Amerykanka lepsza

Andrzej Capiga, Marta Woynarowska

|

Gość Sandomierski 14/2015

publikacja 01.04.2015 00:00

Artystyczne rzemiosło. Gdy 143 lata temu hrabia Ferdynand Hompesch wysłał na własny koszt pięciu młodych mężczyzn z Rudnika do Wiednia, by tam nauczyli się koszykarstwa, nawet nie marzył, że w przyszłości miasteczko nad Rudną stanie się stolicą polskiego wikliniarstwa.

Zrobienie jednego koszyka zajmuje średnio kilka godzin Zrobienie jednego koszyka zajmuje średnio kilka godzin
Andrzej Capiga /Foto Gość

Jerzy Krzewicki z Kielc akurat przyjechał do Rudnika, by przywieźć do Centrum Wikliniarstwa pamiątki po dziadku Józefie, który także przebywał w Austrii, a po powrocie, po 1915 r. kierował Prasko-Rudnicką – Fabryką Koszykarską. Piastował nawet funkcję burmistrza Rudnika. Fabryka była wtedy jedną z największych w Europie, a rudnickie wyroby wędrowały także do USA i na Daleki Wschód. Od 8 lat kwaterą główną wikliniarskiego rzemiosła w Polsce jest budynek Centrum Wikliniarstwa w Rudniku nad Sanem, odwiedzany co roku przez wielu turystów z kraju, jak i zagranicy. Tutaj także można zobaczyć nie tylko gotowe już wyroby z wikliny, ale i prześledzić cały żmudny proces ich wyplatania. Napełniając tegoroczny koszyk przed święceniem, pomyślmy więc również o zwinnych rękach koszykarza, który go wykonał.

Parzona lub gotowana

Jedne z najczęstszych pytań zadawanych Anetcie Jakubowskiej, kustosz w Centrum Wikliniarstwa, dotyczą surowca, z jakiego produkowane są prezentowane w centrum wyroby.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.