Pierwsze bomby na Zakłady Południowe w Stalowej Woli spadły już 5 września.
Większych szkód jednak nie było. Niemcy wiedzieli, iż nowoczesne zakłady mogą się III Rzeszy przydać.
- Więcej bomb spadło 8 września. Jedna z nich uderzyła w narożnik walcowni raniąc jego kierownika Michała Sitarskiego i zabijając trzech pracowników. Na osiedle mieszkaniowe także spadły bomby, ale tylko w pobliżu stacji kolejowej. Zginęły cztery osoby: trzech mieszkańców Turbi jeden z Kępia Zaleszańskiego. Barak stacyjny ocalał - mówi Dionizy Garbacz, regionalista.
Niemcy atakowali również węzeł kolejowy w pobliskim Rozwadowie (obecnie dzielnicy Stalowej Woli). Panował tam trudny do opanowania chaos: transporty wojska i tłumy uciekinierów.
Wojna
Niemiecka nazwa na bramie huty
Dionizy Garbacz
- Zniszczenia były stosunkowo nieduże. Zginęło jednak sporo ludzi, w tym żołnierzy. Pochowano ich na parafialnym cmentarzu. 11 września na rozwadowski dworzec przyjechał pociąg pancerny, którym dowodził kpt. Zdzisław Rokosowski. Zabrał 70 rannych żołnierzy i przewiózł ich Lublina - dodał Dionizy Garbacz.
Rannych przekazał ks. Michał Potaczało, który w rozwadowskim sądzie urządził polowy szpital (leczył w nim także żołnierzy niemieckich) oraz polową kuchnię, która wydawała posiłki dla wojennych uciekinierów.
Niemcy weszli do Stalowej Woli od strony Rozwadowa 14 września.