Miłość zmartwychwstała

Marta Woynarowska Marta Woynarowska

publikacja 27.02.2017 08:07

Muzyczna opowieść o życiu bł. s. Julii Rodzińskiej wybrzmiała w Tarnobrzeskim Domu Kultury.

Miłość zmartwychwstała Scena finałowa Marta Woynarowska /Foto Gość

Biografia dominikańskiej męczennicy z okresu II wojny światowej stała się kanwą musicalu „Miłość zmartwychwstała”, do którego libretto napisała s. Benedykta Karolina Baumann OP, zaś muzykę skomponował Przemysław Piechocki. Na scenie domu kultury zaprezentowali się muzycy i członkowie chórów z parafii św. Jadwigi we Wrześni oraz z Ośrodka Kultury w Środzie Wielkopolskiej. W partii s. Julii wystąpiła Weronika Szkudlarek.

Myśl stworzenia dużego musicalu narodziła się przypadkowo i nieprzypadkowo przed dwoma laty.

- Jakiś czas temu podjąłem współpracę z Domem Pomocy Społecznej w Mielżynie dla dzieci niepełnosprawnych, prowadzonym przez siostry dominikanki. Otrzymałem zaproszenie na spektakl opowiadający o życiu s. Julii Rodzińskiej, przygotowany przez dzieci z domu pomocy oraz grono wolontariuszy. Nie miałem szczególnej ochoty jechać, ale stwierdziłem, że nie wypada odmówić. Jakież było moje zaskoczenie już po pierwszych kilku minutach. Kiedy przedstawienie się skończyło byłem całkowicie rozbity emocjonalnie. Historia s. Julii jest nie tylko przepiękna, ale i przebogata. I wtedy wiedziałem już, że musi powstać coś większego niż półgodzinny spektakl. Zaproponowałem s. Benedykcie, żeby napisać duże, poważne dzieło, ze scenami zbiorowymi, w których mógłbym zaangażować chóry prowadzone przeze mnie.

- Geneza naszej współpracy ma nieco zabawny przebieg. Dwa lata temu, kiedy pracowałam w mielżyńskim DPS przyjechał Przemysław Piechocki, aby poprowadzić warsztaty muzyczne dla naszych podopiecznych. Podeszłam nieco sceptycznie do tego faktu. Ale kiedy usłyszałam i zobaczyłam, jak Przemek prowadzi je, że zupełnie odbiegają od takich standartowych, zwykłych warsztatów, stwierdziłam, że to jest coś. Warsztaty prowadzone były w związku z pomysłem nagrania płyty przez nasze dzieci i chórzystów z zespołów prowadzonych przez Przemka. I pomyślałam, że może warto byłoby stworzyć coś wspólnego – opowiada s. Benedykta. - Dobrym pretekstem był doroczny, czerwcowy zjazd rodzin, nie tylko z okolicznych miejscowości, ale również rodzin mieszkańców naszego domu pomocy. Każdego roku przygotowujemy specjalnie na tę okazję spektakl. I tak powstał musical oparty o fragmenty utworów Adama Mickiewicza. Okazał się strzałem w dziesiątkę.

W czasie prób do mickiewiczowskiego musicalu zrodziła się myśl napisania czegoś na znacznie większą skalę. Ale teraz chodziło o stworzenie czegoś całkowicie autorskiego, bez sięgania po cudze teksty. Decyzja o tworzeniu paroaktowego musicalu była o tyle łatwiejsza, że już wcześniej s. Benedykta i Przemysław Piechocki przetarli już szlaki. Początkowo s. Benedykta pomyślała, by sztuka opowiadała o Januszu Korczaku. Ale myśl tę szybo odrzuciła, uznała bowiem, że jest zbyt znany i dość często wykorzystywany. I wówczas przypomniała sobie, że przecież wychowawczynią, niezłomną obrończynią dzieci i również ofiarą hitlerowskiego obozu była bł. s. Julia Rodzińska, wyniesiona do grona błogosławionych razem ze 108 męczennikami II wojny światowej w 1999 r. przez papieża Jana Pawła II.

Napisania libretta podjęła się dominikanka, zaś muzykę skomponował Przemysław Piechocki.

Po trzech miesiącach od chwili, kiedy klamka zapadła, kompozytor otrzymał mail z pełnym scenariuszem. Wcześniej zaś sukcesywnie s. Benedykta przesyłała teksty piosenek.

Opowieść zaczyna się od śmierci ojca Stanisławy Rodzińskiej, przyszłej s. Julii, która wraz ze swą siostrą, jako sieroty, matka zmarła bowiem kilka lat wcześniej, trafiła do sierocińca prowadzonego przez dominikanki. – Tam Stasia spotkała s. Stanisławę, która miała za sobą podobne przeżycia - opowiada autorka libretta. - Dalej zaś poznajemy Stasię już jako s. Julię, jej pracę w sierocińcu dla dzieci w Wilnie, dramatyczny czas okupacji sowieckiej, a następnie niemieckiej. Wreszcie aresztowanie i przewiezienie do obozu koncentracyjnego w Stutthofie, gdzie w 1944 r. s. Julia zmarła na tyfus, którym zaraziła się dobrowolnie opiekując się chorymi, zgromadzonymi w bloku 30.

Libretto zostało wzbogacone także o historie będące fikcją literacką, a które dopełniają obraz tragicznych lat II wojny światowej. O tym opowiada historią nieszczęśliwej miłości dwojga młodych ludzi.

Musical miał już swoją premierę. Był kilkakrotnie wystawiany m.in. we Wrześni, Środzie Wielkopolskiej. Obecnie zaś artyści wyruszyli ze swą sztuką w Polskę. Na trasie nie mogło zabraknąć Tarnobrzega, na osiedlu Wielowieś znajduje się bowiem pierwszy klasztor sióstr dominikanek, założony jeszcze przez Matkę Kolumbę Białecką. - Do czerwca, czyli do końca obecnego sezonu artystycznego mamy już ustalone terminy występów m.in. w Krakowie, Nowym Sączu, Gnieźnie, Inowrocławiu, Piotrkowie Trybunalskim i kilku innych miejscowościach - wyjawia Przemysław Piechocki.

Tarnobrzeska publiczność, wśród której był biskup senior Edward Frankowski, burzą klasków nagrodziła występ artystów.