Zarząd Okręgowy Polskiego Związku Łowieckiego w Tarnobrzegu wesprze rodzinny dom dziecka "Arka" koło Mariupola.
W placówce prowadzonej przez Chrześcijańską Służbę Ratowniczą przebywa 12 dzieci - sieroty społeczne i wojenne, które straciły rodziców w trakcie aneksji Krymu w 2014 roku i późniejszych działaniach donieckich separatystów.
- Chcemy ich sprowadzić do Polski. Przygotowaliśmy dla nich lokum w naszej strzelnicy, gdzie będą mieć dobre warunki, są wszystkie media, także sporo miejsca - mówi Robert Bąk, łowczy okręgowy.
- Wczoraj przeżywaliśmy bardzo ciężkie chwile. Rozmawiałam wczoraj wczesnym ranem z Wołodią (którzy wraz z żoną sprawują opiekę nad dziećmi) przez komunikator internetowy. Schronili się wraz z dziećmi w piwnicy, gdyż szedł intensywny ostrzał, odgłosy eksplozji były słyszalne w telefonie. Dom stoi bowiem w strefie pomiędzy tzw. republiką doniecką a terenem kontrolowanym przez Ukrainę. W chwili agresji znaleźli się w centrum walk. Dzieci były przerażone. Byli spakowani, przygotowani do opuszczenia domu, ale nie mogli się przedostać, gdyż jedyna droga ucieczki wiodąca do Mariupola była pod ostrzałem. W południe otrzymałem ostatnią informację o niemożliwości przebicia się z prośbą o modlitwę. Potem nie mogłem już nawiązać kontaktu, sygnał był, ale nikt nie odbierał. To były bardzo trudne godziny pełne niepokoju. Nareszcie pod wieczór przyszła informacja, że udało im się przebić i kierują się na zachód - relacjonuje Robert Bąk.
Łowczy zapewnia, iż członkowie związku dołożą wszelkich starań, zrobią wszystko i poruszą wszystkich, żeby szczęśliwie sprowadzić dzieci i ich opiekunów do Tarnobrzega.
Kontakt z placówką Okręgowy Polski Związek Łowiecki w Tarnobrzegu nawiązał w ubiegłym roku za pośrednictwem zaprzyjaźnionej ukraińskiej Chrześcijańskiej Służby Ratowniczej, powołanej przez biskupa charkowsko-zaporoskiego. Jej rolą jest pomoc mieszkańcom i żołnierzom dotkniętym przez działania separatystów donieckich. Przede wszystkim otaczają opieką osoby starsze, niepełnosprawne, które z uwagi na stan zdrowia nie mogły opuścić niebezpiecznej strefy, oraz dzieci.
- Wołodia jako wolontariusz przyjechał tam w 2015 roku, już po Majdanie. Najpierw brał udział w walkach w regionie donieckim, a potem wraz z żoną Oksaną zaczęli zbierać sieroty, dzieci pozbawione opieki. Najpierw zajęli dom opuszczony przez rodzinę, która zdecydowała się na ucieczkę z tego niebezpiecznego rejonu. Zaadaptowali go na dom dziecka. Niedawno kupili za małe pieniądze drugi dom, który przygotowali pod placówkę i mieli się tam lada moment przenieść. Zorganizowaliśmy zbiórkę, by pomóc im w wyposażeniu kuchni. Niestety 24 lutego agresja Rosji na Ukrainę przerywa te plany - opowiada R. Bąk.
Tarnobrzeski Okręg PZŁ przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia przekazał dary pozyskane ze zbiórki. Była odzież, buty, żywność, kosmetyki. W sumie udało się zawieźć dary za około 40 tysięcy złotych.
Robert Bąk rozmawiał w czwartek z biskupem diecezji charkowsko-zaporoskiej Pawło Honczarukiem, który za jego pośrednictwem zwrócił się z prośbą o leki, opatrunki, środki przeciwbólowe i żywność w konserwach.
W przyszłym tygodniu podczas spotkania z prezesami kół PZŁ tarnobrzeskiego okręgu (jest ich 31) zostanie poruszony temat, aby każde z nich przygotowało miejsce i opiekę zapewniającą półroczne zabezpieczenie materialne dla jednej rodziny uchodźców z Ukrainy. - Będziemy to rozwiązanie bardzo ostro forsować - zapewnia Robert Bąk.