Katastrofa Halifaxa

Marta Woynarowska

publikacja 17.09.2015 10:59

Nocny lot zakończył się tragicznie. Pilot w ciemnościach zahaczył o budynek.

Katastrofa Halifaxa Handley Page Halifax, brytyjski ciężki samolot bombowy https://pl.wikipedia.org

Najprawdopodobniej to błąd pilota, błądzącego w ciemnościach nad Nowymi Skalmierzycami, kosztował życie kilku osób – załogę samolotu oraz mieszkańców zniszczonego domu.

Do tragedii doszło w nocy z 15 na 16 września 1943 r., kiedy załoga Halifaxa JD-154 z 301 eskadry przy 138 dywizjonie RAF leciała z zaopatrzeniem dla placówki „Żyto 1” Armii Krajowej, działającej koło Kalisza. Maszyną dowodził doświadczony pilot, który przeszedł specjalne szkolenia uprawniające do lotów na ciężkich samolotach. Nie był to także jego pierwszy nocny lot Halifaxem. Kilka dni wcześniej lot nad Polskę z Anglii zakończył się sukcesem. Zrzut dla podziemnego wojska w okupowanym kraju dotarł do właściwych rąk, a załoga powróciła szczęśliwie do angielskiej bazy.

Na pokładzie maszyny podczas feralnego lotu był sierż. pil. Ludwik Misiak rodem z Miechocina, obecnie osiedla Tarnobrzega. On wraz z kilkunastoma innymi mieszkańcami miasta i okolic będzie bohaterem wystawy „Tarnobrzeżanie na frontach II wojny światowej”, przygotowywanej przez Muzeum Historyczne Miasta Tarnobrzega.

W katastrofie zginęli wówczas Genowefa i Stanisław Jańczakowie z synem Leonem oraz kpt. pil. Franciszek Jakusz-Gostomski, kpt. obs. Karol P. Gębik, sierż. pil. Ludwik H. Misiak, st. sierż. Wiktor Jabłoński, st. sierż. Kazimierz Pacut, plut. Zdzisław Kuczkowski. Naoczni świadkowie relacjonowali, że upadek samolotu przeżyło dwóch pilotów. Jednego ciężko rannego dobili Niemcy, a drugiemu, który odniósł lżejsze kontuzje udało się zbiec.

Leczył się ponoć w pobliskich miejscowościach, po czym ślad po nim zaginął. Długo nic nie wiedziano o nim. Dopiero 5 lat temu udało się ustalić, że był to kpr. Henryk Fojer, który przeżył wojnę i mieszka na zachodzie Europy. Wśród osób, które go ratowały był Franciszek Majnert, komendant placówki AK oraz lekarz Walenty Brodziak z Raszkowa.  

Siostra spod Monte Cassino

– Będzie to opowieść o ludziach, których życiorysy odzwierciedlają losy setek tysięcy Polaków – wyjaśnia Radosław Pawłoszek, kustosz muzeum i kurator wystawy. – Poprzez ich wojenne losy chcemy pokazać na ilu frontach, w ilu bitwach brali udział nasi rodacy. Spośród czternastu bohaterów żyje tylko pani Janina Hofman, mieszkająca od paru lat w Koszalinie, dokąd przeniosła się z Tarnobrzega. Ofiarowała na wystawę wiele cennych zdjęć oraz pamiątek swoich i po mężu Alfredzie. Wśród nich jest część odznaczeń. Niestety najważniejszego – Virtuti Militari nie będzie, gdyż został jej skradziony podczas jednej z prezentacji. Natomiast medal im. Florence Nightingale zostanie zaprezentowany nieco później, albowiem pani Janina ma na początek października zaplanowane ważne spotkanie, na którym pragnie pokazać to odznaczenie.

Janina i Alfred Hofmanowie walczyli w II Korpusie Polskim gen. Władysława Andersa. Ona urodziła się na Kresach Wschodnich, na ziemi nowogródzkiej. Jej tata był komisarzem policji. To przesądziło o ich dalszych losach, kiedy wkroczyli sowieci. Wiosną 1940 r. zostali wywiezieni do Kazachstanu. Kilkunastoletnia Janka wraz z koleżanką postanowiły uciec stamtąd. Dziewczynom udało się, choć to niewiarygodne, dotrzeć pod samą granicę. Niestety tutaj szczęście na chwilę je opuściło i zostały aresztowane. Młodość jednak niczego się nie boi. Kiedy Niemcy zbombardowali więzienie, w którym były przetrzymywane, obie uciekły i powróciły do rodzin. W 1941 r. Janka postanowiła wstąpić do tworzącej się w Związku Sowieckim Armii Polskiej. Po półrocznym kursie pielęgniarskim została skierowana do wojskowego szpitala zakaźnego 7. Dywizji Piechoty przy 23. Pułku Piechoty, stacjonującego we Wrewskoje (Uzbekistan). Po ewakuacji z terenu Związku Sowieckiego najpierw znalazła się w Iranie, potem w Iraku, gdzie po dodatkowych kursach pielęgniarskich została siostrą pogotowia sanitarnego PCK. Potem był Egipt i pustynne piaski, wśród których znajdował się szpital, gdzie pracowała. Trudny to był czas, gdyż żołnierze i personel medyczny spotkali się z nieprzyjaznym im klimatem i licznymi nieznanymi zagrożeniami – tropikalnymi chorobami i owadami. Wówczas poznała swego przyszłego męża – rzeszowianina Alfreda Hofmana, z którym pobrali się w jerozolimskiej Bazylice Narodów.

Katastrofa Halifaxa   Alfred Hofman, mąż Janiny Hofman Archiwum J. Hofman

Pani Janina wraz z mężem kontynuowali cały szlak bojowy II Korpusu. Walczyli także pod Monte Cassino, on jako żołnierz, ona jako pielęgniarka. Walczyła o życie polskich żołnierzy, którzy niemal rzeką dopływali do szpitala. Widziała wówczas wszelkie możliwe rany i niewyobrażalny ogrom cierpienia. Do szpitala, ale już pod Ankoną, trafił także jej mąż, walczący w 3 Dywizji Strzelców Karpackich. Kiedy wojna dobiegła w Europie końca oboje wstąpili do Polskiego Korpusu Przysposobienia w Anglii. Po zwolnieniu z wojska w 1947 r. zdecydowali się na powrót do kraju, do którego wrócili w powiększonym składzie, towarzyszyła im bowiem córeczka.

Powitanie w kraju nie było wylewne, oboje czekały szykany ze strony UB. Pani Janina podjęła pracę w tarnobrzeskim Pogotowiu Ratunkowym, gdzie przez wiele lat była przełożoną pielęgniarek. Nie zerwała kontaktu z PCK, w którym na pół etatu pracowała jako kierownik opieki nad chorymi w domach. Oboje żołnierze gen. Andersa byli wielokrotnie odznaczani w tym tymi najwyższymi medalami. Parę lat temu pani Janina z uwagi na wiek postanowiła przeprowadzić się do Koszalina do swojej córki.

Rosół gen. Maczka

– Na ekspozycji naturalnie nie może zabraknąć pamiątek po przedstawicielach rodziny Tarnowskich, którzy walczyli w różnych oddziałach – podkreśla Radosław Pawłoszek. – W tym Janie Tarnowskim, adiutancie gen. Stanisława Maczka, dowódcy 1 Dywizji Pancernej oraz jego młodszym bracie Arturze Kazimierzu, uczestniku kampanii wrześniowej, więźniu oflagu, a po uwolnieniu również żołnierzu gen Maczka. Z osobą Jana wiąże się nieco humorystyczna sytuacja, jaka zaszła w trakcie najcięższych dni bitwy pod Falaise.

Opisuje ją w swoich wspomnieniach „Od podwody do czołga” Stanisław Maczek. „Pamiętam, jak w jakąś wolniejszą chwilę bitwy, zjawił się w mym wozie dowodzenia mój adiutant por. J. Tarnowski z meldunkiem, że w pobliskiej farmie czeka na mnie „prawdziwy” rosół z kury. A że wszyscy wtedy niemal chorowaliśmy z powodu ciągłego spożywania konserw, wziąłem ze sobą płka dypl. A. Grudzińskiego, który był z nami, z dowództwa 21 grupy armii, przy której wraz z płkiem dypl. J. Krupskim byli przedstawicielami polskiego Naczelnego Wodza i w trójkę udaliśmy się na farmę. Nie zdążyliśmy jednak wyrazić swego uznania dla pomysłowości i kulinarnego talentu mego adiutanta, gdy do farmy wpadł na czele po zęby uzbrojonych regulatorów ruchu – szef sztabu mjr dypl. L. Stankiewicz z wyrzutami do mych towarzyszy, jak mogli narażać generała i wyciągnąć go w nieubezpieczony teren. Zgodził się jednak ze mną, że jakby nie było, rosół i kura muszą być zjedzone!”

Katastrofa Halifaxa   Regina Sudoł z koleżankami z wojska Archiwum K. Opioły

Na ekspozycji będzie można ponadto obejrzeć pamiątki m.in. po Marii z Tarnowskich Potockiej, Andrzeju Tarnowskim (walczył pod Tobrukiem w szeregach Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich), pilocie Tadeuszu Prędeckim, Janinie Stadnik (więźniarce łagrów sowieckich, fizylierce w 1 Samodzielnym Batalionie Kobiecym, uczestniczce bitwy pod Lenino, brała udział w zdobywaniu Berlina, gdzie została ciężko ranna w głowę), Reginie i Stanisławie Sudołach, bosmanie Janie Brzęczce z ORP Orzeł (zginął wraz z całą załogą okrętu) oraz kpt. Józefie Sarnie i Maksymilianie Zderskim. Nie zabraknie naturalnie mundurów i militariów, które udostępniły Muzeum Regionalne w Stalowej Woli, Świętokrzyskie Muzeum Militariów w Małogoszczu, Muzeum Regionalne w Kraśniku.

Na wernisaż wystawy zapraszamy do Zamku w Dzikowie, siedzibie MHMT w niedzielę 4 października br.