Złotówka znaczy chleb

Marta Woynarowska

publikacja 27.05.2013 14:57

W niedzielę Trójcy Przenajświętszej w parafii ojców dominikanów w Tarnobrzegu gościł br. Adam Wróbel z Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, który pracuje w parafii pw. św. Mikołaja w Dnieprodzierżyńsku na Ukrainie. Zakonnik kwestował na pomoc w zorganizowaniu letniego wypoczynku dla dzieci z tamtejszej parafii.

Złotówka znaczy chleb Datki składali starsi i młodsi Marta Woynarowska /GN

Marta Woynarowska: Od kiedy Bracia Mniejsi Kapucyni pracują w parafii pw. św. Mikołaja w Dnieprodzierżyńsku?

Brat Adam Wróbel OFMCap.: Przejęliśmy parafię w sierpniu 1999 r. Przed nami przez 7 lat pracował w niej ks. Marcin Jankiewicz, który jednak ze względów zdrowotnych zmuszony był opuścić placówkę i powrócić do Polski.

W Dnieprodzierźyńsku przez 60 lat nie działała żadna parafia rzymsko-katolicka. Władze komunistyczne w 1929 r. zabrały wiernym wszystkie kościoły. Ostatni proboszcz ks. Jakub Rosenbach został uwięziony i rozstrzelany w 1938 r. za to, że nie wyparł się wiary katolickiej. Ponownie kapłan katolicki pojawił się w 1991 r. Odbudowę parafii i świątyni rozpoczął ks. Marcin, doprowadzając w 1997 do rekonsekracji kościoła, która odbyła się w uroczystość jego patrona, czyli 6 grudnia.

Świątynia bowiem została wzniesiona w latach 1895 – 1897 z inicjatywy dyrektora miejscowej huty Ignacego Jasiukowicza. W latach 80. XIX stulecia do ówczesnego Kamianskoje (przemianowany na Dnieprodzierżyńsk w 1936 r.) przybyło wielu Polaków, którzy podjęli pracę w powstającym to kombinacie metalurgicznym. Zaszła więc konieczność budowy kościoła i założenia parafii katolickiej. Przed wybuchem I wojny światowej parafia liczyła 7 tys. osób. Po odebraniu kościoła, komuniści wykorzystywali go m.in. jako siedzibę wojska, uniwersytetu marksistowskiego, warsztaty techniczne, magazyn mebli. Pod koniec na górze mieścił się teatr dla dzieci, na dole zaś warsztat samochodowy.

Przez 60 lat wierni spotykali się w domach na wspólnej modlitwie, co pozwoliło zachować im wiarę.

Czy spotykały ich z tego powodu jakieś szykany?

Nie, bardziej byli prześladowani z racji swojej polskości. Opowiadali, że np. w zimie przy 40-stopniowym mrozie byli wyrzucani z mieszkań i zmuszani do stania na dworze. W dzień pozwalano im wrócić, ale w nocy znowu wyrzucano. I tak przez cały tydzień.

Ilu wiernych liczy parafia?

Około 120 osób. To są wierni, którzy systematycznie przychodzą na nabożeństwa. Są wśród nich nie tylko potomkowie Polaków, ale również Ukraińcy, Rosjanie. Często zdarzają się odwiedziny grekokatolików i prawosławnych, którzy przychodzą, albowiem nasz kościół stoi blisko szpitala. Zachodzą, by pomodlić się, prosić Boga o pomoc.

Niestety na wschodzie Ukrainy katolicy bywają czasami postrzegani jako sekta. Niektóre osoby są nawet przekonane, że wstępując do kościoła katolickiego zostaną przez Boga ukarane. Obawiają się również nieprzyjemności ze strony swego duchowieństwa prawosławnego.

Jakie są obecnie największe potrzeby parafii?

Cóż, finansowe. Nasze dochody z ofiar mszalnych są małe. I nie ma w tym nic dziwnego, wszak zdecydowana większość rodzin ledwo wiąże koniec z końcem. Rzadko zdarza się, że oboje małżonkowie mają pracę. Zresztą zarobki są bardzo niskie, wahają się w okolicy 1,5 tys. hrywien, co w przeliczeniu na złotówki wynosi ok. 400 zł, a ceny żywności są podobne do tych w Polsce. Mleko kosztuje 10 hrywien. Chleb jest tańszy, bo kosztuje 3 hrywny, zatem mniej niż 1 zł, a ostatnio również bardzo staniały jajka (śmiech). Przychodzi wiele dzieci, bo wiedzą, że mogą u nas dostać jakieś łakocie: czekoladę, banany, pomarańcze, na zakup których ich rodzice nie mogą sobie pozwolić. Czekolada kosztuje ok. 10 hrywien, 1 kg bananów zaś 16.

Poza tym staramy się każdego roku organizować dla nich wyjazdy wakacyjne.

Stąd dzisiejsze kwestowanie Brata?

Tak. Zbieram pieniądze na wypoczynek dla naszych dzieciaków. Gdyby nie my, to nigdy nie wyjechałyby z Dnieprodzierżyńska i całe wakacje spędzałyby pod blokami, w zanieczyszczonym środowisku. Organizujemy dwa wyjazdy. Młodsze dzieci, nawet już 4-letnie zabieramy nad morze do ośrodka caritasowskiego, młodzież natomiast w Karpaty, w okolice Worochty, Jaremcza. Dla tych dzieci jest to nagroda za systematyczne uczęszczanie na katechezy.

Jak można wspomóc działalność braci, oprócz złożenia datku podczas takiej kwesty, jak ta dzisiejsza?

Zawsze można wpłacić dowolną ofiarę na konto prowincji krakowskiej z zaznaczeniem na jaki cel jest przeznaczona lub też zamówić intencję. Wystarczy podejść do najbliższego klasztoru braci kapucynów, w diecezji sandomierskiej mamy wszak konwent w Stalowej Woli – Rozwadowie i tam zamówić intencję. Oprócz wsparcia materialnego, bardzo potrzebujemy modlitwy w naszej intencji. To jest ogromne wsparcie, nie do przecenienia.

A propos klasztoru w Rozwadowie, nie jest on Bratu obcy.

Pochodzę ze Stalowej Woli i tamtejszy klasztor i bracia wpłynęli na mój wybór drogi życiowej.