Niebezpieczne widły

Andrzej Capiga, Marta Woynarowska

|

Gość Sandomierski 17/2013

publikacja 25.04.2013 00:00

Środowisko. W maju 2009 r., więc rok przed powodzią stulecia w 2010 r., w rejonie Sandomierza i Koćmierzowa była tak duża łacha piachu, że podniosła Wisłę o 1,5–2 m. Dlatego woda wylała.

Brzegi Wisły muszą być regularnie oczyszczane Brzegi Wisły muszą być regularnie oczyszczane
Andrzej Capiga

Szczęśliwie, tegoroczne roztopy nie były groźne, a woda spłynęła szybko, nie stwarzając nam większego problemu. Niczego jednak nie zaniedbujemy i cały czas monitorujemy poziom wody – zapewnia Marian Grzegorzek, wójt gminy Gorzyce. Również w Tarnobrzegu sytuacja powodziowa była na bieżąco kontrolowana przez pracowników Miejskiego Centrum Zarządzania Kryzysowego. Poziom Wisły na wodowskazie w Sandomierzu w pierwszej połowie kwietnia wynosił od 335 cm (stan z 8 kwietnia) do 455 cm (stan z 14 kwietnia), kiedy to rzeka przekroczyła stan ostrzegawczy o 35 cm. W Zawichoście Wisła 15 kwietnia wzrosła do poziomu 587 cm, do stanu alarmowego brakowało tylko 33 cm.

Sami jesteśmy winni

W ostatnim stuleciu wielka woda pojawiała się mniej więcej w odstępach około 30-letnich. Ogromne powodzie wystąpiły w 1906, 1934, 1960 i 1997 roku. Ale już w ostatnich kilkunastu latach obserwujemy ogromne skrócenie tych odstępów. Kolejne wielkie wody zalewały nasz kraj w 2001, 2006 i 2010 roku. Przy czym tylko w tym ostatnim roku fala powodziowa pojawiła się dwukrotnie. Poniekąd tej sytuacji jesteśmy winni my sami, nasi ojcowie, dziadowie. W jakiejś mierze wynika ona bowiem ze stopnia zurbanizowania. Znikły wielkie obszary leśne, zastąpione przez asfalt lub beton, które nie zapewnią retencyjności. Czasami niefrasobliwie przeznaczano pod zabudowę tereny dawniej uznawane za zalewowe. Tych zjawisk właściwie nie sposób zmienić, dlatego należy podjąć wszystkie inne możliwe kroki, by zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo. Temu służy m.in. realizowany od 2011 r. rządowy „Program ochrony przed powodzią dorzecza górnej Wisły” koordynowany przez Jerzego Millera, byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji, obecnie wojewodę małopolskiego. – Zespół pracowników Politechniki Krakowskiej pod kierunkiem prof. Elżbiety Nachlik przygotował opracowanie „Wisła świętokrzyska i Wisła podkarpacka”, z którego wynika, że wysokość wałów na tym obszarze jest niewystarczająca. W stosunku do tzw. wód miarodajnych, które zdarzają się raz na 100 lat, ich wysokość jest za mała, w zależności od miejsca – czasem o 50, a czasem nawet o 100 cm – podkreślał Stanisław Stachura, dyrektor Podkarpackiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych (PZMiUW), podczas marcowej konferencji „Stan zabezpieczenia przeciwpowodziowego na terenie województwa podkarpackiego ze szczególnym uwzględnieniem miejscowości położonych w widłach rzek Wisły i Sanu”, która odbyła się w Tarnobrzegu.

Jeszcze sporo przed nami

Gmina Gorzyce leży w widłach dwóch dużych rzek: Wisły i Sanu. To sprawia, że każde powodziowe zagrożenie to dla mieszkańców kwestia być albo nie być. Wszyscy dobrze jeszcze pamiętają powódź stulecia z 2010 r., kiedy część gminy znalazła się całkowicie pod wodą, a pozostała, razem z Gorzycami, cudem uniknęła najgorszego. – Należy podkreślić, że gdyby obwałowania na Łęgu nie wytrzymały, rozmiary katastrofy w 2010 r. byłyby o wiele większe, bo fala poszłaby na Gorzyce, a następnie na Wrzawy. Niemniej problem z wałami na Łęgu pojawia się w chwili spuszczania wody ze zbiornika w Wilczej Woli, bo dochodzi wówczas do kumulacji z wysokim stanem Wisły. Dlatego konieczne jest opracowanie programu poprawy obwałowań tej rzeki – mówił wicestarosta tarnobrzeski Jerzy Sudoł podczas marcowej konferencji. – Dalej, wzmocnienie stanu obwałowań Trześniówki oraz budowa 14-kilometrowego odcinka wałów na prawym brzegu Wisły. Zajęcie się w pierwszej kolejności stanem budowli zabezpieczających na Łęgu i Trześniówce zalecał również Jerzy Miller. – Dokończyliśmy przebudowę wału na Trześniówce, zarówno po stronie Gorzyc, jak i Sandomierza. W ubiegłym roku było to kilka kilometrów ostatniego odcinka wału odgraniczającego tę rzekę od Nadbrzezia. Wał został podwyższony i uszczelniony. Podobnie zrobiliśmy z prawym wałem Łęgu. Obecnie PZMiUW ma już gotową dokumentację dotyczącą zabezpieczania lewego brzegu Łęgu – od Orlisk w górę rzeki, w stronę gmin Zaleszany i Grębów. Prace mają się rozpocząć jeszcze w tym roku, w ramach „Programu ochrony przed powodzią dorzecza górnej Wisły”. Przy okazji będzie można zmodernizować – podnieść o pół metra i wykonać przepusty – drogę dojazdową do mostu w okolicy Orlisk – wyjaśnił Marian Grzegorzek. Planowane na przyszły rok rozpoczęcie niezwykle kosztownych prac przy prawobrzeżnym wale na Wiśle, na odcinku od Skalnej Góry w Tarnobrzegu aż do granicy z województwem lubelskim (25 km), mimo chęci i deklaracji ze strony samorządu podkarpackiego, jak i dyrektora PZMiUW Stanisława Stachura – jak zapowiedział Jerzy Miller – zostało przesunięte na później. Zdaniem wojewody małopolskiego, projekt ma pewne luki, bez których uzupełnienia nie ma szans na zdobycie pieniędzy z rządowego programu. W ramach tego programu zmodernizowany będzie lewy i prawy wał Sanu na terenie gmin Gorzyce, Zaleszany i Radomyśl nad Sanem. Wzmocnione zostaną także prawy i lewy wał na Łęgu w gminach Gorzyce i Zaleszany.

Aktywne bobry

– Zupełnie bezpieczni poczujemy się dopiero w 2030 r., kiedy zakończy się realizacja programu. Natura płata jednak różne figle i nie da się przewidzieć wszystkiego. Przebudowy wałów Trześniówki, Łęgu czy Wisły robiono na wypadek tzw. wody stuletniej, czyli na poziomie roku 2001. Powódź z 2010 r. zweryfikowała nieco te założenia. Trzeba było więc podwyższać korony wałów przy zbiegu wszystkich tych rzek. Mimo że w 2001 r. wał wiślany w okolicy Wrzaw został przebudowany, to 9 lat później okazał się on za niski, ale na szczęście mieszkańcy w porę zareagowali i zdołali się obronić. A sytuacja była naprawdę krytyczna, szczególnie podczas czerwcowej powodzi, kiedy to zarówno San, jak i Wisła spiętrzyły się maksymalnie właśnie na terenie gminy Gorzyce. Jesteśmy skazani na to, co do nas napłynie. Chcielibyśmy więc, by wody napływowe w dopływach Wisły czy Sanu były hamowane. Jeśli duża woda spłynie do nas w ciągu kilku dni, to nie ma takiej siły – tak było w 2010 r. – by ją utrzymać w wałach – ostrzega wójt Gorzyc. Marian Grzegorzek zwrócił ponadto uwagę na pewne zagrożenia, jakie niosą poczynania bobrów, które w tym roku są nadzwyczaj aktywne. Wałom wiślanym, na szczęście, nie wyrządzają większej szkody, gdyż są one zabezpieczone specjalną przysłoną, tych na Sanie pilnują zaś myśliwi, którzy starają się bobry odstraszać. Podkarpacki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych, właściciel wałów, dba o nie, kosząc je dwa razy do roku, gdyż bobry lubią przebywać w zaroślach, krzakach i wśród drzew. Prowadzi także inwestycje zabezpieczające przed ewentualną powodzią.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.