Powstanie ponad podziałami

Marta Woynarowska

publikacja 16.09.2013 20:57

Sesja naukowa w Zamku Dzikowskim zakończyła dwuczęściowe obchody 150. rocznicy bitwy pod Komorowem i śmierci Juliusza Tarnowskiego, których pierwszy akord miał miejsce 20 czerwca. Wtedy w sanktuarium Matki Bożej Dzikowskiej odsłonięta została tablica poświęcona tarnobrzeskim uczestnikom powstania styczniowego.

Powstanie ponad podziałami   Referat wygłasza prof. Norbert Kasparek Marta Woynarowska /GN Otworzył ją Witold Bochyński, prezes Stowarzyszenia „Dzików”, jednego z głównych organizatorów tarnobrzeskich obchodów rocznicy zrywu 1863 r.

- Witam na tym ważnym dla nas wydarzeniu, m.in. z racji objęcia go patronatem honorowym przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Bronisława Komorowskiego, co nie zdarza się zbyt często - mówił W. Bochyński. - Pamięć o powstaniu styczniowym winna integrować nasze społeczeństwo. Wobec różnic poglądowych, politycznych, bardzo pragnąłbym, aby te obchody potrafiły zatrzeć owe odrębności i sprawiły, że staniemy ponad podziałami - zaapelował do uczestników.

Podczas sesji głos zabrało czterech przedstawicieli nauki, którzy w różnych ujęciach przybliżyli zagadnienia związane ze czynem 1863 r.

- Tradycja jest to pewien rodzaj pamięci, która przetrwała i ma czemuś służyć - mówił dr hab. Tadeusz Zych, profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego. - W tym m.in. identyfikacji z postacią lub wydarzeniem historycznym. Dzisiaj mówimy o powstaniu styczniowym i dzikowskim bohaterze, Juliuszu Tarnowskim.

Prof. Zych, głównie z uwagi na liczną obecność uczniów tarnobrzeskich szkół, przybliżył postać Juliusza oraz okoliczności jego tragicznej śmierci w bitwie pod Komorowem. - Co się dzieje z pamięcią o Juliuszu po roku 1863? - pytał.

- Aby znaleźć odpowiedź, wydzieliłem trzy kategorie pamięci - rodzinną, instytucjonalną i lokalną. Naturalnie pierwszymi osobami przechowującymi pamięć o Juliuszu są Tarnowscy, ale przybiera ona specyficzny i nieco trudny charakter. Z jednej strony traktowany jest jako bohater, ale jednocześnie należy pamiętać, że jego brat Stanisław niedługo po powstaniu współtworzy nową formację polityczną tzw. stańczyków, którzy potępiają wszelkie zrywy niepodległościowe. Tarnowscy znaleźli się wówczas w trudnym położeniu - z jednej strony mieli romantyczny czyn Juliusza z drugiej zaś rozumną krytykę powstania. W tej sytuacji bohater spod Komorowa stał się swoistym zabezpieczeniem przed pojawiającymi się insynuacjami o pójście stańczyków drogą lojalizmu wobec zaborcy i rezygnację tym samym z niepodległości. Juliusz stał się dla Stanisława glejtem poświadczającym patriotyzm Tarnowskich.

Tadeusz Zych podkreślił również brak informacji w „Księdze gości” o obchodach rocznicy śmierci Juliusza. Pierwsza znana duża uroczystość odbyła się w 1913 r. w kościele ojców dominikanów, podczas której słynne kazanie wygłosił ks. Chodkowski, również powstaniec styczniowy, ostro krytykując pamiętny zryw. Niemniej o pamięci czynu Juliuszowego może świadczyć rok 1920, w którym tak jak w 1863, w Dzikowie formuje się oddział ochotników wyruszających na wojnę z bolszewikami.

- To swego rodzaju kalka postawy z 1863 r. - zauważył prof. Zych. Mówiąc o pamięci instytucjonalnej, podkreślił rolę Kościoła, który w okresie zaborów niejako zastępował nieistniejące państwo.

- Świątynia dominikańska stała się takim mauzoleum Juliusza - zauważył. - Każdy przychodzący do niej zwracał uwagę na widniejące w prezbiterium epitafium. I wreszcie chcę podkreślić pewien fenomen, jakim była pamięć lokalna, która przetrwała najmocniej wśród warstwy nie mającej nic wspólnego z arystokracją, ba nawet szlachtą. Najwięcej o Juliuszu napisali w tamtym okresie nasi dzikowscy chłopi na czele z Janem Słomką i Ferdynandem Kurasiem. Być może wynika to z faktu, iż w oddziale Juliusza walczyli miejscowi chłopi, rzemieślnicy. I to ich rodziny przechowały pamięć o komorowskiej bitwie i dzikowskim bohaterze.

 

Powstanie ponad podziałami   Pod tablicą złożono kwiaty Marta Woynarowska /GN O udziale Galicji w powstaniu styczniowym mówił dr hab. prof. Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego Andrzej Szmyt, który skupił się głównie na jednym z wydarzeń, nieudanym opanowaniu miasteczka Radziwiłów. - Galicja była poważnym zapleczem dla powstania styczniowego, podobnie jak i listopadowego - zauważył prof. Szmyt - choć przebieg obu zrywów był zupełnie odmienny. Podczas gdy postanie listopadowe miało formę walk regularnego wojska, to styczniowe było sumą dziesiątek bitew i potyczek większych lub mniejszych oddziałów, rozsianych głównie na obszarze Królestwa Polskiego, ale również Galicji i tzw. ziem zabranych, wcielonych do Rosji.

Inicjatorom powstania zależało, by był to zryw ogólnonarodowy obejmujący wszystkie dawne ziemie Rzeczypospolitej. Galicja z racji bliskiego położenia miała ogromne znaczenie dla rozszerzenia zrywu na ziemie ruskie. W tych zamiarach główną rolę mieli odegrać gen. Józef Wysocki, działacz emigracyjny oraz płk Edmund Różycki.

Ich zadaniem było przygotowanie wyprawy na Wołyń, poprzedzającej uderzenie na ziemie zabrane. Temu miała służyć ekspedycja na Radziwiłów, zakończona przegraną bitwą pod miasteczkiem, która rozegrała się 2 lipca 1863 r.

Prof. Szmyt zarysował całą otoczkę towarzyszącą przygotowaniom do wyprawy poczynionym przez Lwowski Komitet Powstańczy, w tym wewnętrzne rozgrywki polityczne. Nieudolność i brak zachowania należytej konspiracji spowodowały, iż Rosjanie i Austriacy dobrze znali plany Polaków. Stąd silna koncentracja wojsk zaborczych w Radziwiłowie i zaskoczenie strony polskiej. W efekcie w bitwie pod miasteczkiem zginęło kilkuset polskich powstańców.

Prof. dr hab. Norbert Kasparek skupił się na zagadnieniu emigracji popowstańczej. - Dlaczego wracamy do niej? - zastanawiał się naukowiec. - Dlatego, że choć żyła poza krajem, to jednak żyła i działała dla kraju – wyjaśnił. – Poprzez spory, czasem bardzo brutalne próbowała wypracować kształt przyszłego niepodległego państwa. Miało to pozwolić na uniknięcie rewolucji. Ale mówiąc o emigracji nie możemy nie wspomnieć o tej najważniejszej, czyli Wielkiej Emigracji, której nazwa nie ma nic wspólnego z liczbą, ale wynika z jej znaczenia w dziejach Polski. Tymczasem emigracja po powstaniu styczniowym była tylko kolejnym nurtem, który nie wniósł nic wielkiego, znaczącego w naszej historii. Nie cieszy się również wśród historyków zbyt wielkim zainteresowaniem, gdyż byłą małą strużką, która zasiliła tę wielką.

Prof. Kasparek zwrócił również uwagę na różnicę pod względem składu społecznego. W przeciwieństwie do Wielkiej Emigracji, gdzie zdecydowanie przeważała arystokracja i szlachta, po powstaniu styczniowym proporcje się diametralnie odwróciły i w Europę wyruszyli głównie inteligencja, studenci, rzemieślnicy, robotnicy oraz chłopi. Był to efekt braku uczestnictwa arystokracji w zrywie 1863 r. Oprócz Tarnowskich, jak podkreślił naukowiec, trudno znaleźć nazwiska innych przedstawicieli znaczących rodów. - 40 procent emigrantów stanowili ludzie, którzy nie ukończyli 25 roku życia - dodał prof. Kasparek.

Jako ostatni głos zabrał Bogusław Szwedo, który przybliżył biografie wybranych kawalerów Virtuti Militari, odznaczonych tym najwyższym orderem wojennym za udział w powstaniu styczniowym. - Kapituła, której posiedzenie ówczesny Naczelnik Państwa Józef Piłsudski wyznaczył nie bez powodu na 22 stycznia 1920 r., uhonorowała 59 weteranów styczniowych - mówił badacz. - Przyjęto i uszyto dla nich specjalne mundury, zaś władze i społeczeństwo otaczało ich szczególnym szacunkiem. Żołnierze, w tym oficerowie zaś bez względu na szarżę byli zobowiązani do oddawania im honorów wojskowych.

Na zakończenie sesji przedstawiciele władz miasta na czele z prezydentem Norbertem Mastalerzem, Stowarzyszenia Rodzin Powstańców Styczniowych oraz Stowarzyszenia Dzików złożyli wiązanki kwiatów pod  tablicą upamiętniającą trzech braci - Jana Dzierżysława, Juliusza i Stanisława, która znajduje się w kaplicy zamkowej.

Organizatorami rocznicowych obchodów były: Stowarzyszenie „Dzików”, Stowarzyszenie Rodzin Powstańców Styczniowych w Tarnobrzegu, Tarnobrzeskie Towarzystwo Historyczne Oddział PTH oraz Urząd Miasta.