75. rocznica pacyfikacji miejscowości Bór Kunowski. Już tylko kilka osób pamięta tamte chwile.
Co roku, niezależnie od okoliczności, mieszkańcy położnej pośród lasów wioski Bór Kunowski zbierają się w miejscu męczeńskiej śmierci swoich bliskich i znajomych, by uczcić ich pamięć.
W przypadającą w tym roku 75. rocznicę tamtych wydarzeń w miejscu pierwotnego pochówku ofiar pacyfikacji odprawiono Mszę św. za zamordowanych podczas pacyfikacji.
W uroczystości uczestniczyli przedstawiciele władz wojewódzkich z Agatą Wojtyszek, wojewodą świętokrzyskim, samorządowe władze gminne Brodów i Kunowa, władze powiatowe, delegacje kombatanckie i strzeleckie, młodzież szkolna oraz mieszkańcy wsi Bór Kunowski oraz okolicznych miejscowości. Odbył się także Apel Poległych, podczas którego odczytano listę mieszkańców spalonych żywcem i zabitych podczas pacyfikacji oraz tych, którzy podczas działań wojennych z okolicznych miejscowości ponieśli śmierć za wolność ojczyzny.
- Tamtego dnia miała być Pierwsza Komunia św. dzieci w Kunowie. Wiele rodzin wybierało się ze swoimi pociechami na Mszę, ale nie było im dane dotrzeć. Kilkoro z nich tamtej niedzieli zginęło w płomieniach w stodole podpalonej przez hitlerowców. Ja z ciotką i bratem schowałam się na polu, w zbożu. Tam znalazł ich niemiecki żandarm, ale kazał nam uciekać do domu. Myśmy ocaleli, ale zginęli nasz ojciec i brat. Niemcy nie pozwolili pogrzebać ciał zamordowanych na cmentarzu. Spoczywali we wspólnej mogile w lesie, dopiero po wojnie ciała przeniesiono na cmentarz w Kunowie - wspomina Stanisława Pszonak, jedna z ocalonych.
Akcję pacyfikacyjną okupanci rozpoczęli już od wczesnych godzin rannych, otaczając wojskiem całą wieś. - Mieli przygotowane lity z nazwiskami tych, którzy wspomagali partyzantów. Niektórym udało się uciec do lasu lub skutecznie ukryć, ale były to tylko jednostki. Wiele osób hitlerowcy rozstrzelali podczas prób ucieczki na polach lub w lesie. Tak zginęli mój ojciec i brat - opowiada pan Aleksander.
Po zrewidowaniu całej wioski w jednej ze stodół zamknięto dwie rodziny Skrzydłów i Góreckich oraz inne osoby wykazane na liście. - Jak opowiadali naoczni świadkowie, Niemcy dla pozoru pociągnęli serią z automatu po stodole, ale i tak tam pozostali żywi ludzie, matki z małymi dziećmi. Potem spalono ich żywcem. W płomieniach zginęło 21 osób. Kolejne 22 zostały zastrzelone lub zamordowane w bestialski sposób podczas całej akcji - dodaje ze wzruszeniem dawny mieszkaniec Boru.
W pobliskim lesie, gdzie pochowano ciała, dziś stoi pomnik upamiętniający tamte wydarzenia. Mimo zakazu pochowano zabitych z wielkim szacunkiem w przygotowanych szybko trumnach. Dzięki temu po wojnie można było ekshumować ciała i przenieść na parafialny cmentarz. - Dla nas to właśnie miejsce jest pomnikiem tamtej tragedii. Tu na tej tablicy wiele osób ma nazwiska swoich najbliższych - dodaje jeden z mieszkańców Boru Kunowskiego.
Mimo upływu lat mieszkańcy Boru Kunowskiego oraz okolicznych wiosek gromadzą się na uroczystościach upamiętniających poległych bohaterów, by przekazywać młodym jak wielka była ofiara ponoszona za wolność ojczyzny.