Dlaczego zamek w Sandomierzu przypomina więzienie i dlaczego nie odbudowano Krzyżtoporu?
Splot sytuacji politycznych i ekonomicznych oraz różnych decyzji wpłynął ma losy i dzisiejszy wygląd zabytkowych chlub naszego regionu. A jak to się działo, ujawnia w swej najnowszej publikacji Adam Wójcik-Łużycki.
Zamek królewski w Sandomierzu, niesłusznie zdaniem wielu historyków zwany Kazimierzowskim, ma swoisty wygląd.
W czasie zaborów Rosjanie urządzili w zamku więzienie. Pod koniec zaś XIX stulecia dobudowali do niego niższe obiekty, zwane powszechnie z uwagi na swój kształt „rogalem”. Zamek więzienną rolę pełnił do 1959 r., kiedy postanowiono przekształcić go na siedzibę instytucji kulturalnych.
- W początkach lat 60. ubiegłego wieku z prowadzącym remont zamku baranowskiego prof. Alfredem Majewskim skontaktował się ówczesny burmistrz Sandomierza, prosząc wybitnego konserwatora o objęcie swą pieczą także obiektu sandomierskiego. Pan profesor wyraził zgodę, ale jak się niebawem okazało prof. Jan Zachwatowicz, Generalny Konserwator Zabytków, obiecał przeprowadzenie konserwacji ekipie z Politechniki Warszawskiej - mówi Adam Wójcik-Łużycki. - Wobec takiego stanu rzeczy, prof. Majewski wycofał się. Niestety decyzje te na dobre zaważyły na obecnym wyglądzie zamku, który posiada trzy elewacje typowo zamkowe i główną fasadę o charakterze carskiego więzienia. Za opracowaniem projektu remontu stał prof. Adam Miłobędzki, mający mało fortunne edukacyjne podejście do architektury. Polegało ono na ukazywaniu wszystkich kolejnych przemian zachodzących w budowli.
Zamek w Sandomierzu Marta Woynarowska /Foto Gość
I tym sposobem, zamiast wizji prof. Majewskiego, by przywrócić fasadzie zamkowej kształt z czasów Jana III Sobieskiego, pozostała wielka biała ściana z malutkimi więziennymi okienkami.
- Wracając zaś do nieścisłej nazwy zamku Kazimierzowskiego, to nie ma on nic wspólnego z ostatnim Piastem na polskim tronie. Informacja Janka z Czarnkowa, wymieniającego wśród inwestycji Kazimierza Wielkiego także sandomierski zamek, jest raczej uogólnieniem, odnoszącym się zapewne do murów obronnych otaczających miasto. Jeśli zaś budowla miałaby mieć jakiś związek z Kazimierzem to tylko Jagiellończykiem, za którego wzniesiono najstarszą zachowaną do dzisiaj część, czyli basztę od strony Wisły zwaną Kurzą Stopką - wyjaśnia Adam Wójcik-Łużycki.
Również zamek Krzyżtopór miał szansę na zyskanie wyglądu ze swych najświetniejszych czasów. W początkach lat 70. prof. Alfred Majewski, tuż po objęciu funkcji Generalnego Konserwatora Zabytków, postanowił przystąpić do odbudowy wspaniałej rezydencji Ossolińskich.
Powstało nawet zaplecze budowlane z wielkimi dołami do gaszenia wapna. Pierwsze decyzje konserwatora dotyczyły rekonstrukcji sklepień oraz rozciągnięcia prowizorycznych dachów chroniących przed opadami deszczu i śniegu. Te działania jednak nie wszystkim przypadły do gustu.
- Jeden z pisarzy historycznych, wielki miłośnik epoki napoleońskiej, cieszący się wówczas ogromną popularnością, zaatakował pomysł odbudowy. Stąd prof. Majewski poprosił zespół z Politechniki Krakowskiej pod kierownictwem prof. Elżbiety Dąmbskiej o dokładne badania i analizę architektoniczną zamku - opowiada Adam Wójcik-Łużycki.
Zamek Krzyżtopór Marta Woynarowska /Foto Gość
Okazało się wówczas, że utrwalany w powszechnym przekonaniu przekaz, jakoby struktura budowli odpowiadała kalendarzowi, czyli okien miało być tyle ile dni w roku, komnat tyle co tygodni, wielkich sal tyle co miesięcy, a baszt tyle ile pór roku, nijak ma się do rzeczywistości. Zgadzała się tylko liczba baszt.
Ekspertyza stała się podstawą dla komisji, która pozytywnie wypowiedziała się o odbudowie zamku. Niestety końcówka lat 70. i potężny kryzys polskiej gospodarki zniweczyły plany. Tymczasem w niecałą dekadę później pojawiła się z zupełnie nieoczekiwanej strony szansa powrotu do pomysłu prof. Majewskiego.
- Otóż ówczesny dyrektor Kopalni Siarki w Grzybowie Eugeniusz Gutman poinformował, że na szczycie Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej zapadła decyzja o budowie nowej kopalni siarki w Osieku. Miał ją prowadzić dr Gutman, który na spotkaniu w swoim domu z prof. Majewskim i ze mną, powiedział, że z olbrzymich pieniędzy, które otrzyma na ten cel wykroi część na remont Krzyżtoporu. Doszło nawet do uzgodnień pomiędzy ministerstwem kultury, tarnobrzeskim urzędem wojewódzkim oraz Kopalniami i Zakładami Chemicznymi Siarki „Siarkopol” w Grzybowie. Niestety znowu do głosu doszły burzliwe wydarzenia przełomu lat 1989/1990, które zniweczyły wszystkie plany. Niebawem jednak pojawiła się kolejna iskierka nadziei. Okazało się, że rząd amerykański zainteresowany jest nietuzinkową budowlą w Polsce. Dowiedziawszy się o tym poufną drogą, podsunęliśmy stronie amerykańskiej sugestię dotyczącą Krzyżtoporu. Bardzo im ten pomysł przypadł do gustu. Mieli zamiar nie tylko odbudować zamek, ale dodatkowo wznieść kilka obiektów położonych w obrębie kilku kilometrów od Ujazdu. Miało w ten sposób powstać centrum kongresowo-turystyczne dające zatrudnienie tysiącom osób - mówi Adam Wójcik-Łużycki.
Niestety i ta szansa przepadła, rząd polski bowiem miał na głowie zrujnowaną gospodarkę kraju, sięgającą przysłowiowego bruku.
O tych i wielu innych, równie frapujących historiach polskich zamków Adam Wójcik-Łużycki opowiadał podczas promocji swej najnowszej książki „Moje spotkania z zamkami”, która odbyła się w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tarnobrzegu.
Zainteresowani opowieściami o niecodziennych zamierzchłych i całkiem współczesnych dziejach najpiękniejszych polskich zamków więcej dowiedzą się ze wspomnianej publikacji.