Tysiąc lat temu pierwsi misjonarze docierali na nasze ziemie. Jedni mówią, że nad Wisłę koło Zawichostu, inni, że na świętokrzyską górę Łysiec. Oczywiście ważne jest to, aby znać korzenie swoje wiary, ale chyba ważniejsze jest to, jak wygląda dziś drzewo, które z tych korzeni wyrosło.
Kiedy i skąd w okolice Sandomierza dotarli pierwsi chrześcijanie? Mimo że ktoś pomyśli, że to pytanie standardowe w perspektywie obchodzonej 1050. rocznicy chrztu Polski, to jednak niepozbawione zasadniczych kwestii.
Po pierwsze historycznych.
Niemal każdorazowe wykopaliska prowadzone w Sandomierzu i jego okolicach wskazują, że dość szybko po chrzcie Mieszka dotarły tutaj chrześcijańskie zwyczaje. Odkrywane średniowieczne groby z początku istnienia miasta wskazują na chrześcijański charakter pochówków, oczywiście w wielu wypadkach z zaszłymi elementami pogańskimi, ale pokazujące zachodzące zmiany, które wnosiło chrześcijaństwo. Najstarsze sanktuarium na Świętym Krzyżu i benedyktyńska działalność w jego okolicy na pewno przynosiły konkretne efekty. Wiele wskazuje także na to, że jeszcze nawet przed Mieszkowym nawróceniem i chrztem mogli od wschodu w rejony Zawichostu docierać pierwsi ewangelizatorzy z tradycji cyrylo-metodiańskiej. Dlatego nasze chrześcijańskie korzenie, czyli przyjęcie wiary przez naszych przodków, nie jest ukryte w cieniu jakiejś nieodkrytej historii czy wyssanej z palca bajkowej opowieści. Jest realnym faktem. Jest historycznym momentem, który rozpoczął religijną, kulturową i społeczną przemianę, z której wyrosła nowa historia tych ziem.
Po drugie przyszłościowych, czyli perspektywicznych.
Podczas diecezjalnych obchodów 1050. rocznicy chrztu Polski w Zawichoście nad brzegiem Wisły zgromadziło się kilka tysięcy osób z całej diecezji, nie tylko po to, aby odnowić przyrzeczenia chrzcielne, ale aby zamanifestować, kim jesteśmy. Aby pokazać, że bycie człowiekiem ochrzczonym, chrześcijaninem, katolikiem to nie piętno czy współczesna szkarłatna litera, ale powód dumy i chluby. I gdy w całym kraju ruszały marsze obrony sprawy „X” lub poparcia dla sprawy „Y”, my ruszyliśmy w marszu wyznawców Jezusa. Bo w całej złożoności współczesnych problemów, tych politycznych i gospodarczych, można zapomnieć, kim staliśmy się w kluczowym momencie naszego życia, podczas naszego chrztu. To właśnie wtedy zostaliśmy włączeni w te historyczne korzenie naszej chrześcijańskiej przeszłości i one powinny mieć wpływ na to, jakie drzewo współczesnego Polska i Europejczyka dziś z nas wyrasta. Jakim chrześcijaninem jestem dziś ma więc konsekwencje, jakie będzie nasze wspólne jutro.