Byle nam nie przeszkadzano

Gość Sandomierski 19/2013

publikacja 09.05.2013 00:00

O Sandomierszczyźnie jako wspólnym mianowniku i o źródłach prawdy obiektywnej z Leszkiem Tyboniem rozmawia Marta Woynarowska.

 – Ta ekspozycja ma przypomnieć o zapomnianym a utalentowanym artyście – mówił w Sandomierzu Leszek Tyboń – Ta ekspozycja ma przypomnieć o zapomnianym a utalentowanym artyście – mówił w Sandomierzu Leszek Tyboń
Marta Woynarowska

Marta Woynarowska: Urodził się Pan w Gdyni. Skąd zatem zainteresowanie Sandomierszczyzną?

Leszek Tyboń: Moja mama, Koleta z Dwikóz, i mój tatko, Czesław z Dzikowa (obecnie osiedle Tarnobrzega), w 1946 r. w poszukiwaniu powojennej stabilizacji trafili do Gdyni, która wzywała do rozbudowy „polskiego okna na świat”. Pobrali się w tym samym roku, a po dwóch latach przyszedł na świat mój brat Andrzej. Ja urodziłem się 5 lat później. Poza tym niemal wszystkie wakacje w okresie dzieciństwa spędzałem na podsandomierskich lessach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.