Co w duszy cyka

ks. Tomasz Lis

|

Gość Sandomierski 06/2013

publikacja 07.02.2013 00:00

Zawód i pasja. – Moja przygoda z zegarami rozpoczęła się od tego, że chciałem naprawić popsuty stary budzik. Nie udało się, musiałem go chować przed rodzicami... – wspomina Stanisław Krzysztoń, sandomierski zegarmistrz.

 W zakładzie bijące zegary wygrywają swoistą symfonię W zakładzie bijące zegary wygrywają swoistą symfonię
ks. Tomasz Lis

Wzegarmistrzowskim zakładzie gra nietypowa muzyka. Cykanie dziesiątków czasomierzy tworzy charakterystyczną symfonię. Pan Stanisław pochylony nad maleńkim zegarem z uwagą rozkręca poszczególne części, by zajrzeć do wnętrza. – To jeden z ciekawszych i starszych mechanizmów. Ma blisko sto lat. Wymaga czyszczenia, nasmarowania i wyregulowania. Śmiało pochodzi jeszcze dobrych kilka dekad – mówi.

W pogoni za precyzją

– Historia zegarów nie zaczęła się od najbardziej znanego nam mechanicznego zegara – opowiada pan Stanisław. – W dalekiej starożytności ludzie, widząc zmieniające się pory dnia na przykładzie słońca, zaczęli odmierzać czas przez pomiar długości cienia. Tak powstały pierwsze gnomony, czyli pionowe słupy. Taki słoneczny zegar umieszczono na najstarszej ścianie sandomierskiego ratusza.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.