Ona wspaniała malarka, on zdecydowanie lepszy grafik. W Muzeum Okręgowym w Sandomierzu została otwarta wystawa monograficzna malarstwa Marii i Stanisława Dawskich.
Na ekspozycji prezentowanych jest 55 obrazów olejnych, pochodzących ze zbiorów własnych muzeum, posiadającego największą kolekcję prac artystycznego małżeństwa, liczącą ponad 600 obiektów, na którą obok obrazów olejnych, grafik, rysunków, szkiców, składają się także listy oraz fotografie.
- To, co prezentujemy na wystawie jest zaledwie małym fragmentem zbioru malarstwa Dawskich, liczącym 162 płótna. Ekspozycja została podzielona na dwie zachodzące na siebie części - jedna przedstawia prace profesora Dawskiego, druga zaś profesor Dawskiej. Ukazane są one w układzie chronologicznym, począwszy od obrazów powstałych na początku lat 40. i 50. ubiegłego wieku, w których dominuje jeszcze realizm, poprzez kolejne fazy ich zainteresowań, aż po dzieła z końcowej fazy twórczości, uwidaczniającej fascynację abstrakcją, abstrakcją typu geometrycznego i kolorystycznego - mówi Bożena Wódz, kustosz Działu Sztuki, która razem z Bogumiłą Gancarz jest współautorką wystawy.
Odnosząc się do twórczości malarskiej Stanisława Dawskiego, zwraca uwagę na jego interesujące eksperymenty prowadzone pomiędzy granicami realizmu i abstrakcji, ale jak zaznacza, był on zdecydowanie lepszym grafikiem niż malarzem. - W swoim notatniku pod datą 4 stycznia 1974 roku zapisał bardzo ładną myśl: „Staram się zawsze dać widzowi taki obraz - by poczuł się odkrywcą nowego świata, nowego świata w sobie” - cytuje kurator wystawy.
Bożena Wódz zaznacza, iż ekspozycja mogła dojść do skutku dzięki przeprowadzonej w ostatnich dwóch latach konserwacji obrazów zarówno Marii, jak i Stanisława Dawskich.
Ekspozycja została przygotowana z racji 30. rocznicy przyjęcia ich spuścizny przez sandomierskie Muzeum Okręgowe.
Dlaczego małżeństwo zdecydowało się na wybór Sandomierza? - Niewątpliwie stało się to dzięki Ludmile Marjańskiej, poetce, prozaiczce, która pojawiła się w Sandomierzu w 1986 roku, tuż po zorganizowaniu tzw. Górki Literackiej, prowadzonej przez Oddział Literatury naszego muzeum - wyjaśnia Jerzy Krzemiński, emerytowany kustosz działu literackiego. - Pani Marjańska była szalenie piękną kobietą, a profesor Dawski nie pozostawał obojętnym na kobiecą urodę. Znajomość z małżeństwem artystów zainicjowała pisarka, która u progu lat 80. pracowała nad powieścią „Stopa trzeciej Gracji”, dotyczącą środowiska artystów malarzy i Dawscy byli jej potrzebni jako konsultanci, ale być może również jako inspiracja. Tak zrodziła się przyjaźń między nimi. W jaki sposób doszło do naszych rozmów o Dawskich nie pamiętam. Być może pani Marjańska coś napomknęła o nich. I sprawa z nimi zaczęła się powoli rozkręcać. Miałem nawet okazję gościć w mieszkaniu państwa Dawskich w Warszawie, w tzw. kamienicy bez kantów, wszystkie naroża były bowiem zaokrąglone, nigdzie nie można było uświadczyć żadnych ostrych kątów. Wypełnione były dawnymi dziełami, zabytkami oraz ich pracami. Nie zapomnę nigdy widoku pana Dawskiego - niewysokiego mężczyzny, o bardzo rasowej twarzy, z siwymi włosami z którymi mocno kontrastowała czerwona chyba jarmułka. Oboje byli już wiekowi i szukali miejsca, w którym mogliby zdeponować swoją kolekcję. I chyba pani Marjańska podsunęła im myśl o Sandomierzu.
Muzeum wykazało ogromne zainteresowanie propozycją. Ówczesny dyrektor Jerzy Waszkiewicz oraz kustosz Działu Sztuki Urszula Stępień wielokrotnie odwiedzali artystów w Warszawie, prowadząc powoli rozmowy, które zakończyły się w 1988 roku podpisaniem porozumienia w sprawie przejęcia depozytu, który w przyszłości miał stać się własnością instytucji. Doszło do tego dość szybko, albowiem już w 1991 roku po śmierci profesora. Ponadto placówka zakupiła wówczas od Marii Dawskiej 20 obrazów, 139 prac, w tym głównie grafik jej męża otrzymała w darze.
- Pierwsze wizyty były naturalnie w towarzystwie pani Ludmiły Marjańskiej, kolejne miały już charakter bardziej towarzyski - wspomina Urszula Stępień, kustosz Muzeum Diecezjalnego w Sandomierzu. - W mieszkaniu było bardzo dużo doskonałej, unikatowej ceramiki i szkła, należy bowiem podkreślić, iż Stanisław Dawski powołał Katedrę Szkła w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, obecnie Akademii Sztuk Pięknych. Bez Dawskiego, co należy bardzo mocno podkreślić, nie zaistniałaby twórczość Józefa Gielniaka, wybitnego grafika, parającego się głównie linorytem. Profesor go odkrył, zachęcił do tworzenia i dzięki temu mamy wspaniałe linoryty z Bukowca. Trzeba też wspomnieć, iż przed laty wspólnie z Markiem Koniecznym i Przemysławem Zamojskim, pracującymi wówczas w Muzeum Okręgowym, przygotowaliśmy wystawę „Mistrz i uczeń”, prezentującą linoryty Gielniaka oraz listy prof. Dawskiego do niego.
Urszula Stępień podkreśla, iż Sandomierz Dawskim nie był obcy. Maria Dawska przyjeżdżała do niego w latach 50. i 60. ze swymi studentami na plenery malarskie. Świadectwem są szkice sandomierskich zaułków oraz fotografia zrobiona w tym mieście.
Maria i Stanisław Dawscy (ona właściwie Maria Stanisława Moszaro Zimmerman Dawska, on Stanisław Kopciuch) urodzili się na kresach. Maria przyszła na świat w 1909 roku w Tłumaczu koło Stanisławowa, Stanisław natomiast urodził się cztery kata wcześniej w Dorohusku.
Maria Dawska była absolwentką ASP w Krakowie oraz pedagogiki i historii sztuki na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Po wojnie osiadła wraz z mężem, absolwentem ASP w Warszawie, we Wrocławiu, wiążąc się z Państwową Wyższą Szkołą Sztuk Plastycznych (obecnie ASP), gdzie oboje pełnili obowiązki kierowników katedr, dziekanów, prof. Dawski był nawet w latach 1952-1965 rektorem uczelni. Po wydarzeniach 1968 roku opuścili Dolny Śląsk, przenosząc się do Warszawy, gdzie podjęli pracę na stanowiskach profesorów w tamtejszej ASP.
Stanisław Dawski zmarł w 1990 roku, jego żona odeszła trzy lata po nim.