Owocowy sukces embarga

ks. Tomasz Lis

publikacja 26.09.2015 13:46

Miniony rok, mimo wprowadzonego przez Federację Rosyjską embarga na polskie warzywa i owoce, przyniósł sadownikom dobre zyski. Również w tym roku, gdy trwa jabłkobranie cena jest atrakcyjna i nie brakuje chętnych na nasze owoce.

Zbiory jabłek Zbiory jabłek
Sady sandomierskie
ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Rok temu wydawało się, że przyszedł kres na polskich sadowników i ogrodników. Wprowadzone przez Rosję embargo początkowo sprawiło dość dużą zapaść na rynku. Warzywa i owoce potaniały i na dodatek nie było komu sprzedać. Wtedy rolnikom z pomocą przyszła Unia Europejska, która zaleciła wycofanie z rynku sprzedaży znaczną cześć owoców płacąc rolnikom rekompensatę za poniesione straty.

– Cena za wycofane owoce okazała się bardzo korzystna i wielu sadowników osiągnęło naprawdę znaczne korzyści – wspomina pan Andrzej Stasiak, podsandomierski sadownik.

Dobra passa trwa

– Myślę, że to embargo przyniosło tak naprawdę wiele korzyści. Skłoniło nas producentów do stawienia czoła problemom. Zmusiło do szukania nowych rynków zbytu i uwolniło od dużej zależności od odbiorców wschodnich, do których byliśmy przyzwyczajeni. Teraz nasze jabłko trafia niemal na cały świat. Sprzedajemy je do Europy zachodniej, do Skandynawii, na Bałkany a nawet do Emiratów Arabskich. Okazało się, że polskie jabłko jest atrakcyjnym i dobrej jakości produktem i to w korzystnej cenie. Zainteresowali się nim nawet Chińczycy, którzy produkują 14 mln. ton tego owocu rocznie, ale ich zapotrzebowanie jest większe, więc szukają także nowych źródeł i to właśnie u nas. Może to zabrzmi śmiesznie, ale chyba będzie trzeba podziękować Putinowi za to embargo – wyjaśnia Leszek Bąk, prezes Grupy producenckiej „Owoc Sandomierski”.

Dobrą robotę zrobiła także zeszłoroczna kampania internautów przeciw embargu na rzecz promocji jabłka i wrzucane do sieci hasła typu „zjedz jabłko i postaw się Putinowi” czy „jedz jabłka na złość Putinowi”.

– To nie tylko przypomniało o naszych zeszłorocznych problemach, ale naprawdę skłoniło Polaków do kupowania i jedzenia jabłek. Spożycie tych owoców wzrasta i jest obecnie na poziomie około 14, 5 kg rocznie na osobę, ale jeszcze nam daleko do wyrównania rekordu z roku, 1999 kiedy to statystyczny Polska zjadał 25, 5 kg tego owocu rocznie – dodaje pan Leszek B.

Kroki na przód

Sadownicy nie spoczęli na laurach. Oprócz docierania na nowe rynki zbytu i sprzedaży bezpośredniej owoców zaczęli szukać możliwości przetwórstwa jabłka. – Od kilku lat z coraz większym sukcesem przetwarzamy jabłka na naturalny sok, tłoczony z owoców. Z tym produktem chcemy dotrzeć na przykład do szkół, gdyż jest to produkt całkowicie naturalny, bez konserwantów i cukru. Na wyprodukowanie soku w butelce o pojemności 0, 3 litra potrzeba pół kilograma jabłek, czyli trzech dużych owoców. Trudno zjeść od razu taką ilość, ale sok można wypić na jednej szkolnej przerwie – dodaje z uśmiechem sandomierski sadownik. Również producenci z innych grup producenckich, które powstały w całej Polsce nie ukrywają, że potrzebują wsparci rządu w promocję oraz szukania nowych dróg eksportu polskiego jabłka.

– Jest oczywiste, że ubiegłoroczna pomoc Banków Żywności i unijne dopłaty pozwoliły sadownikom uniknąć przysłowiowego krachu, jednak ta pomoc nie powinna się ograniczać tylko do sytuacji kryzysowej. Potrzeba szerszego planowania działań wspierających polskich sadowników na lokalnych i zagranicznych rynkach. Czekamy na taką współpracę, jesteśmy na nią otwarci, aby znów nie stawać w sytuacji kryzysowej na linii zbytu – podkreśla Grzegorz Kurosad, sadownik spod Klimontowa.

Tegoroczne jabłkobranie

W sadach sezon zbiorów w pełni. W rejonie sandomierskim sadownicy nie mają powodów do narzekania. Tegoroczne zbiory zapowiadają się naprawdę okazale. – W innych rejonach nasi koledzy ponieśli duże straty, bo letnia susza naprawdę zaszkodziła plonom. U nas zbiory zapowiadają się naprawdę udanie – dodaje pan G. Kurosad. W wielkich magazynach grup producenckich trwa gromadzenia owoców konsumpcyjnych, które złożone w specjalnych chłodniach będą czekały na zimowo-wiosenną sprzedaż.

– W skład naszej grupy producenckiej „Owoc Sandomierski” wchodzi 116 sadowników gospodarujących na blisko 1200 hektarach, gdzie około 85 proc. to uprawa jabłoni. Spodziewamy się zbiorów w okolicach 27 tys. ton jabłek. Dzięki dobrym glebom susza nie wpłynęła na jakość owoców, są dobrze wyrośnięte i smaczne. Tylko w niektórych rejonach jakaś cześć upraw ucierpiała od gradu. W innych rejonach kraju te straty są dużo większe – dodaje pan Leszek Bąk, prezes grupy producenckiej.

Wielu rolników decyduje się na bezpośrednią sprzedaż jabłek, gdyż oferowana na skupach owoców cena jabłka przemysłowego (około 0, 50 zł. za kg) jest bardzo atrakcyjna. – To prawda, jest to dobra cena w porównaniu z innymi latami, gdzie sadownicy sprzedawali po śmiesznych cenach owoce na przerób przemysłowy. Jednak nie znaczy to, że jest to cena opłacalna. Granicą opłacalności jest uzyskanie ceny około 0, 85 zł. za kilogram jabłka. Wtedy produkcja tego owocu jest na granicy opłacalności – dodaje. Jednak jak twierdzi problem tkwi nie tylko w cenie owoców, ale i w samych sadach.

– Dysponujemy już nowoczesnymi przechowalniami, oraz dobrym sprzętem do produkcji sadowniczej. Jednak przed nami jest jeszcze do odrobienia lekcja w naszych sadach. Zbyt dużo produkujemy jabłka przemysłowego a za mało konsumpcyjnego. Konieczne jest zainwestowanie w nowoczesne odmiany, które będą konkurowały z owocami z sadów europejskich. U nas jest idealny mikroklimat, dobra gleba i naprawdę wielkie chęci sadowników. Potrzeba naprawdę niewielu kroków ze strony producentów i pomocy ze strony państwa, aby sytuacja w naszych sadach była naprawdę owocowa – podsumowuje pan Leszek Bąk.