Małżeńskie Oskary

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 24.01.2017 19:29

Pół wieku temu trzy siostry, mieszkanki Ostrowca Świętokrzyskiego w jednym tygodniu tego samego roku wyszły za mąż. Teraz obchodziły złote gody.

Małżeńskie Oskary Wspólne świętowanie z prezydentem miasta Jarosławem Górczyńskim Agnieszka Batóg

Tę historię napisało samo życie, choć może się wydawać opowieścią z Harlequina. Jej reżyserem była miłość, która sprawiła, że ponad pół wieku temu, trzy rodzone siostry stanęły na ślubnym kobiercu.

A wszystko wydarzyło się w jednym tygodniu upalnego sierpnia 1966 r. Mimo upływu lat, jak się okazuje, ani na trochę ta miłość nie wygasła, lecz promieniuje na całe ich rodziny.

- To były spontaniczne decyzje. Wcale nie umawiałyśmy się z siostrami, co do daty naszych ślubów. Wszystko dobrze się potoczyło i możemy mówić o małżeńskim szczęściu - przyznaje Barbara Warych.

Podczas uroczystej gali w Urzędzie Stanu Cywilnego w Ostrowcu Świętokrzyskim trzy siostry wraz z małżonkami: Barbara i Wiesław Warychowie, Urszula i Stanisław Rycombelowie oraz Ewa i Johannes Schuijl otrzymały od prezydenta miasta Jarosława Górczyńskiego nadawane przez prezydenta RP medale „Za długoletnie pożycie małżeńskie”.

Życie pisało te historie

Małżeńskie Oskary   Archiwalne zdjęcie ślubu Urszuli i Stanisława Rycombel Archiwum prywatne - Ja swojego przyszłego męża poznałam w Ostrowcu Świętokrzyskim na weselu mojej koleżanki, która wychodziła za jego kolegę. Pracowałam wtedy w banku, a Staszek odbywał służbę wojskową. Jego rodzinne korzenie sięgają na Wileńszczyznę, gdzie trafił jego ojciec, jako wojskowy. Tam poznał przyszłą małżonkę i pozostał na kresach. Jednak po wojnie wrócili do Ostrowca jako repatrianci. Podczas wspominanego wesela koleżanki nie poznałam go, bo był bez munduru, a wcześniej widziałam go tylko w mundurze. Zwrócił moją uwagę, bo był naprawdę przystojny. Po chwili zaprosił mnie do tańca i proszę sobie wyobrazić, że od razu zapytał: a kiedy będzie nasz ślub? Oczywiście roześmiałam się, ale zaczęliśmy się spotykać. Niestety początkowo nie było to częste, bo Staszek wracał do jednostki, a ja oprócz pracy grałam jeszcze w teatrze amatorskim. Jednak codziennie dostawałam od niego kartkę pocztową z życzeniami i miłymi słowami - opowiada pani Urszula Rycombel.

Jak mówi, z mężem spotykali się przez kolejne kilka lat i ich miłość jeszcze bardziej rozkwitała. - Doszliśmy do wniosku, że chcemy się pobrać. Okazało się, że także starsza siostra Basia także planuje ślub. Początkowo nawet chciałyśmy, aby odbyło się to wspólnie, jednak wiele osób mówiło, że to nie przynosi to szczęścia, by siostry wydawały się za mąż tego samego dnia. Więc stanęło na tym, że Basi wesele będzie 14 sierpnia, a moje 20 - dodaje pani Urszula.

Małżeńskie Oskary   Archiwalne zdjęcie ślubu Barbary i Wiesława Warych Archiwum prywatne Pani Barbara swojego przyszłego męża poznała w pracy, na wydziale montowni w ostrowieckiej hucie.

- Wiesław przyszedł do pracy po odbyciu służby wojskowej i pracował na tym samym wydziale. Poznaliśmy się przez koleżankę, która pochodziła z tej samej miejscowości co on, z Częstocic koło Szewnej. Ona powiedziała, że to bardzo fajny chłopak. I tak zaczęliśmy się spotykać. Także po kilku latach postanowiliśmy się pobrać - opowiada pani Barbara.

- Trafiłem na wspaniałą osobę, którą bardzo pokochałem. Taka miłość to jak trafienie szóstki w totolotka. Ja wychowałem się pod duchową opieką ks. Marcina Popiela, ówczesnego proboszcza szewieńskiego, który  wspaniale przygotowywał nas młodych do dorosłego życia. Jego dobroć, szacunek do każdego człowieka promieniowały na nas. Uczył nas relacji do innych, także do osób które kochamy. Myślę, że to było źródło naszego wspólnego wspaniałego życia małżeńskiego - dodaje pan Wiesław.

Małżeńskie Oskary   Archiwalne zdjęcie ślubu Ewy i Johannesa Schuijl Archiwum prywatne Historia trzeciej z sióstr, Ewy, potoczyła się trochę inaczej. Na drodze jej życia stanął przystojny Holender Johannes. Poznała go w Ostrowcu i była to miłość od pierwszego wejrzenia.

Mama Johannesa była ostrowczanką, która w czasie wojny trafiła do obozu koncentracyjnego, gdzie poznała przyszłego męża. Oboje przeżyli gehennę obozową, pobrali się i zamieszkali w Holandii.

Młody Johannes przyjeżdżał z matką do jej rodzinnego miasta i podczas wakacji w 1966 r. poznał Ewę.

- Nasza miłość wybuchła nagle, ale była piękna i silna. Johannes zaczynał służbę w policji królewskiej i musiał wracać do Holandii. Poprosił, abym z nim pojechała, bo chce ze mną spędzić swoje życie. Nie było to łatwe, bo wtedy były inne czasy i trudno było o paszport. Ale udało się i wyjechaliśmy. Pobraliśmy się 17 sierpnia, kilka dni po ślubie jednej siostry i jak się okazało kilka dni przez ślubem kolejnej - opowiada pani Ewa.

Oczywiście każda z sióstr miała własne wesele. - Nie były one wystawne jak dziś. Tutaj w Ostrowcu rodzice przygotowali przyjęcie dla najbliższej rodziny i znajomych. Odbyły się one w naszym rodzinnym domu, bo taka była tradycja. Podobnie było także u Ewy, choć nikt z naszej rodziny nie mógł uczestniczyć w jej weselu w Holandii. Za to jubileuszowe wesele zrobiłyśmy wspólne tutaj w Ostrowcu i zgromadziło ono całe nasze rodziny - opowiada pani Barbara.

Wspólny jubileusz

Jak mówią jubilaci, codzienność małżeńskiego życia wcale nie przysypała kurzem ich miłości. Nie brakowało także niełatwych dni we wspólnym życiu, jednak każde z nich podaje podobną receptę na udane życie w małżeństwie.

- Najważniejsze jest pielęgnowanie miłości, nie wolno pozwolić, by poszarzała. Kolejna tajemnica to wzajemne zrozumienie i wybaczanie nawet najdrobniejszych przewinień. Oczywiście, że nie da się bezstresowo i bez kłopotów przeżyć małżeństwa, ale jeśli nauczymy się sobie wzajemnie przebaczać, to jest to duży sukces i prognoza na dobre wspólne życie - podpowiada pani Barbara.

Małżeńskie Oskary   Jubileusz w Urzędzie Miasta Agnieszka Batóg - Jest czymś oczywistym, że potrzebny jest także wzajemny szacunek, tolerancja wobec własnych charakterów i duża wzajemna opiekuńczość. Wraz z małżeństwem dojrzewa także i miłość. Najpierw jest wzajemna fascynacja, słynne motyle w brzuchu, potem przychodzą na świat dzieci i dochodzi miłość rodzicielska, która nie może zamazać tej małżeńskiej. Potrzeba także wzajemnego dopasowania swoich charakterów, kompromisu i tolerancji, by słabe strony nie przygaszały miłości. Trzeba odnawiać nieustannie tę miłość i nie pozwalać, aby jej przybywało lat tak jak nam - dodaje z uśmiechem pani Urszula.

- Nie tylko nasze śluby były w jednym czasie, ale proszę sobie wyobrazić, że także nasze dzieci przychodziły na świat w tych samych latach - zdradza pani Barbara.

U państwa Rycombel pierworodny był syn Piotr, w tym samym roku w rodzinie Warychów urodził się Paweł. Po sześciu latach siostry znów mogły się cieszyć z daru macierzyństwa. Tym razem u Basi na świat przyszła córka Marta, zaś u Urszuli - kolejny syn Tomasz. W Holandii pani Ewa wraz z Johannesem doczekali się córki Sylwii i syna Edwina.

Małżeńskie Oskary   Pamiątkowe tablo przygotowały dla jubilatów dzieci i wnuki ks. Tomasz Lis /Foto Gość Na wspólnych złotych godach spotkały się całe rodziny trzech sióstr, by wspólnie świętować małżeńskie jubileusze.

- Wszyscy już jesteśmy szczęśliwymi dziadkami i czekamy na prawnuki. Podczas jubileuszowego przyjęcia szczególnie było miło popatrzeć na nasze wnuczęta. Ci z Polski nie znali tych z Holandii, więc tym bardziej było to miłe spotkanie. To właśnie od wnucząt dostaliśmy wspólne zdjęcie trzech sióstr ze ślubnego kobierca - dodaje pani Barbara.

Także w ostrowieckim urzędzie stanu cywilnego świętowały wspólnie.

- Poprosiłyśmy prezydenta miasta, aby w naszym jubileuszu mogła uczestniczyć także trzecia siostra z Holandii, która przez lata bardzo mocno angażowała się w pomoc dla miejscowych szpitali i domów troszczących się o osoby potrzebujące. Oczywiście pan prezydent się zgodził i przygotowano wspaniałą uroczystość. Otrzymaliśmy medale od prezydenta RP Andrzeja Dudy i wspaniałe statuetki od Jarosława Górczyńskiego, prezydenta naszego miasta. Wspólnie nazwaliśmy je małżeńskimi Oskarami - dodaje z uśmiechem pani Urszula.

Małżeńskie Oskary   Jubilaci otrzymali pamiątkowe statuetki, które nazwali „małżeńskie oskary”. ks. Tomasz Lis /Foto Gość - Nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją, aby jednego dnia tak piękny jubileusz obchodziły trzy rodzone siostry - mówi prezydent Jarosław Górczyński. - To wyjątkowe chwile, które celebrujemy z należytym pietyzmem. Pozwalają one docenić ludzką miłość realizowaną w konkretnej rodzinie. Takie osoby stają się pięknymi przykładami, że miłość może trwać niezmiennie pomimo przeżywanych pięknych i trudnych chwil w życiu. Jest to szczególnie ważne w tych czasach, kiedy wiele małżeństw się rozpada, a w naszym mieście niestety dotyczy to znacznej części zawieranych związków - przyznał prezydent Górczyński.