Wały to nie wszystko

Ruszyły prace przy podwyższaniu i wzmacnianiu wałów wiślanych.

Prace toczą się na 10-kilometrowym odcinku położonym w obrębie Tarnobrzega, pomiędzy Skalna Górą a Koćmierzowem (granica z województwem świętokrzyskim).

Naturalnie cieszy to mieszkańców osiedli Nadole, Zakrzów, Sielec i Wielowieś, które ucierpiały podczas powodzi w 2010 r. Zapewne poczują się bezpieczniej, ale czy będą bezpieczni?

Podczas konferencji, która odbyła się cztery lata temu w Zamku Tarnowskich w Dzikowie, z udziałem ówczesnego wojewody krakowskiego Jerzego Millera, koordynatora rządowego „Programu ochrony przed powodzią dorzecza górnej Wisły”, Stanisława Stachury, dyrektora Podkarpackiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych, podkreślano, że wały to nie wszystko. O czym przekonaliśmy się boleśnie w 2010.

Po powodzi w 2001 r. wiślane wały zostały zmodernizowane, podniesione na wypadek wystąpienia tzw. wody stuletniej, czyli na poziomie stanu z tego roku. Niestety, już dziewięć lat później natura pokazała, że ludzkie plany i przewidywania mocno lekceważy.

Po przejściu żywiołu w 2010 r,. zespół pracowników Politechniki Krakowskiej pod kierunkiem prof. Elżbiety Nachlik przygotował opracowanie „Wisła świętokrzyska i Wisła podkarpacka”, z którego można było się dowiedzieć, że wysokość wałów na tym obszarze jest w stosunku do tzw. wód miarodajnych (występujących raz na 100 lat) za mała o 50, a czasem nawet o 100 cm.

Przystąpiono zatem do opracowania i realizacji programu rozbudowy wałów. Na razie zabezpieczenia przeciwpowodziowe sprowadzają się tylko do obwałowań i wycinki drzew oraz zarośli w miedzywalu w Sandomierzu.

Natomiast podczas wspomnianej konferencji z kwietnia 2013 r. zarówno Jerzy Miller, jak i Stanisław Stachura podkreślali, że to za mało. Należy bowiem wrócić uwagę na pogłębianie koryt rzek oraz tworzenie naturalnych polderów.

O podniesieniu poziomu koryta Wisły głośno mówił były wójt Gorzyc Marian Grzegorzek, który zaznaczył, iż powstała w 2010 r. łacha na Wiśle podniosła jej poziom o 1,5 do nawet 2 metrów.

Starsi mieszkańcy pamiętają jeszcze statki pływające po królowej polskich rzek. Pamiętają także widok barek rzecznych, na które wybierano wiślany piach.

Dzisiaj po Wiśle pływają tylko statki wycieczkowe o małym zanurzeniu, bo większe jednostki nie były w stanie pokonać rzeki, z uwagi na płycizny i liczne mielizny. Ale nawet pasażerskie statki w Sandomierzu mają kłopoty, gdy stan wody opada z powody suszy.

Na razie o pogłębianiu Wisły i przywróceniu jej spławności jest cicho. Nic nie mówi się także o rozpoczęciu budowy polderów, które pozwoliłyby wodzie rozlać się, nie stwarzając zagrożenia dla obszarów zabudowanych.

Cóż, jak widać na razie wolimy wały. Powstaje tylko pytanie, na jak długo wysokość wałów po modernizacji wystarczy? Po poprzedniej było to tylko dziewięć lat. Jak będzie tym razem?