Tajemnicza śmierć

Marta Woynarowska

publikacja 24.11.2015 20:36

Umarł zamknięty razem z bezcennymi księgami, archiwaliami, broniąc je do ostatniego tchnienia.

Tajemnicza śmierć Michał Marczak podczas pracy w Dzikowie Miejska Biblioteka Publiczna w Tarnobrzegu

Kilka dni temu minęła 70. rocznica tragicznej śmierci dr. Michała Marczaka, dzikowskiego bibliotekarza, etnografa, historyka, profesora gimnazjalnego. Jego nagłe odejście, które nastąpiło 18 listopada 1945 r. i dziwne nieco wydarzenia towarzyszące zgonowi i pogrzebowi, do dzisiaj budzą wątpliwości co do rzeczywistej przyczyny śmierci.

Wylew czy trucizna?

Według oficjalnej wersji Michał Marczak zmarł na wylew krwi do mózgu, miała to potwierdzić sekcja zwłok przeprowadzona w tarnobrzeskim szpitalu. Jednak ustaleniom tym nie dawał do końca wiary dr Tadeusz Starostka, który wraz z przyjaciółmi zmarłego namawiał jego żonę do przeprowadzenia potajemnej, nocnej ekshumacji zwłok i ponownego ich zbadania pod kątem toksykologiczym. Chodziło o sprawdzenie treści żołądka. Pojawiły się bowiem przypuszczenia, że dzikowski bibliotekarz padł ofiarą morderstwa. Znaleziony rankiem leżał w skurczonej pozycji z widocznymi śladami zaschniętej piany na ustach. Maria Marczak nie zgodziła się, twierdząc, że jaka by nie była przyczyna śmierci męża nic i nikt go jej nie zwróci. W oświadczeniu, jakie w marcu 1959 r. skierowała wraz z córką do Milicji Obywatelskiej, która prosiła je o wyjaśnienie kilku kwestii związanych z okolicznościami śmierci jej męża oraz jego pracą bibliotekarza dzikowskiego, zaznaczyła, że „zgon Męża był tragicznie nagły i niespodziewany, ale wylewy krwi do mózgu są spotykanymi wypadkami i wobec stanu zdrowia Męża, tego właśnie zawsze” obawiała się i „że zapewnienia obojga lekarzy” uznała za rozstrzygające całą sprawę. Wspomniała jednak o rozmowie z majorową Józefą Ordykową, jaką odbyła na początku listopada 1945 r. podczas swej bytności w Tarnobrzegu, w trakcie której usłyszała, że „są i źli ludzie, którzy starają się Mu [M. Marczakowi – przyp. MW] dokuczyć”. O kogo chodziło, nie wiadomo, żadne nazwiska bowiem z ust pani majorowej nie padły.

Tajemnicza śmierć   "Kronika polska" mistrza Wincentego Marta Woynarowska /Foto Gość

W hołdzie

– Są dwa główne powody, które skłoniły nas do przygotowania wystawy prezentującej część księgozbiory dzikowskiego, przechowywanego od kilkudziesięciu lat w Bibliotece Jagiellońskiej – wyjaśnia Tadeusz Zych, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega. – Przed paroma dniami przypadła okrągła rocznica tragicznej śmierci niestrudzonego badacza i obrońcy dzikowskich zbiorów bibliotecznych i archiwalnych, to jeden powód, a drugi to scalanie w Dzikowie rozproszonej po II wojnie światowej dzikowskiej kolekcji. Kiedy pan Jan Tarnowski zaproponował przejęcie przez muzeum swoich zbiorów bibliotecznych, które od końca lat 40. XX wieku znajdowały się w Bibliotece Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, po krótkim zastanowieniu uznałem, że jest to świetna okazja do wyeksponowania ich w zamku dzikowskim. Mam świadomość, że jest to księgozbiór należący do jednych z najważniejszych dla historii i kultury polskiej.

Rękopisy, bo o nich mówimy, były bardzo rzadko prezentowane. Dlatego, gdy zdarza się okazja jedna na kilkadziesiąt lat, trudno z niej nie skorzystać.

Jak podkreśla Tadeusz Zych, przygotowywana wystawa, będzie również hołdem dla człowieka, który dla dzikowskich zbiorów oddał swój czas, umiejętności, jak i swoje życie. – Myślę, bez cienia przesady, iż prezentacja rękopisów ze zbiorów dzikowskich, która zostanie otwarta 6 grudnia, stanie się wydarzeniem na skalę ogólnopolską – stwierdza dyrektor tarnobrzeskiego muzeum.

A znajdą się na niej najcenniejsze pozycje z działu rękopisów, w tym kodeksy z biblioteki opactwa cystersów w Oliwie, pozyskane przez Jana Feliksa Tarnowskiego, przy wydatnej pomocy Józefa Dzierzkowskiego, Józefa Dzieduszyckiego oraz ks. Hieronima Juszyńskiego, kanonika sandomierskiego. Będą to m.in. „Breviarium ad usum monasterii Cisterciensis” – pergaminowy rękopis z XIII w., powstały w angielskim lub francuskim skryptorium, „Concordantia Bibliorum” – również XIII-wieczny kodeks. Naturalnie nie zabraknie należącej do grupy najstarszych rękopisów „Kroniki polskiej” Wincentego Kadłubka (najstarszym jest tzw. Eugeniuszowski, datowany na XIV stulecie, a znajdujący się w zbiorach Österreichische National Bibliothek w Wiedniu). Rękopis dzikowski powstał przed 1476 r. i spisany został na papierze. Kodeks oprawny jest w czerwony aksamit z umieszczonym centralnie na przedniej okładce wizerunkiem Bolesława Chrobrego, wzorowanym na poczcie autorstwa Marcello Bacciarellego.

Tajemnicza śmierć   Pierwsza karta "Kroniki polskiej" Marta Woynarowska /Foto Gość

Rękopis przechowywany jest w specjalnym teksturowym pudełku obciągniętym skórą. Istnieją przypuszczenia, iż mógł on należeć pierwotnie do biblioteki benedyktynów na Świętym Krzyżu. Będzie także można zobaczyć słynny „Kodeks dzikowski”, czyli polski przekład statutów Kazimierza Wielkiego, spisany w dwóch częściach – pierwsza powstała w 1501 r., druga zaś – 1523 r.

Ciekawostkę będzie stanowić XV-wieczna „Kromcza”, spisana w języku cerkiewno-słowiańskim, zawierająca ustawy dla duchowieństwa wschodniej cerkwi.

Ponadto wśród licznych eksponatów znajdą się: opis ceremoniału koronacyjnego Stanisława Augusta Poniatowskiego, „Epoka powstania narodu polskiego w r. 1794”, czyli oryginał pamiętnika Filipa Lichockiego, prezydenta Krakowa z akwarelami M. Stachowicza, „Mon journal” oraz „Mes voyages” Walerii ze Stroynowskich Tarnowskiej, dokumenty z okresu panowania królów polskich, począwszy od Zygmunta Augusta po Stanisława Augusta, dotyczące spraw sejmowych, traktatów zawieranych z Turcją, Moskwą, Szwecją. Sporą grupę stanowić będą rękopisy dotyczące Konfederacji Barskiej. Naturalnie nie zabraknie również pozycji poświęconych regionowi, w tym tarnobrzeskiemu klasztorowi ojców dominikanów.

Oglądając je, winniśmy mieć świadomość, że te bezcenne dla naszego narodu rękopisy, w dużej mierze przetrwały dzięki wysiłkowi i poświęceniu wielkiemu duchem człowiekowi.

Tajemnicza śmierć   "Kodeks dzikowski" Marta Woynarowska /Foto Gość   

Bibliotekarz

Michał Marczak po raz pierwszy w Dzikowie pojawił się w czerwcu 1913 r., gdzie przyjął posadę bibliotekarza. Od tej pory aż do śmierci w 1945 r. oddał się opracowywaniu, ratowaniu skarbów dzikowskiej biblioteki, łącząc to zajęcie z obowiązkami nauczycielskimi oraz szerokimi zainteresowaniami etnograficznymi. Po opuszczeniu Tarnobrzega w 1930 r. w związku z objęciem posady kierownika oświaty pozaszkolnej w Brześciu nad Bugiem, a następnie kierownika Pracowni Oświaty dla Dorosłych w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Warszawie, przyjeżdżał do Dzikowa każdego roku, spędzając tu po kilkanaście tygodni. Efektem jego starań było skatalogowanie alfabetyczne i rzeczowe całego księgozbioru, liczącego ok. 30 tys. woluminów. To on także dowodził akcją ratowania zbiorów w czasie tragicznego grudniowego pożaru w 1927 r. Zniszczeniu uległo wówczas ponad 30 proc. starych druków i 25 nowych. Uratowane natomiast zostały wszystkie rękopisy.

Wojna

Wiosną 1939 r., kiedy widmo wojny było coraz bardziej realne, razem z ówczesnym właścicielem Dzikowa Arturem Tarnowskim opracowali plan zabezpieczenia zbiorów.

„Wybuch wojny i szybki marsz wojsk najezdniczych nie pozwolił na przemyślane i z góry dyskretnie przygotowane zabezpieczenie dzieł i rękopisów, ogromnie poszukiwanych przez uczonych niemieckich – pisał 12 października 1945 r. w memoriale do władz powiatowych Marczak. […] W najwyższym pośpiechu, pod osłoną nocy i z uczestnictwem tylko paru najzaufańszych osób, w nieobecności bibliotekarza, zamurowano po dyletancku najcenniejsze na oko druki i rękopisy, zaś cymelia (np. autograf Mickiewicza „Pana Tadeusza”) wywieziono do Ossolineum we Lwowie.”

Nad częścią, pozostałą na miejscu, ukrytą przed okupantem, czuwał Michał Marczak, przyjeżdżając na kilka letnich tygodni w kolejnych okupacyjnych latach. „Niestety, schowek okazał się fatalny, jak to się okazało w r. 1942 przy skontrolowaniu, dokonanym znów z zachowaniem najściślejszej tajemnicy ze względu na obecność w zamku sztabu marszałka Reichenau’a. Mianowicie do kryjówki dostała się woda i przeważną część ukrytych zbiorów zalała. Z ogromną obawą i wśród niemałych trudności przeprowadzono w lecie owego roku przesuszanie druków, manuskryptów i archiwaliów z setkami pergaminów. Ponieważ równocześnie władze okupacyjne przy General-Gubernatorze (prof. dr Raudt) wywierały nacisk na żonę właściciela zbiorów w kierunku ujawnienia miejsca wywiezienia, […] dla zmylenia poszukiwań niemieckich zaryzykowano oświadczenie, że najważniejsze rękopisy i archiwalia wysłane zostały autem hr. Potockiego (który poległ) i to prawdopodobnie w drodze do Lwowa uległo jakiemuś nieszczęśliwemu wypadkowi. W razie zdemaskowania tego wybiegu groziła żonie właściciela najsurowsza kara […]. Przesuszone księgi i rękopisy ponownie trafiły do zamkowych piwnic, gdzie zostały zamurowane. Niestety i tym razem woda zrobiła swoje.

Tajemnicza śmierć   Statuty Kazimierza Wielkiego w "Kodeksie dzikowskim" spisane są w języku polskim Marta Woynarowska /Foto Gość

W nowej rzeczywistości

Kiedy w lipcu 1944 r. Michał Marczak przyjechał, by jak zwykle zająć się biblioteką i archiwum, nie przypuszczał, że przyjdzie mu tu spędzić ostatnich kilkanaście miesięcy życia. Wobec nadciągającego frontu i przygotowań Niemców do ewakuacji, zdecydowano się na ponowne wyciągnięcie ukrytych zbiorów. Niestety stan ich okazał się fatalny, a w niektórych przypadkach wręcz beznadziejny. Ok. 40 procent rękopisów i druków zamokło.

Po wkroczeniu Armii Czerwonej i przymusowym opuszczeniu Dzikowa przez Różę Tarnowską z dziećmi, powstał problem zabezpieczenia pozostałych w zamku zbiorów. Kustoszem biblioteki, archiwum oraz muzealiów na wniosek starosty Leonarda Madeja został mianowany Michał Marczak, który zajął się nie tylko ochroną zbiorów przed grabieżą, ale także ratowaniem uszkodzonych w skrytce ksiąg i rękopisów.

Ochrona zbiorów nie była łatwa. Sprzeczne czasami zarządzenia nowych, komunistycznych władz, fatalny stan schowanych na czas wojny ksiąg oraz zamieszkiwanie zamku przez różne osoby, wprowadzenie doń szkoły rolniczej utrudniały Marczakowi jego zadania. Kilkakrotnie monitował w tej sprawie u władz. Ostatnie tygodnie spędził w pomieszczeniu zamknięty wraz z księgami oraz bezcennymi muzealiami. Warunki w jakich przebywał były skrajnie niedogodne. Zimę z 1944 na 1945 r. oraz jesień 1945 r. spędził w niemal lodowatych temperaturach. Do ogrzewania pomieszczenia, w którym zgromadził księgozbiór i w którym mieszkał miał tylko żelazny piecyk. Za opał służyły mu zdobywane trociny. Najwyższa temperatura, jaką uzyskiwał, sięgała zaledwie 12 stopni i utrzymywała się przez zalewie kilka godzin. Brakowało mi także jedzenia, o które starali się dbać jego miejscowi przyjaciele. Mimo tak trudnych warunków, odmówił prośbom żony na wyjazd z Dzikowa. „Umarł na swoim posterunku broniąc przed zupełnym zniszczeniem pomarnowane, niewłaściwie przechowywane umiłowane bezcenne akta i starodruki” – tym zdaniem zamknęła Maria Marczakowa wspomniane oświadczenie.

W 1946 r. do Biblioteki Jagiellońskiej trafiła pierwsza część ocalonego przez Michała Marczaka księgozbioru, w którym były „Kronika polska” mistrza Wincentego oraz „Kodeks dzikowski”.