Kilka dni temu w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. dr Michała Marczaka w Tarnobrzegu odbyła się promocja najnowszego tomiku wierszy autorstwa Grzegorza Kociuby „Osady”. Poety, krytyka literackiego oraz profesora języka polskiego w Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Kopernika w Tarnobrzegu.
Marta Woynarowska: Skąd tytuł „Osady”?
Grzegorz Kociuba: Szczerze mówiąc z tytułami moich tomików mam pewien problem. W momencie pisania wiersza nie mam za bardzo pomysłu na tytuł. Pojawia się on dopiero u końca pracy. Niektórzy autorzy zaczynają od tytułu, u mnie ten proces przebiega w odwrotnym kierunku.
Jeśli chodzi o najnowszy tomik, to tytuł zaczął klarować się, kiedy przystąpiłem do komponowania książki. Przyglądając się tym utworom i próbując je interpretować, pomyślałem, że jest to tomik, w którym, jeśli nie definitywnie to jednak w pewnej mierze, udało mi coś ustalić, wyrazić. Skojarzyłem to z czymś co się osadza; osadza na sitach mojej świadomości, wrażliwości, a skoro się ostało, to może ma jakąś wartość.
Przyznaję, że staram się unikać tytułów metaforycznych, zaskakujących, w których niektórzy autorzy się lubują. Raczej stawiam na tytuły zwięzłe. Zwięzłość przy jednoczesnej wieloznaczności.
W recenzjach Pańskich wierszy przewija się stwierdzenie, że najbliżej Panu do egzystencjalizmu. Czy to rzeczywiście nurt filozoficzny Panu najbliższy?
Grzegorz Kociuba: Kończyłem filologię polską, na której naturalnie odbywały się zajęcia z historii filozofii, zatem musiałem ją poznać. Żałuję trochę, że nie zdecydowałem się na drugi kierunek, czyli filozofię, niemniej uważam, że jestem w filozofii, zwłaszcza XIX i XX wieku, nieźle zorientowany. I mogę z całą stanowczością stwierdzić, że z XX-wiecznych nurtów najbliższy jest mi egzystencjalizm, który jest obecny w mojej poezji. Wynika to także z faktu, iż egzystencjaliści, zwłaszcza francuscy, byli również dobrymi pisarzami, jak choćby Sartre, który napisał tylko jedną książkę stricte filozoficzną. Później swoje poglądy prezentował w powieściach. Egzystencjalizm był reakcją na wielką filozofię systemową, która zakończyła się w Europie Zachodniej na Heglu. Uświadomiono sobie wówczas, że po autorze „Fenomenologii ducha” nie uda się już zbudować całościowego systemu. Za filozofa kluczowego dla XX w., od którego wywodzi się wiele nurtów zwłaszcza tzw. filozofii życia, czy filozofii zorientowanej bardziej na refleksję aksjologiczną i etyczną, uważam Nietzschego. Czytam go wciąż na nowo, jest on bardzo ważnym dla mnie myślicielem. Dobrze, że pojawiają się nowe przekłady jego książek, gdyż tłumaczenia modernistyczne są praktycznie nie do czytania ze względu na anachroniczny i manieryczny język. Nietzsche to myśliciel, z którym prowadzę od lat swe prywatne zmagania. Drugim jest Emil Cioran, tłumaczony m.in. przez znakomitego Ireneusza Kanię. Naturalnie sięgam także po XIX-wiecznych ojców egzystencjalizmu, jak choćby Kierkegaard.
Nowym tomikiem zaskoczy Pan czytelników? Czy raczej powinni spodziewać się kontynuacji?
Grzegorz Kociuba: Widziałbym go raczej jako kontynuację. Wydaje mi się, że nie należę do autorów, którzy z tomiku na tomik dokonują gwałtownych zwrotów. Nie piszę w stylu radykalnych zmian, wypływających z przekonania, że w kolejnym tomiku nie należy się powtarzać, że trzeba zmienić poetykę, obszar zainteresowania, sposób komunikowania z czytelnikiem. Martwi mnie to, zwłaszcza w przypadku młodych a obiecujących poetów. Przekonanie, że muszę się zmieniać, zaskakiwać czymś nowym i oferować coś, czego wcześniej nie było, jest moim zdaniem bardzo złudne. Dlatego identyfikuję się z twórcami przyjmującymi postawę ewolucyjną. To przypomina pisanie wciąż tego samego wiersza, a zarazem zbliżanie się do rzeczywistości z różnych stron. Uważam siebie za poetę ewolucyjnego, nie zaś rewolucyjnego.
Co daje Panu poezja jako twórcy?
Grzegorz Kociuba: Myślę, że pisanie wiersza pozwala mi na utrzymywanie się na pewnym poziomie duchowej intensywności. Wiersz wymaga skupienia, koncentracji, a zarazem jest próbą wgryzania się w rzeczywistość, schodzenia pod jej powierzchnię, docierania do osobistej prawdy o świecie. Wiersz to próba zapisania świata, odkrywanego na własny rachunek, na własną miarę.
A jako odbiorcy? Jest pan przecież znanym i wysoko cenionym krytykiem literackim.
Grzegorz Kociuba: Jako krytyk, czyli ktoś, kto czyta bardzo dużo poezji i stara się ją komentować, a także wyznaczać linie rozwojowe dzisiejszej liryki, szukam w niej ujęcia świata, który mnie samemu jest niedostępny. To tak, jakby ktoś przyszedł do mnie i zaproponował mi obejrzenie rzeczywistości z zupełnie innej strony. Jest to szalenie ważne, gdyż wzbogaca moje postrzeganie świata, pozwala na poznanie czegoś nowego o nim i o mnie samym.
Szczególnie bliska jest mi poezja nie będąca artystycznym fajerwerkiem. Zdecydowanie wolę wiersz, w którym widać człowieka, który coś przeżył, czegoś doświadczył, coś zrozumiał i przepracował to zarówno duchowo, jak i językowo, i potrafi o tym w niebanalny sposób opowiedzieć.
Jaka jest kondycja polskiej poezji?
Grzegorz Kociuba: Według mnie najnowsza polska poezja ma się dobrze. Przez najnowszą rozumiem poezję po przemianach ustrojowych 89 roku, kiedy to literatura musiała zmierzyć się nie tylko z nową rzeczywistością powstałą po upadku poprzedniego systemu, ale również z nowymi warunkami dyktowanymi przez rynek. Cieszy mnie różnorodność języków, dykcji najnowszej polskiej poezji. Należy podkreślić, iż na dzisiejsze funkcjonowanie literatury mają ogromny wpływ media elektroniczne. Funkcjonuje szereg portali poetyckich, na których swoje wiersze publikuje wielu twórców. Obok liryki ukazują się na nich również teksty krytycznoliterackie. Ale mimo całej ten pogoni za nowoczesnością, nadal nobilitujące jest wydanie wierszy w wersji papierowej. Jest to bowiem pewna weryfikacja. Wcześniej ta weryfikacja była znacznie ostrzejsza, gdyż wydawnictwa miały swoich redaktorów, recenzentów, zanim tomik się ukazał przechodził przez sito redaktorskie. Dzisiaj bywa z tym rozmaicie, ale w cenionych oficynach pilnuje się poziomu publikowanych utworów. Obowiązek ten spoczywa na redaktorach będących osobami profesjonalnie zajmującymi się badaniem i komentowaniem literatury albo na poetach z dużym dorobkiem twórczym.
Kondycja poezji mnie nie martwi, za to napawa mnie obawą fakt niemożliwości objęcia tej nieobjętej ziemi. Ukazuje się bardzo wiele wydawnictw dystrybuowanych prywatnymi kanałami. Niestety, w obiegu księgarskim 90 procent publikacji jest całkowicie nieobeca. Księgarnie nie są bowiem zainteresowane tego rodzaju literaturą, gdyż jest ona mało chodliwa. A liczy się przede wszystkim sprzedaż, zysk. Wyjątek stanowią sytuacje, gdy tomik poetycki zostanie wyróżniony jakąś uznaną nagrodą, jak choćby nagroda „Nike czy inne. Maszyneria promująca poezję jest rozbudowana. Czasami odnoszę nawet wrażenie, że nazbyt rozbudowana, gdyż ilość poetyckich konkursów nie zawsze idzie w parze z ich artystycznym poziomem.
Czy jest coś, co irytuje Pana we współczesnej poezji?
Grzegorz Kociuba: Owszem, jest to zjawisko… „szybkiego efektu”, potrzeba natychmiastowego zaistnienia, lansowanie siebie za wszelką cenę. I druga sprawa, nadmierna obecność w mediach. Według mnie zarówno poecie, jak i ambitnemu prozaikowi niespecjalnie to służy, gdyż wcześniej czy później stają się medialnym towarem używanym i zużywanym przez stacje telewizyjne, radiowe czy tytuły prasowe. Poeta, pisarz, artysta powinni być zawsze nieco obok tego, co doraźne, bieżące, a zarazem krzykliwe i jazgotliwe.