Warszawskie dziecko

Marta Woynarowska

|

Gość Sandomierski 32/2014

publikacja 07.08.2014 00:00

– Nie określam siebie mianem powstańca, bo nie złożyłem przysięgi – wyjaśnia Kazimierz Kocowski. – Po prostu nie zdążyłem.

 – Moja walka zakończyła się piątego dnia – wspomina ostrowczanin – Moja walka zakończyła się piątego dnia – wspomina ostrowczanin
ks. Tomasz Lis /Foto Gość

Wydarzenia biegły tak szybko, że trudno było nadążyć – wspomina ostrowczanin. – W życiu często się zdarza, że to przypadek za nas decyduje. I takim przypadkiem było to, że powstanie warszawskie zastało mnie na Woli, przy ul. Ogrodowej, dokąd przyszedłem odwiedzić moją babcię, a jednocześnie kolegów. Pan Kazimierz urodził się w Warszawie. 1 września 1939 r. zamiast swojego pierwszego szkolnego dzwonka wyznaczającego początek edukacji usłyszał wybuchy bomb i warkot nadlatujących samolotów ze złowieszczą swastyką. Zaczęła się wojna, a później pięć trudnych lat niemieckiej okupacji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.