Są zawsze gotowi by spieszyć na ratunek innym. Dziś nie tylko gaszą pożary, ale przede wszystkim są fachowcami w ratowaniu ludzi.
Trening czyni mistrza
Mimo że nie zawyła strażacka syrena, do wozu bojowego sprawnie wskakuje kilku klimontowskich strażaków, w tym jedna młoda dziewczyna. Szybki, choć bez sygnałów dźwiękowych, wyjazd tym razem nie do akcji, ale na ćwiczenia. Zadanie: pomoc osobie uwięzionej na dnie głębokiego wąwozu, gdzie nie mogą dotrzeć ratownicy medyczni. Istnieje podejrzenie o uszkodzeniach kończyn osoby poszkodowanej. Po kilku minutach strażacy ochotnicy z Klimontowa są już na miejscu. Szybka ocena sytuacji, pierwsze rozkazy i przygotowanie sprzętu do wykonania zadania. – Poszkodowany znajduje się w miejscu niedostępnym dla ratowników medycznych, dlatego naszym zadaniem jest zorganizowanie stanowiska do podjęcia działań ratowniczych, opuszczenie strażaków, którzy zdiagnozują stan osoby poszkodowanej i podejmą działania, aby bezpiecznie wydobyć ją i przekazać medykom – wyjaśnia komendant Jan Kapusta kierujący akcją. Strażacy zwinnie rozpakowują sprzęt, tworzą strefę asekuracji, przygotowują sprzęt do podjęcia osoby poszkodowanej i sami wkładają uprzęże, by bezpiecznie zejść do poszkodowanego. Każdy doskonale wie, co ma robić. Nie potrzeba zbędnych słów. Co chwila słychać tylko krótkie meldunki, co już jest gotowe. Ubrani w specjalistyczne uprzęże i asekurowani przez kolegów do poszkodowanej osoby schodzą druh Tomasz Pacholczyk i Karol Kaczorowski. Jeden schodzi wyposażony w torbę medyczną, drugi zabiera deskę ratowniczą, która posłuży do bezpiecznej ewakuacji osoby poszkodowanej. Po kilku minutach od rozpoczęcia akcji już są na dole. Składają szybki meldunek do kierującego akcją i rozpoczynają udzielanie pomocy. – Tutaj pośpiech jest niewskazany. Drobny błąd może okazać się tragiczny w skutkach. Trzeba dobrze rozeznać, jaki jest stan poszkodowanego, zabezpieczyć funkcje życiowe i przygotować do bezpiecznego transportu – podkreśla kierujący akcją komendant Jan Kapusta. Po kilkunastu minutach rozpoczyna się najtrudniejszy element akcji, ewakuacja osoby poszkodowanej. Nie jest to łatwe, bo strome ściany wąwozu wymagają odpowiedniego zabezpieczenia transportowanej osoby i wzajemnego ubezpieczania ratowników. – Tutaj musimy zachować duży spokój i rozwagę, bo łatwo o błąd, który może być bardziej tragiczny w skutkach niż sam wypadek – podkreśla Tomasz Pacholczyk. W tym samym czasie inni strażacy, tzw. asekuranci, czuwają nad bezpieczeństwem całej akcji. To oni przy użyciu odpowiedniego sprzętu i siły własnych rąk opuszczali ratowników, a teraz wyciągają całą grupę. Bardzo dobrze radzi sobie tutaj druhna Joanna i choć to drobna dziewczyna, to jednak koledzy mogą czuć się pewnie. Po chwili osoba poszkodowana jest już w bezpiecznym miejscu. Akcja się kończy. – Oceniam bardzo dobrze dzisiejsze ćwiczenia. Kilku naszych kolegów po raz pierwszy podejmowało takie zadania, ale radzili sobie bardzo dobrze. Ćwiczenie jest konieczne, aby podczas prawdziwej akcji działać sprawnie i profesjonalnie – dodaje komendant. O potrzebie takich ćwiczeń przekonani są wszyscy uczestnicy akcji. – Strażak musi się uczyć całe życie. Każdy z nas podejmuje różne szkolenia, zdobywając określoną wiedzę w zakresie różnych form ratownictwa. Każda akcja jest inna i wymaga szerokiej wiedzy i doświadczenia. By nieść pomoc innym i samemu być bezpiecznym podczas akcji nie wolno wyłączać myślenia, ale działać zdecydowanie, profesjonalnie i z rozwagą – podsumowuje druh Paweł Gronek.