Jabłkowy kryzys

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 10.09.2016 11:33

Trudna sytuacja sandomierskich sadowników. Wobec niskiej ceny na skupach Zarząd Związku Sadowników apeluje o strajk.

Jabłkowy kryzys Sady dobrze obrodziły ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Tegoroczne warunki handlu jabłkami są tragiczne. Po niskich cenach skupu porzeczki, wiśni i innych miękkich owoców przyszedł czas na jabłkowy krach. – To zmowa firm skupujących. W zeszłym roku, gdy banki żywności zakontraktowały duże ilości owoców, to i na skupach musieli podnieść cenę, bo bali się, że nikt im nie przywiezie jabłka. W tym roku, gdy banki wezmą tylko jedną trzecią zeszłorocznej sumy, to i na skupach obniżyli cenę. Za 20 groszy za kilogram nie będziemy sprzedawać, bo to jest całkowicie poniżej opłacalności – podkreśla pan Zbigniew, sadownik z Obrazowa.

Związkowy apel

Jabłkowy kryzys   Sandomierskie owoce ks. Tomasz Lis /Foto Gość W związku z zaistniała sytuacją Związek Sadowników RP zaapelował do wszystkich sadowników o niedostarczanie owoców do punktów skupu. W odezwie do producentów związek pisze: „Zakłady przetwórcze od początku tego sezonu drastycznie i bezpodstawnie zaniżają ceny owoców. Argumenty od lat są takie same - nadprodukcja i niskie ceny koncentratu na świecie. To kłamstwo i perfidna gra marketingowa! Zagraniczne koncerny, żerując na polskich sadownikach i kupując surowiec za bezcen, świadomie zaniża cenę koncentratu na światowych rynkach. Oni zarabiają na naszej ciężkiej pracy i kosztem naszych rodzin! Związek Sadowników RP od wielu lat prowadzi działania mające na celu wprowadzenie ceny minimalnej i umów kontraktacyjnych. Niestety bezskutecznie! Dlaczego? Nie jesteśmy zorganizowani! Nie ma wśród nas jedności i bez skrupułów wykorzystują to przetwórcy!”.

Związkowcy argumentują strajk tym, że oferowana cena absolutnie nie pozwoli na ciągłość produkcji w przyszłym sezonie, zapewnić godziwego bytu rodzinom plantatorów oraz wywiązać się z zaciągniętych kredytów.

„Nie możemy kolejny rok dać się rozegrać przetwórcom! To ostatni moment na reakcję i podjęcie konkretnych działań! Jedyną skuteczną metodą jest zablokowanie im możliwości zarabiania pieniędzy poprzez brak dostaw surowca!” – apelują w odezwie związkowcy.

Przednówek z kryzysem

Jabłkowy kryzys   Sandomierskie sady ks. Tomasz Lis /Foto Gość Miniony sezon produkcyjno-handlowy nie był najgorszy, choć ci producenci, którzy przytrzymali owoce do wiosny stracili. Najpierw Rosja postraszyła wprowadzonym embargiem. Ratując sytuację, banki żywności kupiły od sadowników duże ilości owoców, które wprowadzono na rynek bez handlowo. – Jesienią ubiegłego roku ceny były wyjątkowo dobre. Cena jabłka deserowego oscylowała w granicach około 1 zł za kilogram, zaś za jabłko przemysłowe płacono 50 groszy za kilogram. Był popyt na jabłko, więc wielu producentów przytrzymało owoce w przechowalniach. Niestety wiosną cena nie wzrosła, a ponad to jabłek nie było komu sprzedać. Wielu producentów, nawet jak sprzedali jabłko, musieli koszty przechowania wpisać jako własne – opowiada pan Krzysztof Kwasek spod Sandomierza.

Już progu tegorocznego sezonu przychodziły pierwsze niepokojące oznaki, że będzie to trudny rok dla sadowników. Najpierw przyszła śmiesznie niska cena czarnej porzeczki, potem skupowano niemal na bezcen wiśnie. Już wtedy związki sadowników zapowiadały strajki i protesty. Niestety brak było konkretnej decyzji, bo wielu rolników miało nadzieję, że straty na wiśniach odbiją sobie na jabłkach. Niestety otwarcie pierwszych skupów jabłka przemysłowego przyniosło potwierdzenie niepokoju producentów tych owoców. Skupy zaproponowały cenę wahająca się od 15 do 20 groszy za kilogram. Kilka dni temu w Sandomierzu odbyło się spotkanie producentów rolnych oraz przedsiębiorców i przedstawicieli izb handlowych z kilku krojów na temat otwarcia rynków zbytu na polskie jabłko. Tym razem dużo uwagi poświęcono rynkowi chińskiemu. Zainteresowani mogli się dowiedzieć, jak rozpocząć lub rozwinąć eksport do Państwa Środka. - Eksport do Chin jest  szansą dla sadowników nie tylko z powiatu sandomierskiego. Znalezienie nowych rynków zbytu to konieczność – podkreślał Witold Stefania­k, prezesa grupy „Złoty Sad” z Samborca. - Rynek chiński mógłby zastąpić rosyjski, który - w moim przekonaniu - prawdopodobnie jest już nie do odzyskania, tym bardziej, że Rosjanie mają własne, olbrzymie nasadzenia – dodał W. Stefaniak.

Rok agonii czy przetrwania?

Jabłkowy kryzys   Sortowanie owoców ks. Tomasz Lis /Foto Gość - Ten rok zapowiada się dobrze, choć zbiory będą mniejsze niż rok temu, ale tylko dlatego, że ubiegły rok był naprawdę rekordowy. Sprzyjała nam pogoda, nie było suszy, tylko miejscowo szkodę poczyniły gradobicia. Jedyne co nas przeraża, to proponowana cena – podkreśla Krzysztof Kwasek. Ta, jaką proponują handlowcy jest dla sadowników nie tyle niewystarczająca, ale śmiesznie niska. – Przecież taka cena nawet nie gwarantuje nam pokrycia ceny dowozu jabłka do punktu skupu, a co dopiero mówić o opłacalności produkcji. Przy takiej cenie skazujemy nasze gospodarstwa, i w ogóle sadownictwo, na upadek – dodaje. Pan Krzysztof przypuszcza, że tegoroczny kryzys cenowy to tylko zapowiedź większego impasu, jaki czeka polskich sadowników. – Musimy sobie jasno powiedzieć, że nie będzie lepiej. Po pierwsze trwa nadal embargo i rynek rosyjski jest zamknięty. Po drugie kraje, gdzie do tej pory eksportowaliśmy duże ilości owoców zrobiły w ostatnich latach bardzo duże nasadzenia i za kilka lat nie tylko nie będą kupować naszych jabłek, ale będą próbować wprowadzić je na nasz rynek. Takich nasadzeń dokonano na Ukrainie, Białorusi czy Węgrzech. Po trzecie każdy rok przynosi wielką huśtawkę między podażą i ceną i dlatego nasze sadownictwo jest nieustannie wielką niewiadomą – wylicza pan Krzysztof.

Z dużym rozgoryczeniem opowiada o aktualnej sytuacji, gdzie mimo słabej ceny i zapowiedzianego strajku wielu producentów wywozi jabłka do punktu skupu. – Brak między nami sadownikami solidarności. Wielu producentów bojąc się, że cena może jeszcze spaść łamie zasady strajku i wywozi jabłko przemysłowe do skupów. Jeden z handlowców potwierdził, że codziennie skupuje około 400 ton jabłek. Jak więc możemy wpłynąć na tę sytuację? – pyta retorycznie sadownik.

Potwierdza, że większość producentów jednak pozostaje w zgodzie z Związkiem Sadowników RP i nie sprzedaje jabłka przemysłowego, ale składuje owoce w przechowalniach. – Nie wiemy, czy za jakiś czas, może na wiosnę, sytuacja poprawi się. Nikt nam tego nie gwarantuje. Nie wiemy, czy jest to nadzieja na lepszą cenę, czy na razie przedłużenie agonii polskiego sadownictwa – podsumowuje Krzysztof Kwasek.