Splecione losy

Gość Sandomierski 17/2013

publikacja 25.04.2013 00:00

Wjeżdżając do Rudnika, mija się porośnięte cienkimi witkami pola. Mało kto zauważa, że to nie chaszcze, ale elegancko w rzędach posadzona wiklina.

Neogotyckie wnętrze rudnickiej świątyni z lat międzywojennych Neogotyckie wnętrze rudnickiej świątyni z lat międzywojennych
ks. Tomasz Lis

– O nią trzeba dbać jak o każdą inną roślinę. Wystarczy, że w środek pręcia wejdzie szkodnik i już do niczego nie będzie się ono nadawało – opowiada pan Tadeusz Pasek, hodowca wikliny.

W każdej rodzinie...

Mimo że ten nietypowy przemysł przeżywa obecnie lekki kryzys, jednak w prawie każdym domu wyplata się wiklinowe cudeńka. – Tu chyba nie ma osoby, która nie znałaby się na wyplataniu koszy, kwietników czy innych przedmiotów. W specjalistycznych zakładach można nawet zamówić meble czy specjalne sprzęty z tego naturalnego produktu – opowiada Dariusz Krulak. Wikliniarski przemysł rozwinął się dlatego, że na tutejszych słabych ziemiach mogła z powodzeniem rosnąć tylko wiklina.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.