W wieku 90 lat zmarł Ludwik Bogacz, wielki, skromny człowiek.
Śp. Ludwik Bogacz urodził się w 1930 roku w Ocicach, w rodzinie ogromnie zasłużonej dla walk o niepodległość Polski. Po ukończeniu szkoły podstawowej, naukę kontynuował w Państwowym Gimnazjum i Liceum im. Hetmana Jana Tarnowskiego, gdzie zetknął się z profesor Heleną Zaleską i gdzie wstąpił do powstałego Młodzieżowego Ruchu Oporu.
- Organizacja wyłoniła się z konspiracyjnej Młodzieżowej Grupy Pomocniczej, zawiązanej na przełomie lat 1944 i 1945 w porozumieniu z Armią Krajową. Na jej bazie w 1948 r. uczniowie tarnobrzeskiego gimnazjum utworzyli tajną organizację antykomunistyczną, częściowo o charakterze zbrojnym. MRO powstała na fali nastrojów i poglądów ówczesnego społeczeństwa wrogo nastawionego do komunistycznej władzy. Niebagatelną rolę odegrali także pedagodzy nauczający w szkole, cieszący się wśród uczniów ogromnym szacunkiem i autorytetem. Ogromne znaczenie odegrał także wciąż jeszcze żywy duch przedwojennego patriotyzmu oraz etos AK. W przypadku zaś pana Ludwika przemożny wpływ miała postawa jego starszego o kilkanaście lat brata Kazimierza ps. „Bławat”, niemal legendy miejscowych struktur AK, członka organizacji Wolność i Niezawisłość. Był on dla młodszego brata wzorem do naśladowania. I myślę, że to był jeden z głównych powodów decyzji Ludwiga Bogacza o przystąpieniu do MRO. I niestety zapłacił za to bardzo wysoką cenę - wspomina śp. Ludwika Bogacza dr hab. Tadeusz Zych, były prezes Koła ŚZŻAK w Tarnobrzegu.
Aresztowany jesienią 1949 został aresztowany w wyniku zdrady, jaka zaszła w szeregach organizacji. W 1950 roku odbył się pokazowy proces członków MRO, podczas którego zapadły bardzo ciężkie wyroki. Żyjący jeszcze przywódca organizacji Kazimierz Warchoł-Wilewski, podobnie jak Edward Busz i profesor Helena Zaleska zostali skazami na kilkanaście lat więzienia. Ludwik Bogacz otrzymał wyrok 2 lat więzienia. Przesiedział najpierw w Przemyślu, następnie najdłużej w osławionych Wronkach, a na koniec w Świdnicy. Po odbyciu kary, w 1951 roku, kiedy powrócił do Tarnobrzega, władza o nim nie zapomniała i wcieliła do wojska do najbardziej represyjnych oddziałów czyli do Wojskowych Batalionów Pracy i skierowany do przymusowej pracy w kopalni węgla w Katowicach. Do odwilży w 1956 roku był cały czas inwigilowany, podobnie jak cała jego rodzina.
- Decyzja o przystąpieniu do MRO na kilka miesięcy przed maturą zaważyła na całym jego życiu. Niewątpliwie jego losy mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Miałem szczęście wielokrotnie z nim rozmawiać i zawsze podkreślał, że nie żałuje swojej decyzji, postąpił bowiem tak, jak powinien to uczynić każdy Polak. Gdyby dane mu było jeszcze raz wybierać, zrobiłby dokładnie to samo. Po 1989 roku bardzo mocno zaangażował się w działalność Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Przez wiele lat był członkiem zarządu okręgu, a potem zarządu miejskiego. Dożył wielkiej chwili, kiedy na wniosek ŚZŻAK władze miasta Tarnobrzega i rada miejska zgodziły się nadać rondu przed wiaduktem imię Młodzieżowego Ruchu Oporu. Uczestniczył w tych uroczystościach, odsłaniając tablicę z nazwą. Później uczestniczył w Muzeum Historycznym Miasta Tarnobrzega w spotkaniu rodzin członków MRO, na które przyjechała z zagranicy także córka prof. Zaleskiej - wspomina Tadeusz Zych. - Umierał w przekonaniu, że spełnił swój obywatelski obowiązek, a także ze świadomością, że z obywatela drugiej kategorii w latach PRL, został doceniony i stał się bohaterem.