Prowincjonalny trójkąt

- Każda, nawet mała miejscowość, ma historie warte opowiedzenia - stwierdził Aleksander Dyl.

Jedną z takich historii wziął na swój filmowy warsztat Aleksander Dyl i powstał dokument fabularyzowany „Prowincjonalny trójkąt artystyczny”. - Jest to opowieść o miejscu i wyjątkowych, niezwykle ważnych dla mojego miasta ludziach, którzy nadawali ton jego życiu - mówił reżyser filmu, ceniony operator, scenarzysta, autor kilkunastu dokumentów, w tym także traktujących o przeszłości Tarnobrzega i jego okolic.

W Tarnobrzeskim Domu Kultury odbył się dzisiejszego wieczoru oficjalny, publiczny pokaz obrazu, w którym jego autor zawarł historię „Pawlasówki”, czyli salonu artystyczno-intelektualnego przedwojennego Tarnobrzega oraz ostatnich kilkunastu lat życia wybitnego malarza Mariana Ruzamskiego. Publiczność, która wypełniła salę widowiskową, prześledziła koleje znajomości i przyjaźni, jaka połączyła świat artystów z gospodarzami „Pawlasówki” - doktorem Eugeniuszem Pawlasem i jego żoną Janiną.

Bohaterów filmu wspominali świadkowie i uczestnicy tamtych spotkań - córka państwa Pawlasów Alicja Onisk, córka Emila Zegadłowicza Atessa Rudel, Maria Insadowska, Ryszard Durzyński i Stanisław Szymański. Ich wspomnienia uzupełniły fragmenty korespondencji, dzienników, zapisków czynionych przez bohaterów filmowej opowieści. W części fabularyzowanej wystąpili tarnobrzescy aktorzy, m.in. Dorota Chwałka, jako Janina Pawlasowa, Andrzej Wilgosz w roli Mariana Ruzamskiego i Bolesław Ziemba, który wcielił się w czarny charakter - volksdeutscha Dziadosza.

- Kilka lat temu Olek poprosił mnie o udział w filmie opowiadającym dzieje „Pawlasówki”. Po pierwsze koledze się nie odmawia, po drugie rola, jaką mi zaproponował, wydała mi się interesująca. Ponadto było to dla mnie nowe doświadczenie, gdyż jedynej przygodę z kamerą sprzed wielu lat, nie biorę pod uwagę. Zbyt dużo wody upłynęło od tamtego czasu. Musiałem się nieco „zapuścić”, by upodobnić się do starego, zniszczonego życiem człowieka, ciągnącego cały swój dobytek i historię w wózku, z jakim widuje się często bezdomnych. Ponieważ Olek jest perfekcjonistą, niektóre sceny, a kręcone były o różnych porach dnia i nocy, musieliśmy powtarzać, aż reżyser uznał za satysfakcjonujące - opowiadał z uśmiechem Bolesław Ziemba. - Choć z aktorstwem i sceną mam styczność od wielu, wielu lat, to jednak gra w filmie wymaga nieco innych umiejętności i obycia z kamerą. Niemniej największą trudność sprawiło mi chodzenie. Gdyż Olek kazał mi powłóczyć nogami tak, jak starzy ludzie, mający problem z poruszaniem się. Tymczasem, jak twierdził, hasałem niczym trzydziestolatek. Przyznam nieskromnie, bardzo mi to schlebiało. Jestem ogromnie wdzięczny Olkowi za zaproszenie i że pozwolił sobie pomóc - dodał śmiejąc się.

Słowa wdzięczności skierował do reżysera także główny bohater Andrzej Wilgosz. - Dziękuję za wspaniałą przygodę i zupełnie nowe doświadczenia - wtórował Bolesławowi Ziembie filmowy Marian Ruzamski.

Jak wyjawił Aleksander Dyl spiritu moventi powstania filmu był Tadeusz Zych, dyrektor Muzeum Historycznego Miasta Tarnobrzega, badacz i gorący popularyzator twórczości Mariana Ruzamskiego.

- Tadeusz opowiedział mi przed kilku laty o życiu malarza, jego związkach z doktorostwem Pawlasami. Przyznam, że nie miałem o tym pojęcia. Historia była jednak tak frapująca, że zacząłem się w nią coraz bardziej wgryzać. I im dalej brnąłem, tym coraz bardziej byłem przekonany, że trzeba ją opowiedzieć poprzez film, zostawić ślad dla potomnych. Poza tym był to ostatni moment, kiedy żyli jeszcze świadkowie tamtych lat. Dzisiaj pośród żywych jest już tylko pani Maria Insadowska z domu Kawa - wyjaśniał Aleksander Dyl. - Ponadto uznałem, że jestem to winien mojemu miastu, które od 60 lat niezmiennie darzę tą samą, niesłabnącą miłością, chociaż na co dzień mieszkam gdzie indziej. Każda miejscowość, nawet ta najmniejsza, posiada wiele pięknych, poruszających historii, wartych utrwalenia i opowiedzenia. Myślenie, że tylko duże miasta, z wielowiekową przeszłością, są godne zainteresowania, jest jak najbardziej mylne.

Historia „Pawlasówki”, o której opowiada film Aleksandra Dyla, rozpoczęła się w roku 1922, kiedy dr Eugeniusz Pawlas, pełniący wówczas obowiązki lekarza powiatowego, kolejowego, ubezpieczalni i prywatnego dla pracowników zatrudnionych w dobrach hrabiego Zdzisława Tarnowskiego, postanowił kupić dom wraz z ogrodem przy ul. Mickiewicza. Po rozbudowie i przebudowie wprowadził się doń wraz z żoną Janiną z domu Strzyżowską, pochodzącą z Warszawy, kobietą obytą ze światem ludzi kultury i sztuki. Znajomość zawarta w 1928 r. z malarzem Marianem Ruzamskim, przy okazji malowania portretu Ali, córki doktorostwa, przerodziła się w wielką przyjaźń, trwającą do tragicznego końca życia artysty, zmarłego 8 marca 1945 r. w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen. To dzięki niemu w „Pawlasówce” zaczęli pojawiać się artyści, pisarze, poeci, intelektualiści z wielkiego świata i tego mniejszego tarnobrzeskiego. Bywali tu m.in. Emil Zegadłowicz, Stefan Żechowski, Stanisław Piętak.

Po nieoczekiwanej, przedwczesnej śmierci Eugeniusza Pawlasa, który zmarł w 1937 r. w wyniku zakażenia spowodowanego skaleczeniem przy wykonywaniu sekcji zwłok, Marian Ruzamski przejął na siebie niejako opiekę nad rodziną doktora. Po aresztowaniu przez gestapo w 1943 r. w wyniku fałszywego donosu volksdeutscha Dziadosza, oskarżającego malarza o żydowskie pochodzenie i homoseksualizm, co było zemstą za odmowę wykonania jego portretu, trafił do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Stamtąd w tzw. marszu śmierci w początkach 1945 r. przeszedł wraz z innymi ewakuowanymi więźniami do Bergen-Belsen. W wyniku krańcowego wyczerpania zmarł zaledwie na dwa tygodnie przez wyzwoleniem obozu. Przez cały czas pobytu za kolczastymi drutami Janina Pawlasowi słała paczki z żywnością, ciepłą odzieżą, przyborami malarskimi i systematycznie korespondowała z uwięzionym artystą. Ich korespondencja jest świadectwem pięknego uczucia, które zrodziło się i trwało na przekór koszmarnej rzeczywistości, jaką zgotowały hitlerowskie Niemcy.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..