Sztuka składania dusz

tekst Andrzej Capiga, Marta Woynarowska sandomierz@gosc.pl

|

Gość Sandomierski 34/2012

publikacja 23.08.2012 00:15

Społeczeństwo. Mają duży żal do Pana Boga. – Skoro jest takim dobrym i kochającym Ojcem, to dlaczego jestem tutaj? – pytają. Aby pomóc, nie trzeba wielu słów. Czasami wystarczy przytulenie, wysłuchanie, trochę cierpliwości. Jeden z wychowanków zdecydował się nawet zostać bratem zakonnym...

 Podczas jesiennej słoty sala komputerowa jest niezastąpiona Podczas jesiennej słoty sala komputerowa jest niezastąpiona
Zdjęcia Andrzej Capiga

Dom dziecka w Rudniku nad Sanem powstał z inicjatywy ks. Czesława Wali – kustosza sanktuarium maryjnego w Kałkowie-Godowie. Aby zgromadzić fundusze na budowę domu, założono Fundację im. Księdza Czesława Wali. Obiekt, czyli „Nasz Dom Dzieciątka Jezus”, poświęcono i oddano do użytku 13 września 2000 r. Uroczystość zaszczycił swoją obecnością m.in. ówczesny prymas Polski kard. Józef Glemp.

Powrót do źródeł

Dom dziecka „Nasz Dom Dzieciątka Jezus” ks. Czesław Wala zbudował na swojej ojcowiźnie. Stoi w zaciszu, w niewielkim zagajniku, z dala od zgiełku ulic. W pobliżu przepływa senna rzeczka Stróżanka, która poprzecinana drewnianymi mostkami uatrakcyjnia pobyt dzieci szczególnie latem. Na obszernym podwórku urządzono plac zabaw z piaskownicą, huśtawkami, zjeżdżalnią oraz z miejscem do gry w piłkę nożną i siatkówkę. Wychowankami domu, w wieku od siedmiu miesięcy do 18. roku życia, opiekują się cztery siostry ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Apostolstwa Katolickiego, popularnie zwane palotynkami od swojego założyciela św. Wincentego Pallottiego. Pomaga im w tej posłudze dwadzieścia osób świeckich. Pierwszym dyrektorem domu była siostra Nikodema Czarnul. Obecnie funkcję tę pełni s. Ewa Brandt. – Poprowadzenie domu odczytałyśmy jako powrót do źródeł, do naszego charyzmatu. Nasz założyciel zgromadził wokół siebie apostolsko nastawione kobiety, które m.in. zajęły się osieroconymi dziewczętami. Ówczesna siostra prowincjalna Anna Kot zgodziła się na nasz przyjazd do Rudnika – mówi s. Ewa Brandt, dyrektor „Naszego Domu”. – Pod naszą opieką przebywają głównie dzieci z Podkarpacia, w tym zwłaszcza z powiatu niżańskiego. Ale są również z odległych rejonów Polski. Najczęściej są to dzieci z rodzin, które mają problemy z uzależnieniami, przede wszystkim alkoholowymi. Czasami powodem jest choroba. Są też wychowankowie, którzy znaleźli się u nas „na własne życzenie”; sprawiali tak duże problemy wychowawcze (wagarowali, nie uzyskiwali promocji do następnej klasy), że sąd zdecydował się umieścić ich w naszej placówce. Mamy takiego chłopca, ale na szczęście zmienił swoje zachowanie i prawdopodobnie będzie mógł wkrótce wrócić do domu – dodaje. Większość rodziców stara się utrzymywać kontakty z dziećmi. Czasami, jeżeli jest zgoda sądu, mogą je zabierać do domu na weekendy. Zdarza się, że dzieci same zabiegają o te kontakty, dzwonią do rodziców, proszą o wizytę. Część trafia do adopcji, których bywa z reguły kilka w roku. Była też jedna za granicę, do Włoch.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.