Ciemny habit, jasny fartuch

ks. Tomasz Lis

|

Gość Sandomierski 06/2015

publikacja 05.02.2015 00:00

Choć popularnie nazywane są szarytkami, to ich życie nie jest przeciętne ani szare. Pracują tam, gdzie najciężej. Odwiedzają osoby samotne i chore w ich domach, posługują starszym i umierającym w szpitalu oraz domach pomocy społecznej.

 Ważne są zabiegi pielęgniarskie, ale chorzy i starsi potrzebują także wsparcia psychicznego i duchowego Ważne są zabiegi pielęgniarskie, ale chorzy i starsi potrzebują także wsparcia psychicznego i duchowego
ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Wchodząc do Domu Pomocy Społecznej w Kurozwękach, ma się wrażenie, że niemal w każdym jego zakątku można spotkać siostrę szarytkę. Jedna wita serdecznym uśmiechem przy wejściu na portierni, kolejna posługuje w pokoju pielęgniarek, inne można spotkać, gdy pomagają mieszkańcom na salach, a siostra dyrektor jest oczywiście w swoim gabinecie. – Nasz założyciel, św. Wincenty à Paulo, posłał pierwsze siostry – wtedy jeszcze panie Miłosierdzia – aby posługiwały chorym, nosiły jedzenie ubogim i pomagały najuboższym i potrzebującym. Mimo że upłynęło już prawie 400 lat od założenia zgromadzenia, w naszym chryzmacie nic się nie zmieniło – opowiada s. Halina Romanowska.

Pielęgniarki ducha

W Domu Pomocy Społecznej pod opieką sióstr znajdują się osoby starsze i schorowane, które w domu nie miały odpowiednich warunków lub nie są samodzielne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.