Jak feniks z popiołów

Andrzej Capiga
Marta Woynarowska


|

Gość Sandomierski 41/2012

publikacja 11.10.2012 00:15

Sztuka. Zdarzało się, że podczas Eucharystii wybuchał pożar, bo kable były niesprawne. Świątynia była odchylona od poziomu o około 20 cm, a zbutwiałe podwaliny w każdej chwili groziły jej zawaleniem.


Jako pierwszy został odnowiony ołtarz główny z wizerunkiem Matki Bożej Krzeszowskiej
 Jako pierwszy został odnowiony ołtarz główny z wizerunkiem Matki Bożej Krzeszowskiej

Marta Woynarowska

Prawie 1,7 mln złotych wydało już Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Krzeszowskiej „Rotunda” na ratowanie przed kompletnym rozpadem perełki drewnianej architektury – kościoła pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Krzeszowie z 1727 roku. Mimo że prace są dopiero w połowie drogi, śmiało można powiedzieć, iż świątynia została uratowana.


W samą porę


Stowarzyszenie zawiązało się w 2006 r. dzięki grupie zapaleńców, która nie mogła się pogodzić z faktem, że ich świątynia dosłownie rozpada się w oczach. Inicjatorami byli ówczesny proboszcz ks. Lech Kutera oraz obecny wójt Stanisław Nowakowski. – Proponowano mi, bym został przewodniczącym stowarzyszenia, ale stwierdziłem, że nie mogę, bo przecież jestem proboszczem parafii, która będzie starać się o pieniądze na remont kościoła – wspomina ks. Kutera, od roku przebywający na emeryturze. – Zresztą wolałem, by prezesem była osoba świecka, a ja mogę co najwyżej zostać zastępcą. I na tym stanęło.
Rozpoczęto od prac budowlanych. Przede wszystkim trzeba było wymienić wszystkie belki podwalinowe, gdyż były do spodu zgnite. – Powodem ogromnego zawilgocenia były błędy popełnione podczas remontu przeprowadzonego w 1938 r. – mówi ks. Lech Kutera. – Wymieniono wówczas zgniłe, zbutwiałe drewniane podwaliny, ale jednocześnie wyrzucono kamienie polne z górnej części fundamentów, zastępując je cegłą. Niestety, z czasem doszło do bardzo dużego zawilgocenia, bowiem cegła ciągnęła wodę, która następnie wsiąkała w drewniane legary. Wszystko zaczęło butwieć. – Podczas obecnego remontu powróciliśmy do starych technik budowlanych i na betonowych ławach oraz betonowych fundamentach znowu znalazły się polne kamienie – dodaje prezes stowarzyszenia Adam Jaśkowski. – Dodatkowo w niektórych miejscach ściany kościoła musieliśmy przesunąć o 20 cm. Trochę trudu i pieniędzy kosztowało sprowadzenie drewna użytego m.in. do oszalowania, był to bowiem w przeważającej mierze modrzew syberyjski. – Muszą to być drzewa liczące nie mniej niż 100 lat – wyjaśnia ks. Lech. – Młodsze bowiem, zdaniem leśników, nie nadają się. Kiedy zrzucaliśmy kubiki, to proszę sobie wyobrazić, że z pni płynęła najczystsza żywica, będąca najlepszym specyfikiem konserwującym drewno.
W czasie wymiany drewnianych podwalin przez pewien czas kościół zawisł niemal w powietrzu. Wspierały go bowiem tylko niewielkie podpory. Do środka bez problemu można się było jednak dostać, lekko tylko pochylając głowę. – Przez miesiąc ludzie pełnili całodobową straż, zwłaszcza w nocy posterunki były wzmacniane, by nikt nie wszedł i nie okradł świątyni – wspomina ks. Kutera. Od jakiegoś czasu bowiem dochodziło w okolicy do kradzieży. Złodziei, niestety, policji nie udało się złapać. Roboty budowlane zostały zakończone w 2008 roku.


Złote płatki i srebrny pył


Potem rozpoczęły się żmudne i dużo kosztowniejsze prace konserwatorskie. Na pierwszy ogień poszedł główny ołtarz i polichromia w prezbiterium. Ich odnowa kosztowała 530 tys. złotych. Był to ogromny wydatek, który prawie
w 70 proc. wzięli na siebie parafianie. Oczywiście nie daliby rady, gdyby nie finansowe wsparcie Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podkarpackiego, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, MSWiA oraz wojewódzkiego konserwatora zabytków. W 2011 r. natomiast odrestaurowano ambonę i ołtarz Matki Boskiej Częstochowskiej. W tym roku 90 tys. złotych to wydatek poniesiony przez „Rotundę” na przywrócenie pierwotnego wyglądu ołtarzowi św. Jana Nepomucena. – Koszty restauracji ołtarzy są ogromne przede wszystkim z powodu wielu złoceń i srebrzeń – wyjaśnia Adam Jaśkowski. – Do pozłoty używane są płatki czystego złota, do posrebrzenia zaś srebro w proszku. Jeszcze w przypadku dwóch ołtarzy – Przemienienia Pańskiego oraz Ukrzyżowania – występują liczne złocenia, pozostałe są już zdecydowanie skromniejsze. W naszym kościele jest wyjątkowo dużo ołtarzy bocznych, a wynika to z faktu, że trafiła tu część wyposażenia dwóch nieistniejących cerkwi – unickiej i prawosławnej.
Jak nowa wygląd również dzwonnica,
w której ma się w przyszłości mieścić parafialne muzeum. Przed stowarzyszeniem, które skupia obecnie około 30 aktywnych członków, pracy jeszcze po uszy. Do uratowania pozostało bowiem jeszcze 6 ołtarzy, zakrystie, przedsionki, konfesjonały, feretrony i organy.


Parafianie nie skąpią


– Chciałam podkreślić bardzo duże zaangażowanie parafian. Wspomagają nas, wpłacając pieniądze na konto stowarzyszenia. Dwa razy do roku chodzimy z tacą po domach. Wydaliśmy książkę o naszej świątyni, a wpływy z jej sprzedaży także zostały przeznaczone na remont. Podobnie rzecz się ma z parafialnym kalendarzem – wyjaśnia Stanisława Paruch, skarbnik „Rotundy”. Strzałem w dziesiątkę okazał się pomysł wykorzystania starych desek, zerwanych podczas przeprowadzania remontu. – Pomyślałem sobie: „O, będzie czym palić w piecu” – żartuje ks. Lech Kutera. – Ale później przyszło olśnienie, że przecież to jest zabytkowe drewno, bo liczące 300 lat i można by je jakoś sensownie wykorzystać. Spotkałem niebawem dwoje młodych zapaleńców, którzy tworzyli różne pamiątki bieszczadzkie – obrazki, zdjęcia naklejane na drewno. Poprosiłem, by przyjechali do Krzeszowa i porobili zdjęcia. I tak powstały nasze krzeszowskie ikony. Na deseczki naklejone zostały odpowiednio oprawione zdjęcia obrazu Matki Bożej Krzeszowskiej, na odwrocie zaś znalazła się krótka historia parafii i kościoła. Ikony poszły niczym ciepłe bułeczki. – Nie wystawialiśmy żadnej ceny – dodaje ks. Lech. – Każdy dawał tyle, ile miał lub uznał. Ale proszę sobie wyobrazić, jakież było moje zdziwienie, kiedy podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych w wielu z odwiedzanych domów Polonii zobaczyłem wiszące na poczesnym miejscu nasze krzeszowskie ikony. W sumie rozprowadziliśmy około 900 sztuk.
Stowarzyszenie może ponadto liczyć na wsparcie kurii zamojsko-lubaczowskiej. – Do tej pory przekazała nam 10 tys. złotych – informuje Stanisława Paruch. – Dwa razy w roku pieniądze z kościelnej tacy zostają też w parafii z myślą o remoncie kościoła. Na szczęście zdecydowana większość parafian, widząc efekty prac, nadal chętnie nas wspomaga. Szkoda tylko, że liczna nasza Polonia czyni to tylko sporadycznie.


Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.