Takim był - ojciec i pasterz

ks. Tomasz Lis ks. Tomasz Lis

publikacja 14.10.2017 16:26

- O zmarłych mówimy często z żalem, iż odeszli. Myślę, że częściej trzeba mówić z wdzięcznością, że żyli wśród nas. Ściśle mówiąc, oni nadal żyją, nie tylko u Boga, ale żyją także w swoich dziełach, które pozostawili, żyją w nas, w formie dobra, które zrodziło się dzięki nim - mówi ks. prof. Zdzisław Janiec, przez lata osobisty sekretarz bp. Wacława Świerzawskiego.

Takim był - ojciec i pasterz Z wizyta u pielgrzymów na Jasną Górę Archiwum diecezji

Chciał byśmy byli jedno

Biskup senior Edward Frankowski

Dziękuję Panu Bogu, że na mojej drodze posługi biskupiej był obecny bp Wacław Świerzawski. Widziałem w nim opatrznościowego Męża Bożego, który był przede wszystkim bardzo głęboki w swoim myśleniu. Był człowiekiem głębokiej wiary. Głęboko przeżywał tajemnice Boże, zwłaszcza Eucharystię. Jego modlitwa pozytywnie na nas oddziaływała, pobudzała nas do tego, abyśmy sami byli rozmodleni. Podziwiałem Jego twórczość intelektualną. Jego bardzo bogaty dorobek naukowy, zwłaszcza w tematyce teologicznej. Budował nas i pozwalał na to, abyśmy nie tylko go słuchali i obserwowali, ale też abyśmy mogli pochylić się nad jego tekstami i czerpać z nich wielką mądrość.

Przyjął naszą sandomierską diecezję w momencie bardzo trudnym. Była w nowych granicach i trzeba ją było zintegrować z czterech części sąsiednich diecezji: sandomiersko-radomskiej, przemyskiej, lubelskiej i tarnowskiej. Były duże różnice kulturowe i społeczne między tymi częściami, wynikające z różnych zaszłości historycznych w tym granic zaborów, ale biskup integrował je. Temu celowi poświęcił też II synod diecezjalny.

Takim był - ojciec i pasterz   Inauguracja II Synodu Diecezji Sandomierskiej. Archiwum diecezji Cechowała go wielka troska o to, żeby poziom życia kleryków w seminarium i księży w parafiach był jak najwyższy, żebyśmy tworzyli wspólnotę, czuli się za siebie odpowiedzialni, pomagali sobie i wspierali się w dążeniu do doskonałości.

Pochodził ze wschodu, więc miał w sobie dużo ciepła i troski szczególnie odnośnie spraw naszego narodu i ojczyzny. Często dawał temu wyraz w spotkaniach i rozmowach. Miał dużą łatwość w kontaktach z różnymi osobami. Był rektorem Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, wiernym imponowało to, że biskupem jest profesor doktor habilitowany. Kiedy poznawało się go bliżej, spotykało z nim to uderzała głębia jego życia duchowego, autentyczność postawy i wielka miłość do Chrystusa, którą nosił w sobie i dzielił się obficie ze wszystkimi.

Rozkochany w Bogu

Ks. prof. Zdzisław Janiec, osobisty sekretarz

Biskup Wacław był człowiekiem, a o to najtrudniej. Od pierwszej chwili ujął mnie swoją dobrocią i życzliwością. W miarę lat, coraz bliżej współpracując z moim biskupem, uświadamiałem sobie, że obcuję z kimś bardzo dobrym i szlachetnym. Mówiąc o jego dobroci muszę zaznaczyć, że była to dobroć krytyczna, a niekiedy przekorna. Był człowiekiem rzeczowym, nie ulegającym nastrojom uczuciowym. W wielu sprawach kapłańskich i naukowych ugruntowałem się dzięki niemu.

Swoją postawą i poglądami utrwalił we mnie wielką miłość do Kościoła i nauki. „Niech ksiądz Zdzisław nie zagubi ognia i zapału do pracy teologicznej, a zwłaszcza w liturgii” - często mi powtarzał. „Przynajmniej kilka zdań na dzień, ale trzeba napisać. Teolog, który nie pisze, cofa się” - dodawał. Dlatego Ksiądz Biskup pisał, pisał dużo i dobrze. Umiał wykorzystać czas. Nawet w czasie podróży samochodem pracował, dając mi do zrozumienia, że „czas jest łaską”. Często miałem okazję podpatrywać jego przeogromną pracowitość. Gdy mnie pytano: „Kiedy Biskup ma czas na pisanie”, zawsze odpowiadałem jego słowami: „Mój Biskup pisze w międzyczasie”. Praca kapłańska i biskupia, a także naukowa była możliwa - jeszcze raz podkreślam - dzięki wielkiej pracowitości i systematyczności. Był niezmordowany na tym odcinku. Praca ta wymagała obszernej lektury, opanowania literatury naukowej, koncentracji sił i osobistych ograniczeń. Nie uprawiał w związku z tym życia towarzyskiego. Nie brał udziału w spotkaniach towarzyskich, poza zgromadzeniami naukowymi. Pozostawił po sobie liczne dzieła, prawie 60 książek i ponad 1300 publikacji. Z pewnością, a zarazem pełną świadomością, muszę powiedzieć, iż był dla mnie „bezpłatnym uniwersytetem”. Takim był - ojciec i pasterz   Podczas procesji Bożego Ciała w Sandomierzu Archiwum diecezji Biskup Świerzawski był rozkochany w Bogu i zakochany w kapłaństwie, a jednocześnie tak bardzo ludzki. Kapłaństwo pojmował jako sposób życia, a nie zawód. Miał uzdolnienia kaznodziejskie. Był dobrym konferencjalistą, wyśmienitym kaznodzieją i wykładowcą. Ksiądz Biskup czytał wiele, a potem to „przetrawiał” na swój sposób i dzielił się tym ze słuchaczami. Pod zewnętrzną szatą i trochę sztywnymi formami towarzyskimi, kryło się dobre, życzliwe dla ludzi, serce. Był jak ojciec dla kapłanów, których nigdy nie skrzywdził. Był kapłanem i biskupem ubogim. Traktował ubóstwo jako jeden z istotnych przymiotów kapłaństwa. Widział w nim najbardziej aktualne i najskuteczniejsze świadectwo w świecie współczesnym.

Wspomnienie o naszym ojcu

Siostra Danuta Fortuna CHR

Niemożliwe jest zawarcie w kilku zdaniach wspomnień o ojcu założycielu, gdy więź trwa 57 lat. Trwa, bo śmierć Ojca jej nie przerwała. Poszczególne stacje tej więzi tworzą duszpasterstwo akademickie przy kościele św. Anny, wspólnota eucharystyczna w kościele św. Marka w Krakowie. Budował ją ojciec niestrudzenie przez homilie, katechezy, rekolekcje i kierownictwo duchowe, przynależność kolejno do dwóch wspólnot życia konsekrowanego w świecie i do zgromadzenia sióstr jadwiżanek wawelskich, posługa w katechumenacie i w seminarium duchownym w Sandomierzu, wreszcie towarzyszenie biskupowi w Zawichoście w jego cierpieniu.

Mając od wielu lat przywilej przygotowywania mów ojca do druku, zacytuję tylko kilka fragmentów, które najlepiej oddają istotę więzi Ojca z nami wszystkimi, którzy jesteśmy jego duchowymi dziećmi: „Głównym wątkiem moich poszukiwań i teologicznych, i egzystencjanych, jest Obecny. Podtekstem wszystkich wypowiedzi jest odkrycie tego, co stoi u fundamentów charyzmatu, który opiera się na osi, jaką jest Obecny w Eucharystii: to jest ten błysk światła, odkrycie, że korelatem Boga jest wspólnota! Obecny Pan jest sensem nie tylko mojego życia, ale wszystkiego, co jest. Sensem istnienia każdego człowieka, każdej rodziny, każdego narodu, świata i wszechświata”.

Takim był - ojciec i pasterz   Na emeryturze w Zawichoście Henryk Przondziono /Foto Gość „Chciałbym wam pomóc jeszcze raz spojrzeć na codzienność Eucharystii. Znowu powiecie: mówi zawsze o tym samym. Tak, mówię zawsze o tym samym. I do śmierci chciałbym o tym mówić. To jest najbardziej pasjonujący w moim życiu i temat, i wątek. I moim zdaniem najbardziej istotny. I najbardziej, niestety, nie rozpoznany przez wielu i przez wielu nie rozumiany. Gdyby człowiek poznał i umiłował do końca to, co każdego dnia czyni i kapłan, i lud, który uczestniczy we Mszy świętej, to bez patosu można powtórzyć zdanie św. proboszcza z Ars: "Musiałby umrzeć. Nie z lęku, ale z miłości”.

Ojcowska troskliwość

Ks. Bogusław Pitucha, dyrektor Diecezjalnej Caritas

Biskupa Wacława Świerzawskiego poznałem już jako ordynariusza sandomierskiego na spotkaniach formacji młodych kapłanów. Przychodził do nas na wykłady, by skierować swoje słowo. Już wtedy można było poznać głębię jego duchowości. Jego książka „List do moich kapłanów” to duchowy przekaz jego troski o kapłaństwo i poszczególnych księży. To jego decyzji zawdzięczam moją obecną posługę w Diecezjalnej Caritas. Nie zapomnę spotkania w 1997 r., kiedy biskup wracał z miejscowości dotkniętych powodzią i zatrzymał się w Koprzywnicy, gdzie byłem wikariuszem. Zabrał mnie na długi spacer. Podczas rozmowy mówił o swojej wizji odnośnie mojej posługi w Caritas, a równocześnie rozpoznawał możliwości, co można zrobić, by bardziej ukierunkować się na pomoc najbardziej potrzebującym. Tę rozmowę pamiętam do dziś. Uderzyła mnie wtedy jego ojcowska troskliwość i serdeczność.

Takim był - ojciec i pasterz   Dzieci z Niska ofiarowały bp Wacławowi "Misia Koalo" Archiwum diecezji Dzięki jego zaangażowaniu budynki po dawnym szpitalu miejskim zostały zwrócone Kościołowi i życzeniem bp. Wacława było, aby stały się miejscem działania Caritas, by właśnie w tym miejscu kontynuować kościelne dzieła charytatywne i dobroczynne. Jego wrażliwość na Chrystusa obecnego w Eucharystii była impulsem do tego, aby w kościele pw. Ducha Świętego w Sandomierzu była codzienna adoracja Najświętszego Sakramentu i posługa kapłanów w konfesjonale. Dziś po latach widzimy, że te dzieła przynoszą dobre i błogosławione owoce.

Tylko dobrze piszcie

Marta Woynarowska, dziennikarka sandomierskiego Gościa Niedzielnego

Obejmując w 1992 r. diecezję sandomierską w jej nowych granicach biskup Wacław Świerzawski zwrócił uwagę na konieczność wprowadzenia czasopisma katolickiego. Po wybuchu II wojny światowej oraz w czasie rządów komunistycznych zamarła bogata tradycja wydawnicza. Bp Świerzawski w 1994 r. zdecydował się na nawiązanie współpracy z „Gościem Niedzielnym”, który po reformie administracyjnej Kościoła w Polsce, postanowił w odpowiedzi na liczne sugestie płynące z różnych stron kraju, tworzyć lokalne oddziały w poszczególnych diecezjach. I tak powstała wtedy mutacja sandomierska.

Takim był - ojciec i pasterz   Podczas spotkania z papieżem Janem Pawłem II w 1980 r. Archiwum diecezji W jubileuszowym albumie „75 lat Gościa Niedzielnego” bp Wacław Świerzawski pisał: „Słowo jest narzędziem potężnym, zdolnym przenieść treść umysłu i serca jednego człowieka w umysł i serce drugiego. Słowo przebrzmi, ale treść zostanie. Wielka jest więc odpowiedzialność na słowo. […] Niedziela jest czasem uprzywilejowanym, by kształtować w sobie takie rozumienie chrześcijaństwa, by nauczyć się dawać dojrzałą odpowiedź na usłyszane słowo Boga. Wielką pomocą - obok homilii usłyszanej podczas Mszy świętej – może tu być dobra lektura, czyjeś pomocne słowo. „Gość Niedzielny” chce być właśnie tym słowem, które w niedzielę przychodzi do domów ludzi wierzących, by pomagać im w przyjmowaniu i głoszeniu życiem Dobrej Nowiny o zbawieniu”. Z wielką życzliwością odnosił się do redakcji ogólnej, jak i sandomierskiej. Często powtarzał nam „Tylko dobrze piszcie”.

Spacerowałem z biskupem

Rafał, mieszkaniec Radomyśla nad Sanem

„Czyj ty jesteś?” - do dziś pamiętam to pytanie, które padło od przypadkowo spotkanego w radomyskich lasach przechodnia. Zdziwiło mnie, że ma duży krzyż na piersi. Pomyślałem, że to ktoś ważny. „Nie bój się, to tylko twój biskup” - dodał, nie czekając na moją odpowiedź. Pamiętam, że speszyłem się jeszcze bardziej. Chciałem ucałować biskupi pierścień, ale nie pozwolił. Potem biskup wypytywał mnie, gdzie chodzę do szkoły, co czytam, czym się interesuję. Stałem trochę oniemiały, nie wiedząc co mówić. Odpowiadałem tylko krótkimi zdaniami. Miałem wtedy 18 lat. Gdy powiedziałem, że zbliża się matura biskup dał mi trzymany w ręce różaniec, mówiąc: „Módl się, Matka Boża ci pomoże. A gdybyś chciał iść do seminarium, to powiedz to biskupowi”.

Mijały miesiące, czasami widywałem jak biskup przyjeżdżał pospacerować po naszych lasach, ale nie miałem odwagi podejść. Chyba się bałem, bo jakoś nie czułem powołania do seminarium. Po zdanej maturze pilnowałem, kiedy biskup przyjedzie na leśny spacer. Po kilku tygodniach zobaczyłem spacerującą postać i podszedłem. „Różaniec pomógł, zdałem maturę” - powiedziałem chcąc oddać różaniec. „Niech cię prowadzi przez życie” - powiedział biskup z życzliwym uśmiechem. Wyjechałem na studia i już nie miałem okazji go spotkać. Jego różaniec towarzyszy mi do dziś.

Lubił krupnik i pieczone ziemniaki

Siostra Helena, służka NMPN

Z przybyciem bp Wacława do Sandomierza przełożeni skierowali mnie do posługi w prowadzeniu domu biskupiego. Była zaskoczona, pełna obaw czy podołam. Z innymi siostrami ze zgromadzenia prowadziłyśmy kuchnię, dbałyśmy o porządek i normalne funkcjonowanie domu. Biskup Wacław był bardzo serdeczny, cenił sobie naszą pracę. Lubił typową polską kuchnię. Z zup najbardziej smakował mu rosół i krupnik, bardzo lubił także ziemniaki pieczone w mundurkach podane z masłem. Do drugiego dania lubił, aby była także kasza. Podkreślał, że jest zdrowa. Nie lubił nowości, cenił tradycyjne polskie dania. Posiłków nie jadał sam, gdy sekretarz musiał wyjechać, na obiad zapraszał księży z kurii lub z seminarium. Jak nie zdążył kogoś zaprosić, przychodził do kuchni i jadł razem z nami siostrami.

Takim był - ojciec i pasterz   Podczas wizyty Jana Pawła II w katedrze sandomierskiej. Archiwum diecezji Każdy dzień rozpoczynał długą modlitwą, potem przychodził na śniadanie. Wchodząc do jadalni mówił „my się jeszcze obudzili”, a ja odpowiadałam, „byśmy Cię Boże chwalili”. To jest fragment pieśni „Kiedy ranne wstają zorze”.

Niemal codziennie wieczorem wychodził do ogrodu na różaniec. Modlił się, spacerując wraz z towarzyszącymi mu osobami.

Był życzliwy i bardzo serdeczny. Bardzo cenił naszą posługę. I choć miał bardzo bogatą osobowość, dużą wiedzę, nigdy nie stwarzał dystansu. Zawsze umiał dostosować się do drugiego człowieka. Przy różnych okazjach bp Wacław miał zwyczaj wręczania różańca oraz książek z własnoręczną dedykacją. Mam kilka takich z jego wpisem. W domu biskupim w 1999 r. gościł papieża Jana Pawła II podczas jego wizyty w Sandomierzu.

Jak ojciec w rodzinie

Wiesława i Mirosław Bąkowie, Kościół Domowy

Najczęściej nasze spotkania z biskupem miały miejsce przy okazji różnych wydarzeń. Były one zawsze twórcze i inspirowały do działania. Bo czy może być coś piękniejszego w życiu rodziny niż to, że ojciec dostrzeże trud pracy, pochwali, wskaże na zasoby ludzkie i sposób ich wykorzystania? Rozmowy były pełne troskliwych pytań: co słychać? Jak rekolekcje, które niedawno organizowaliście? Jakie macie trudności? Na koniec zawsze dodawał: „nie zrażajcie się, róbcie swoje tu i teraz. Bóg wszystko widzi”.

Był zawsze jak dobry ojciec w rodzinie - tak jednym zdaniem możemy określić postawę bp. Wacława Świerzawskiego w stosunku do nas podczas pełnienia posługi pary diecezjalnej w Domowym Kościele. Pamiętamy jedno spotkanie, gdy składaliśmy życzenia biskupowi. Na zakończenie uścisnął nasze dłonie, ciepło się uśmiechnął i dodał: „bardzo wam dziękuję za pracę dla rodzin, niechaj one stają się święte”. Do dzisiaj pamiętamy serdeczny uśmiech. W dłuższych spotkaniach, gdy dzieliliśmy się naszą pracą i planami duszpasterskimi biskup był zasadniczy, szczegółowo pytał, dyskutował, korygował. Chyba najbardziej ujmującym było jego świadectwo wiary w czasie sprawowania liturgii. Misterium Mszy św. było dla niego wielkim wydarzeniem. Dla nas świeckich kapłaństwo biskupa Wacława odkrywane poprzez sprawowanie Mszy św. było darem.

Pamiętam jego notes

Siostra Adelajda Sielepin CHR

Miał zawsze notes, który otwierał, gdy się umawiał, i który jak symbol wskazywał na czas wypełniony każdego dnia po brzegi sprawami żyjącego Kościoła. To była osoba, która potrzebowała drugiego człowieka, ale i przyciągała, wzbudzając podobną potrzebę u innych. Może dlatego wciąż byli z nim ludzie. Ten notes wyglądał jak zapis pismem klinowym, chińskim. Były tam trudne do odczytania znaki, graficznie ciekawe, ale znane tylko autorowi, wypełniające całe strony kalendarza. Te kalendarze zachowały się do dziś. Tak jak ciasno było na tych stronach od zapisów, tak szczelnie wypełniony był każdy dzień bp. Wacława, odkąd go znałam. A jeszcze przy tym potrafił znaleźć czas na pisanie dziennika. Wielka aktywność i pracowitość, rzetelność i tempo które przechodziły na skupienie w modlitwie i na liturgii. Biskup własnym przykładem uczył wszystkie rzeczy odkrywać i przeżywać w Boży sposób. Jak się go czytało opacznie, to wyglądał na wyniosłego, a naprawdę był pokorny i jednoznaczny, bez pozy i udawania.