Jak co roku jesienne zbiory w sandomierskich sadach są radością za cały rok trudu, ale i niosą wiele problemów z ceną i zbytem produktu.
Sadownicze żniwa cieszą, bo w tym roku szykują się dobre zbiory. Z drugiej strony zbytni urodzaj wiąże się z dużą podażą, która nie gwarantuje dobrej ceny. Sadownicy to producenci grający w przysłowiową ruletkę, tylko że owocową. Ich zyski uzależnione są od wielu czynników – począwszy od tych, na które mają mały wpływ: pogoda, deszcz, grad, mróz, po te czysto ludzkie, wynikające z handlowych rozgrywek. Które też nie zależą od nich, lecz od pośredników zarabiających najwięcej w handlowym łańcuchu.
Jeśli przychodzi urodzaj, to cena idzie w dół i rolnik musi sprzedawać cenny towar za marne grosze. Jeśli na drzewach powieje pustką, to cena dobra, ale owoców jak na lekarstwo. I tak zawsze największe straty ponosi rolnik i sadownik.
W tym roku producenci z nadzieją patrzą na zbiory. Nie są złe, choć grad w wielu miejscach zrobił swoje. Cena mogłaby być lepsza, jednak liczą na więcej w zimowych miesiącach. Ważne, że lokalne jabłko staje się towarem coraz bardziej poszukiwanym. To świadczy o fachowości sandomierskich sadowników i wspólnych staraniach grup producenckich promujących lokalną markę.