Rocznica pacyfikacji Boru Kunowskiego

ks. Tomasz Lis

publikacja 05.07.2013 12:08

Za współpracę z partyzantami 4 lipca 1943 r. Niemcy spalili żywcem dwadzieścia jeden osób, równie bestialsko zamordowali kolejne dwadzieścia dwie. Już tylko kilka osób pamięta tamte chwile.

Oddano chołd pomordowanym Oddano chołd pomordowanym
Mogiła w Borze Kunowskim
ks. Tomasz Lis /GN

Co roku, niezależnie od okoliczności, mieszkańcy położnej pośród lasów wioski Bór Kunowski zbierają się w miejscu męczeńskiej śmierci swoich bliskich i znajomych, by uczcić ich pamięć. – Ten dzień jest dla nas swojego rodzaju świętością. I mimo że tych, którzy przeżyli tamte chwile, jest już coraz mniej, to jednak pamięć o tamtym tragicznym dniu wciąż w nas trwa. Na pamiątkowej tablicy są imiona naszych najbliższych – ze wzruszeniem opowiada Aleksander Klepacz.

W przypadającą w tym roku siedemdziesiątą rocznicę tamtych wydarzeń w miejscu pierwotnego pochówku ofiar pacyfikacji odprawiono Mszę św., pod przewodnictwem ks. Włodzimierza Czerwińskiego, kunowskiego proboszcza. Przedstawiciele władz samorządowych gminnych i powiatowych, delegacje kombatanckie i strzeleckie oraz mieszkańcy wsi i młodzież złożyli kwiaty pod pomnikiem pomordowanych. Odbył się także Apel poległych podczas, którego odczytano listę mieszkańców spalonych żywcem i zabitych podczas pacyfikacji oraz tych, którzy z okolicznych miejscowości podczas działań wojennych ponieśli śmierć za wolność Ojczyzny. Uroczystości uświetniły poczty sztandarowe, gminna orkiestra z Brodów oraz chór parafialny z Krynek.

- Tamtej niedzieli miała być pierwsza komunia święta dzieci w Kunowie. Wiele rodzin wybierało się ze swoimi pociechami na Mszę ale nie było im dane dotrzeć. Kilkoro z nich tamtej niedzieli zginęło w płomieniach stodoły podpalonej przez hitlerowców – opowiada Aleksander Klepacz, jeden z nielicznych pamiętający tamte wydarzenia.

Akcję pacyfikacyjną okupanci rozpoczęli już od wczesnych godzin rannych otaczając wojskiem całą wieś. – Mieli przygotowane lity z nazwiskami, tych, którzy wspomagali partyzantów. Niektórym udało się uciec do lasu lub skutecznie ukryć, ale były to tylko jednostki. Wiele osób hitlerowcy rozstrzelali podczas prób ucieczki na polach lub w lesie. Tak zginął mój ojciec i brat – opowiada pan Aleksander. Po zrewidowaniu całej wioski w jednej ze stodół zamknięto dwie rodziny Skrzydłów i Góreckich oraz inne osoby wykazane na liście. – Jak opowiadali naoczni świadkowie, Niemcy dla pozoru pociągnęli serią z automatu po stodole, ale i tak tam pozostali żywi ludzie, matki z małymi dziećmi. Potem spalono ich żywcem. W płomieniach zginęło dwadzieścia jeden osób. Kolejne dwadzieścia dwie zostały zastrzelone lub zamordowane w bestialski sposób podczas całej akcji – dodaje ze wzruszeniem dawny mieszkaniec Boru. Ciała ofiar Niemcy nie pozwolili pochować na cmentarzu ale w pobliskim lesie, gdzie dziś stoi pomnik upamiętniający tamte wydarzenia. – Mimo zakazu pochowano zabitych z wielkim szacunkiem w przygotowanych szybko trumnach. Dzięki temu po wojnie można było ekshumować ciała i przenieść na parafialny cmentarz. Jednak dla nas to właśnie to miejsce jest pomnikiem tamtej tragedii. Tu na tej tablicy wiele osób ma swoich najbliższych – dodaje.

Mimo upływu lat mieszkańcy Boru Kunowskiego oraz okolicznych wiosek gromadzą się na uroczystościach upamiętniających poległych bohaterów by przekazywać młodym jak wielka była ofiara ponoszona za wolność Ojczyzny.