Walczą ze sobą o siebie

Marta Woynarowska, Andrzej Capiga

|

Gość Sandomierski 12/2014

publikacja 20.03.2014 00:00

Społeczeństwo. – Próbowałem przestać pić. Przysięgałem żonie, sobie, modliłem się: Panie Boże, spraw, bym więcej nie sięgał po kieliszek – opowiada pan Jacek, kierownik tarnobrzeskiej Wspólnoty AA. – I zaraz po Mszy szedłem, by z kolegami pić w Bażancie lub na plantach.

Trzeźwościowa pielgrzymka z Gorzyc do Radomyśla nad Sanem Trzeźwościowa pielgrzymka z Gorzyc do Radomyśla nad Sanem
Andrzej Capiga /GN

Teraz nie pije już od 15 lat i pomaga ludziom, do których kiedyś sam się zaliczał – alkoholikom.

Myślałem, że się zapiję

– Twierdziłem, że skoro nie jestem pijany w Wielkie Piątki, Środy Popielcowe, chodzę regularnie do kościoła w niedziele, to nie jest ze mną tak źle – kontynuuje pan Jacek. – Ale kiedy po kilkudniowym piciu w niedzielę umyty, elegancko ubrany szedłem na Mszę św., to stawałem jednak pod kasztanem przy murze, bo mimo wszystko zdawałem sobie sprawę, że wyglądam na „wczorajszego”. Organizm też zaczął się odzywać, pociłem się, było mi duszno, miałem wrażenie, że za chwilę dostanę zawału albo wylewu. Ale w głowie jednocześnie była jedna myśl, żeby po Eucharystii szybciutko skoczyć do Bażanta na jedno lub dwa piwka. Panem Jackiem potrząsnęło dopiero, kiedy spił się w Wielki Piątek. Zdarzyło się to dwa lata z rzędu. – Nikt nawet sobie nie wyobraża, jaki to był wstyd, kiedy ludzie wychodzili z kościoła po nabożeństwie Drogi Krzyżowej i z politowaniem, czasem pogardą patrzyli na nas, pijanych. Tego wstydu nie zapomnę – mówi. Mimo wielokrotnych prób nie był w stanie zerwać z nałogiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.