Aborcja nie usuwa z życia kobiety problemów, lecz je pomnaża. One dopiero zaczynają się, gdy matka uświadomi sobie co zrobiła - mówi Doroty Sobolewska-Bielecka, autorka książki „Gdybyś mogła cofnąć czas”.
Które z tych świadectw wywarło na Pani największe i najtrudniejsze zarazem wrażenie?
Właściwie każda taka historia jest dla mnie niezmiernie trudna, bo niewinnemu dziecku zostaje odebrane życie, jednak najbardziej bulwersują mnie postawy rodziców, gdy namawiają do aborcji swoją córkę, tak w przypadku Ani, bohaterki świadectwa „Wszystko będzie dobrze”.
Beatę, której historia zawarta jest w świadectwie „Dałam się namówić”, do aborcji skłonił mąż i teściowa. Choć mieszkanie było rzeczywiście małe dla małżeństwa z dwójką synów, to Beata jest dziś przekonana, że znalazłoby się miejsce także dla trzeciego dziecka, niechcianego przez ojca i babcię. Beata dała się namówić, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają jej spokojnie żyć. Trzeba pamiętać, że osoby, które podżegają kobiety do pozbycia się ciąży są tak samo odpowiedzialne za śmierć niewinnego dziecka. Za nakłanianie do aborcji grozi kara do trzech lat więzienia.
Co czują kobiety, które nie zdecydowały się na aborcję, choć w czasie ciąży pojawiła się im taka myśl?
Szczęście, ogromne szczęście, bo uświadamiają sobie, że tak niewiele brakowało, by tego dziecka teraz nie było przy nich. Te problemy, które wydawały się nie do pokonania, jakoś zostały rozwiązane, przestały być istotne, na życie zaczęły patrzeć inaczej. Nigdy nie spotkałam się z wypowiedzią, aby kobieta po urodzeniu „niechcianego” dziecka żałowała swej decyzji. Nigdy. Te dzieci, których życie było zagrożone, a to czy przeżyją zależało od matki, są teraz jej największą radością. Kiedyś napisała do mnie kobieta, samotna matka czwórki dzieci. Przyznała się, że chciała dokonać aborcji czwartego dziecka z jakichś tam powodów. Jednak podjęła słuszną decyzję i urodziła. To był dla niej najszczęśliwszy dzień w życiu, gdy późnym wieczorem urodziła syna, nie zmrużyła oka do rana, upajała się szczęściem, że nie zbłądziła, że pozwoliła żyć własnemu dziecku.
Takie osoby, którym gdzieś tam przemknęła myśl o aborcji, chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami i z dużym zaangażowaniem bronią życia nienarodzonych dzieci. Oczywiście w obronę życia angażują się nie tylko kobiety, ale i mężczyźni, a wielu z nich „murem stanęło” za nienarodzonym, dzieckiem, którego życie było zagrożone. Kiedy Radek, fan muzyki heavy-metalowej zauważył, że koleżanka z klasy jest w ciąży, powstałej w wyniku gwałtu, i rozważa aborcję natychmiast starał się ją odwieść od tej decyzji.
Nie było to proste, bo dziewczynę nawet matka próbowała zmusić do aborcji, ale w końcu przekonał ją, na świat przyszła dziewczynka, „oczko w głowie” matki, dziadków oraz Radka, który jest dumny z siebie, że przekonał koleżankę, by nie wymierzyła kary śmierci dziecku za to, że jego ojciec jest przestępcą. Zwierzenia osób, z którymi się zetknęłam zbierając materiały do książki dowodzą, że z tego niechcianego dziecka zwykle wyrasta bardzo chciana córka czy syn, a po latach gorąco dziękują Bogu, że nie popełniły tego strasznego czynu.
Czy jest jakaś wspólna cecha łącząca te świadectwa?
Jak widzimy historie są różne, różne są losy kobiet, a dziecko nie zawsze pojawia się w tym odpowiednim momencie. Zapewne każdej z bohaterek świadectw wydawało się, że jej historia była wyjątkowa, nie do rozplątania, że aborcja to jedyne wyjście. Mogło się tak wydawać, ale jeszcze w momencie, gdy dziecko miało bezpieczne schronienie w łonie matki. Potem było za późno, tego strasznego błędu już nie można było naprawić. Potem zrozumiały, że nie warto było zabijać dziecka, bo trudne warunki mieszkaniowe, kłopoty z pracą, wstyd przed sąsiadami czy niechęć ojca, to tylko nic nieznaczące przeszkody.
Cudownie byłoby na świecie, gdyby wszyscy ludzie byli chciani, ci starzy, niezdarni, niepełnosprawni czy stwarzający jakieś problemy rodzinne czy społeczne. Jednak problemów nie można rozwiązywać eliminując niewygodne osoby czy przyzwalając na zabijanie nienarodzonych dzieci.
Z ruchami pro-life jest Pani związana od lat. Ma na swoim koncie książki, ale również inicjuje Pani inne przedsięwzięcia.
Poza pisaniem książek dotyczących obrony życia dzieci nienarodzonych biorę udział w wykładach na zaproszenie szkół czy ośrodków kultury, współorganizuję Marsze dla Życia w Staszowie, a przede wszystkim staram się docierać z tą informacją do wielu środowisk. Wiadomo, że trudno przebić się z tym tematem do prasy niekatolickiej, toteż wielokrotnie proponowałam redakcjom opowiadania z zawartą ideą, że warto bronić życia dziecka nienarodzonego. Czasem udawało się je opublikować i mam nadzieję, że choć jedna kobieta nosząca się z zamiarem aborcji podjęła właściwą decyzję.
Pani plany na przyszłość.
Swoje plany na przyszłość wiążę w dalszym ciągu z obroną życia i jest to dla mnie priorytet. Cieszę się bardzo, ze w wyborach zwyciężyły siły prawicowe, które sprzyjają obronie życia człowieka od poczęcia po naturalną śmierć. Choć z doniesień prasowych wynika, że w tym roku kończy się program in vitro, to tej procedurze, będącej zamachem na ludzkie życie poświęcam książkę, która wkrótce się ukaże. Wiele miejsca poświęcam w niej także taniej i skutecznej metodzie leczenia niepłodności jaką jest naprotechnologia.