Zapachniało kwiatem wiśni

Marta Woynarowska

publikacja 13.05.2014 13:04

Muzeum Historyczne Miasta Tarnobrzega oraz Oddział Najemny Katana Tarnobrzeg zorganizowały Dni Kultury Japońskiej.

Zapachniało kwiatem wiśni Japońskie damy prezentują kosode Marta Woynarowska /GN

W wydarzeniu uczestniczyły grupy rekonstrukcyjne dawnych wojsk japońskich oraz pasjonaci historii i kultury Kraju Kwitnącej Wiśni z różnych regionów Polski.

Odwiedzający mogli nie tylko zapoznać się z uzbrojeniem, sztukami walki, ale także zgłębić tajniki tradycyjnych japońskich gier planszowych, nauczyć się wykonywania orgiami, spróbować zmierzyć się z kaligrafią oraz przymierzyć stroje japońskich dam. – Prezentujemy stroje z drugiej połowy XVI w. – wyjaśnia Sylwia Ryznar z Trzeciego Najemnego Oddziału Piechoty Japońskiej skupiającego głównie fascynatów z terenu Podkarpacia. – Uszyte są, podobnie jak ówczesne z jedwabiu i bawełny, należy jednak dodać, że w tamtym czasie stosowano także, ale nieco rzadziej, len i konopie. Koleżanka np. ma kosode wykonane z jedwabiu, gdyż był on bardzo popularny i powszechnie stosowany przez Japonki nie tylko z najwyższych warstw, ale również z klasy średniej. Warstwy niższe, zwłaszcza rolnicy ubierali się w stroje z tańszych tkanin i zdecydowanie krótsze, tak by nie przeszkadzały im w zajęciach. Trudno, by kobieta w długiej szacie szła do pracy na pole ryżowe – dodaje z uśmiechem.

Podstawą stroju dawnej Japonki było kosode, stanowiące zewnętrzną szatę, mylone z kimonem, które nie tylko różni się krojem, ale także sposobem zakładania. Pod nim nosiły bieliznę przypominającą fasonem ubranie wierzchnie. Kosode zazwyczaj sięgało kostek, a jego długość zależała od grupy do jakiej dana kobieta należała. Im wyższa warstwa tym szata była dłuższa i zdobniejsza. – Używając naszego europejskiego określenia taka dama dworu rzadko wychodziła na ulicę, poruszając się głównie w obrębie pałacu, nie musiała się zatem obawiać zniszczenia lub pobrudzenia ubrania, stąd noszone przez nią kosode sięgało często dużo poniżej kostek – wyjaśnia Sylwia Ryznar – Ale kiedy już wychodziła na zewnątrz zakładała dodatkowe kosode, którym okrywała głowę, chodziło o uchronienie się przed promieniami słonecznymi, by uniknąć efektu choćby najmniejszej opalenizny. Kobiety bowiem dbały, by mieć jak najjaśniejszą karnację i ta dbałość cechuje również współczesne Japonki. – Należy dodać, że z kroju kosodo można było dowiedzieć się, jakiego stanu jest dana kobieta – dodaje Kinga Kuźniar – gdyż długie rękawy przysługiwały pannom, zaś mężatki z reguły nosiły je krótsze. Znaczenie miał również kolor szaty. A skoro jesteśmy już przy rękawach, to m.in. one odróżniają kosode od kimona, gdyż posiadają zaokrąglone końce, podczas gdy w przypadku kimona są zdecydowanie prostokątne.

By ubiór się trzymał niezbędny był pas, czyli obi, którym kobiety owijały się w talii. Był on wykonany z jedwabiu, a jego długość sięgała nawet 5 m. Pas spełniał także jeszcze jedną funkcję, zastępował dzisiejsze kieszenie. – Początkowo był niezbyt szeroki, wiązany na zwykłą kokardę, ale już wieku XVII zaczęły pojawiać się coraz bardziej wymyślne i skomplikowane sposoby jego wiązania – wyjaśnia Sylwia Ryznar – Obecne torebki zastępowały chusty furoshiki, odpowiednio zawiązane doskonale spełniały swoje zadania. – Należy dodać, że ten tradycyjny ubiór jest bardzo wygodny, przewiewny, dzięki czemu latem daje niezwykły komfort – uzupełnia Kinga Kuźniar.

Stroje, w jakich prezentowały się damy z Trzeciego Najemnego Oddziału Piechoty Japońskiej uszyła mama jednej z nich i ona również wykonała ręcznie malowane dekoracje. – Ja natomiast mam na sobie oryginalne jedwabne japońskie kosodo – mówi Jolanta Leszczak, prezentując piękną długą szatę mieniącą się nie tylko fakturą tkaniny, ale również bogactwem zdobiących ją kwiatów.

Oprócz podziwiania strojów można je było również przymierzyć i przez chwilę poczuć się Japonką. Odważne i chętne panie, zarówno te kilku- jak i kilkudziesięcioletnie, mogły ponadto wykonać sobie japoński makijaż.

Zapachniało kwiatem wiśni   Walka samurajów Marta Woynarowska /GN

Panowie natomiast, jak przystało na mężczyzn, większą uwagę, zwracali jednak na paradujących samurajów i ich broń, choć część z nich równie chętnym okiem zerkała na urocze „Japonki”. Jeśli byli samuraje to naturalnie nie mogło obyć się bez pokazów walk, które wywoływały u widzów dreszczyk emocji, zwłaszcza, gdy w ruch poszły japońskie miecze.

Dla zwiedzających preferujących jednak zdecydowanie spokojniejszą i bezpieczniejszą rywalizację Stowarzyszenie Klub Japoński przygotowało lekcje tradycyjnych japońskich gier, takich jak: go, kemari, shogi. – Go to najtrudniejsza gra planszowa na świecie – stwierdza Andrzej Witarzewski prezes Stowarzyszenia Klub Japoński. – Mam nadzieję, że zachęcimy do niej nowych adeptów, zwłaszcza, że jest już jeden chłopiec, któremu tak się ona spodobała, że przyprowadził swoich kolegów oraz tatę. Chcielibyśmy bowiem otworzyć w Tarnobrzegu klub gry w go, bo jest to nie tylko doskonały sposób na spędzanie wolnego czasu, ale także na rozwój intelektualny. Mamy już pierwsze obietnice ze strony Katany. Może uda się, że w jakiejś kawiarni, czy innym lokalu będzie można zagrać w tym mieście w shogi czy go.

Zwiedzający, którzy przyszli na japońskie dni nie kryli swojej radości i życzyli sobie oraz tarnobrzeskiemu muzeum wielu równie udanych imprez.