzyć się z życiową przegraną.
▲ Ks. Jan Biedroń, proboszcz parafii pw. MBNP w Tarnobrzegu odwiedza chorych w parafialnym hospicjum.
ks. Tomasz Lis
Angelika miała 14 lat, gdy jej mamę zaniepokoił fakt, że ciągle była zmęczona i słaba. Wszyscy myśleli, że to osłabienie związane z wiekiem dojrzewania. Pierwsze wizyty u lekarzy nie zapowiadały diagnozy, którą po konsultacjach postawił specjalista. Białaczka, czyli nowotwór układu krwiotwórczego. – Przez tydzień z mężem nie mogliśmy dojść do siebie, tylko płakaliśmy po kątach. Angelika chyba początkowo nie zdawała sobie sprawy, że to bardzo poważna choroba – opowiada pani Jolanta, mama dziewczynki. Potem przyszły miesiące zmagania się z chorobą, kolejne chemioterapie, przeszczep szpiku od najbliższych i oczekiwanie na wyniki. – Przeszczep się udał, ale wciąż jeszcze jesteśmy pełni obaw, czy wszystko będzie dobrze – dodaje mama.
Przychodzą nieplanowane
Większość z nas, pytana o zdrowie, ocenia jego stan jako raczej dobry; o dziwo tylko około 15 proc. Polaków skarży się na jakieś dolegliwości. Jednak dla wielu osób choroba i cierpienie stają się codziennością. A jednak nie traktują tego jak wyrok przegranego życia, ale wyzwanie, które podejmują, aby każdy dzień przeżyć z radością i nadzieją. – Gdy usłyszałem, że mam stwardnienie rozsiane, pierwsze, o czym pomyślałem, było: kto się będzie mną opiekował. Jestem osobą samotną, więc to potęgowało strach. Z czasem postanowiłem, że będę walczył, że dam radę. I choć dziś poruszam się na wózku i nie wiem, co będzie jutro, to jednak każdy dzień jest podejmowaniem zmagania o wciąż normalne życie. Chodzi o to, by choroba nie stawiała nas na przegranej pozycji, ale wyzwalała chęć do życia – podkreśla pan Jerzy z Opatowa.
Dostępne jest 20% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.