Kilkanaście kolorowych food trucków zjechało do Niska.
W miejskim parku sprzedawcy oferowali wołowe burgery, bagietki, frytki belgijskie, kołacze węgierskie, zapiekanki z pieca, sałatki oraz różnorodne desery, w tym tajskie lody. Jedzenie smaczne, ale nieco drogie, trzeba było wydać minimum 20 zł na osobę.
Pomysł na food trucki narodził się z pasji ludzi, którzy chcą sobie pogotować w domu. W większości nie są to zawodowi kucharze. Niektórzy podróżowali po świecie i stamtąd przywieźli ciekawe pomysły.
- Food truckami objeżdżamy mniejsze miasta i miejscowości, by propagować tzw. street food, czyli jedzenie na ulicy. Przekonujemy ludzi, że nie są to barowozy z lat 90., gdzie serwowano niewiadomego pochodzenia kaszankę czy karkówkę, lecz dobrej jakości produkty przygotowywane na bieżąco. Wszystko jest megaświeże i smaczne - wyjaśnia pan Radosław, który sam prowadzi 4 takie uliczne kuchnie.
W Polsce jest ok. 400 food trucków (najwięcej w Warszawie), w większości oferujących burgery. Coraz więcej jest jednak kucharzy serwujących na przykład tybetańskie pierożki na parze, węgierskie langosze, smażone batony czy lody na ciekłym azocie.